Lata wczesnej młodości spędził w Rzeszowie, później przeprowadził się do Katowic, gdzie ukończył studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Kilar był człowiekiem ze Lwowa, który ukochał Śląsk. Uczył się w Katowicach w Państwowym Liceum Muzycznym, a następnie w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Kompozytor otrzymał doktorat honoris causa Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego, oraz nagrodę "Lux ex Silesia" - "Światło ze Śląska".
Od początku lat 60. współtworzył, wraz z Krzysztofem Pendereckim i Henrykiem Mikołajem Góreckim, polską szkołę awangardową oraz nowy kierunek we współczesnej muzyce, zwany sonoryzmem - w 1974 r. skomponował poemat symfoniczny "Krzesany". Od tamtej chwili uchodził za czołowego przedstawiciela polskiej awangardy muzycznej. Na jego wczesne kompozycje wpływ miały m.in. twórczość Igora Strawińskiego i Beli Bartoka oraz jazz.
Był również cenionym kompozytorem muzyki filmowej. W młodości poznał reżysera Kazimierza Kutza.
W wywiadzie opublikowanym w książce "Kilar w bliskim planie" Violetty Rotter-Kozery, Kutz zdejmuje Kilara z piedestału. "Wtedy był birbantem, bo ten Kilar z późniejszych lat, którego my znamy, ten, który się nawrócił, a nawet stał się dewotem i sam się z tego śmiał, to jest Kilar po pewnym przełomie w życiu" - opowiadał o ich wspólnej młodości. "Wcześniej był niesłychanie radosny, lubił pić i jeść, uwielbiał piękne dziewczyny, ale był nieśmiałym człowiekiem. W nim nie było za grosz chamstwa czy agresji, był delikatny z natury, ale podobał się dziewczynom, właśnie przez to, że był taki jakby zwrócony do środka. Był szalenie atrakcyjny towarzysko, a przez tę swoją delikatność miał też coś takiego, co kobiety lubią i na to idą, chciałyby go… przewijać, najprościej mówiąc" - opowiadał. Wspominał również, że Kilar był smakoszem. "Strasznie lubił dobre rzeczy. Pamiętam, że jak wyjeżdżał z Katowic do Zakopanego, to żeby mnie rozzłościć, przysyłał kartki i taki mi robił pejzaż, że w tej wsi to śledzik po japońsku, a w tej to żurek. Gdy go poznałem, pił tylko whisky. (…) Nikt nie wie poza mną, że on był uzależniony od majonezu" - wyznał. "Być może stało się tak, ponieważ przesadzał z tymi rozkoszami kulinarnymi" - ocenił Kutz. "W czasie podróży z Warszawy do Katowic pękł mu wrzód żołądka. Wtedy był już bardzo znany. Pod Zawierciem kolejarze zatrzymali pociąg. Dzięki temu, że było blisko do szpitala, uratowano go" - przypomniał. Według reżysera, "to nim wstrząsnęło". "Uznał, że jest to znak. Być może wtedy też wzmocniła się jego religijność" - opowiadał.
Szczególna więź łączyła Kilara z Krzysztofem Zanussim - był autorem muzyki do wszystkich filmów tego reżysera. Poznali się przy pierwszym długometrażowym filmie Zanussiego "Struktura Kryształu". Oczywiście Kilar pisał również muzykę dla innych reżyserów - a były to wielkie nazwiska: Francis Coppola, Roman Polański, Kazimierz Kutz, Andrzej Wajda, Krzysztof Kieślowski. "Jako jego wierny współpracownik często wypominałem mu: dlaczego piszesz taką ładną muzykę dla moich konkurentów?, aż Kilar odpowiedział: zrób takie ładne filmy jak oni, to ci taką muzykę napiszę" - opowiadał Zanussi w jednym z wywiadów. "Jeżeli nasza przyjaźń wytrzymała nawet taki rodzaj prowokacji to znaczy, że była głęboka" - dodał.
Roman Polański i Wojciech Kilar poznali się jeszcze w czasach studenckich, jednak zawodowo po raz pierwszy współpracowali przy "Śmierci i dziewczynie" (1994). Kilar pisał też muzykę do innych filmów Polańskiego, np. "Dziewiątych wrót" i "Pianisty". "Kiedy coś mi się nie podobało, natychmiast to wyrzucał i już się o tym nie mówiło. Proponował coś innego. To było w czasach, kiedy były takie małe kasetki do walkmana. Podczas pracy przy pierwszych filmach, które z nim zrobiłem, przysyłał mi takie właśnie kasety. Kiedy przyjeżdżałem do Katowic, to oczywiście grał na fortepianie. Czasami nagrywaliśmy trochę muzyki, żeby spróbować połączyć ją z obrazem. Przysyłałem mu kasety z fragmentami filmu, które oglądał na takim swoim maleńkim ekraniku. Nie był zbyt technicznie usposobiony, że tak powiem i nie lubił tego. Używał rzeczy, które były po prostu konieczne, żeby się jakoś porozumieć na odległość, kiedy ja byłem w Paryżu, a on w Katowicach" - wspominał Polański w książce "Kilar w bliskim planie" Violetty Rotter-Kozery.
Kompozytor nigdy nie ukrywał swojej religijności. Od wielu lat kolejne swoje urodziny spędzał na Jasnej Górze. Gdy biografka Barbara Gruszka-Zych, autorka książki "Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara" zapytała go o wiarę, zacytował psalm "Jak łania pragnie wody ze strumienia tak dusza moja pragnie Ciebie Panie". "Muzyka, którą tworzył była wyrazem jego tęsknoty za Bogiem, bo wszystkie utwory nawiązywały do Pana Boga" - powiedziała. Z kolei arcybiskup-senior Damian Zimoń przypomniał, że kompozytor często czytał pismo święte podczas mszy w swojej parafii oraz ufundował dzwony dla swojego kościoła parafialnego. "Był człowiekiem wielkiego talentu i wielkiej wiary - cała jego twórczość była skupiona wokół wiary" - podkreślił. Według arcybiskupa Zimonia, osobą, która pomogła kompozytorowi "głębiej uwierzyć była jego żona, pani Barbara, osoba niezwykle pobożna".
Barbara Gruszka-Zych powiedziała w jednym z wywiadów z PAP, że "relacja Kilara z żoną była przykładem idealnej miłości" nie dlatego, że nie mieli trudności i kłopotów w małżeństwie, bo mieli ich wiele. "Przed ślubem znali się 13 lat i jakoś im nie wychodziło zawarcie małżeństwa, później przez pierwsze lata po ślubie pan Wojciech był uzależniony od alkoholu. Dzięki żonie - chodziła często do kościoła i całkiem przestała używać alkoholu - nawrócił się" - opowiadała.
"Pod koniec życia Barbara Kilar bardzo chorowała, on wtedy podejmował różne wyrzeczenia, nie opuszczał domu, robił wszystko, żeby być jak najbliżej niej" - mówiła. Kilka lat po śmierci żony Kilar skomponował "Sonety do Laury" na podstawie wierszy Francesca Petrarki. Powiedział o nich "wszystkie te utwory są skomponowane dla Barbary, wszystkie jej poświęcam bo to była największa miłość mojego życia. Podaliśmy sobie z Francesco ręce ponad wiekami, bo tym kim dla niego Laura tym mnie była Barbara" - cytowała Kilara biografka.
"Przed śmiercią kompozytora najatrakcyjniejszym momentem jego doby był przyjazd o godzinie pierwszej w nocy śmieciarki, która miała zapaloną lampkę na górze. Chory Kilar czekał na ten znak ze świata ludzi zdrowych" - opowiadała. "To było według mnie nieprzypadkowe, jakby śmieciarze mu odpłacali za ich docenienie" - opowiadała.
Dopiero po śmierci Wojciecha Kilara, 29 grudnia 2013 r., okazało się, że od wielu lat zajmował się działalnością dobroczynną.(PAP)
Autorka: Olga Łozińska
kgr/