"Jeszcze niedawno pociągi czekały dobę na wjazd do trójmiejskich portów, stojąc na bocznicach itp. Branżowi specjaliści spotykali się szukając rozwiązań pozwalających usprawnić ruch i przeładunki. Jednak im więcej węgla przypływa do portów, tym czas oczekiwania i zatory są coraz dłuższe" - czytamy w poniedziałkowym "PB".
Gazeta przypomina, że jeszcze niedawno pociągi czekały nawet dwie doby, by dotrzeć do bałtyckich terminali. "Na spotkaniu w Gdyni ustalono, że będą do nich wpuszczane tylko składy mające już określony rozkład powrotny, by po przeładunku nie czekać na ustalenie godziny wyjazdu i nie blokować miejsca innym przewoźnikom" - pisze dziennik.
"To nie wystarczy jednak, by faktycznie odblokować porty i tory, a tym samym zapewnić węgiel dla energetyki oraz gospodarstw domowych. Dlatego politycy szykują portową rewolucję" - czytamy.
"Zapadła polityczna decyzja o wypowiedzeniu umów w niektórych terminalach portowych. Priorytet będzie miał przeładunek i składowanie węgla oraz zboża jeśli uda się zawrzeć umowy ze stroną ukraińską na jego przewóz do polskich portów. Nie będzie oczywiście ingerencji w umowy i świadczenie usług związanych z przeładunkiem paliw i gazu, raczej nie zmieni się też sytuacja w przeładunku kontenerów. W innych segmentach jednak konieczne może się okazać wypowiedzenie umów. Zdajemy sobie sprawę, że będzie się to wiązać z pozwami o odszkodowania" - mówi w rozmowie z "PB" jeden z rozmówców znających kulisy postanowień.
Według ustaleń gazety pomysł ten wyszedł z resortu klimatu. "W Ministerstwie Infrastruktury został przyjęty ze zrozumieniem, ale też z obawami o przyszłość portów. Sporo wątpliwości miał natomiast resort aktywów państwowych" - dodaje gazeta. (PAP)
an/