"Poszedłem odprowadzić syna, który udawał się na front i zainteresowałem się, czy biorą też takich, jak ja. No i zostałem wojskowym" - powiedział żartobliwie 52-letni Artur. "Konflikt rozpętany przez Rosję to jednak nie żart. Rosjanie to absolutnie bezwzględni i cyniczni ludzie, niszczący wszystko na swojej drodze. Naszym zadaniem jest jednak obrona ojczyzny. Wojna nas zjednoczyła i nie zatrzymamy się aż do ostatecznego zwycięstwa" - zadeklarował ojciec.
Okres zasadniczej służby wojskowej jego syna, również Artura, przypadł na poprzednią wojnę w Donbasie, rozpoczętą po aneksji Krymu przez Rosję. Wówczas, w 2015 roku, młody mężczyzna walczył w obronie Mariupola. Następnie wyemigrował do Polski, gdzie podjął pracę zarobkową.
"Na początku za granicą było bardzo trudno, ale nie rezygnowałem i uczyłem się. W ubiegłym roku postanowiłem pozostać w Polsce i otworzyć tam własny biznes. Ta wojna zmieniła jednak całkowicie mój światopogląd. Nie chcę wracać do Polski. Po naszym zwycięstwie będzie dużo roboty na naszej rodzimej Ukrainie. Będziemy musieli wszystko odbudować cegła po cegle, własnymi rękami. Moje są gotowe do ciężkiej pracy" - oświadczył żołnierz.
"Oprócz wspólnego nazwiska, mężczyźni dzielą okop i mają to samo marzenie: raz na zawsze wyprzeć rosyjskiego wroga z ukraińskiej ziemi" - podkreślono w komunikacie Gwardii Narodowej. (PAP)
mmi/