Mistrzostwa świata w Eugene - w zgodnej opinii ekspertów - potwierdziły przynależność Polski do ścisłej europejskiej czołówki w lekkiej atletyce. Polacy zajęli najwyższe miejsce wśród europejskich państw w tabeli medalowej. W punktowej z ekip ze Starego Kontynentu lepsza była tylko Wielka Brytania - szósta.
Czempionat w Eugene pokazał jednak także, że w wielu konkurencjach świat uciekł bardzo daleko. Polacy po raz kolejny udowodnili, że są globalną potęgą w rzucie młotem. Piąte złoto z rzędu w tej konkurencji zdobył Paweł Fajdek. Drugi był mistrz olimpijski z Tokio Wojciech Nowicki. Gdyby nie nieszczęśliwa kontuzja Ani Włodarczyk, która doznała urazu goniąc złodzieja jej auta przed mistrzostwami kraju, to dorobek w tej konkurencji z dużym prawdopodobieństwem byłby jeszcze bardziej pokaźny.
Zdaniem wiceprezesa PZLA Sebastiana Chmary młociarze po prostu nie zawiedli — zrobili swoje.
"Pięć złotych medali Fajdka z mistrzostw świata to jest bez wątpienia furora. On jest dziś sportowcem, lekkoatletą, który przeszedł do historii. Więcej złotych medali w jednej konkurencji na MŚ ma od niego tylko legendarny Siergiej Bubka" - powiedział PAP.
Trener Fajda Szymon Ziółkowski mówił, że na Pawle w tym roku "wielokrotnie wieszano psy". "Mówiono, że jest nieregularny i na pewno nie wstanie rano na konkurs. A jemu taka przygoda jak w Rio de Janeiro zdarzyła się raz w życiu. Łatka jednak została przypięta w mocny sposób. Paweł chciał być zawsze lepszy od Siergieja Bubki, który zdobył sześć złotych medali MŚ, no i jest na dobrej drodze" - ocenił szkoleniowiec.
Zachwyciła - dość niespodziewanie - Katarzyna Zdziebło. Wcześniej to nazwisko znane było jedynie bardzo uważnym kibicom lekkiej atletyki. W Eugene lekarka z wykształcenia zdobyła dwa srebra w chodzie - na 20 i 35 km.
"To dziewczyna z ogromnym charakterem i zacięciem do sportu. Mam nadzieję, że teraz PZLA spojrzy na nas nieco inaczej. Zimą nie chciano jej sfinansować obozu klimatycznego, ale teraz zapewne się to zmieni na plus" - mówił Grzegorz Tomala, szef grupy, w której jest także mistrz olimpijski w chodzie na 50 km, a prywatnie jego syn Dawid. Ten borykał się od igrzysk z kontuzją kolana, do tego - jak sam przyznał - rozpraszało go wiele pozasportowych aktywności. Skończył 19. na niewygodnym dla siebie dystansie 35 kilometrów.
Korespondenci sportowi z Polski, których kilku było w Eugene, zgodnie w rubryce plusów umieszczali czwartą w siedmioboju młodą Adriannę Sułek, czwartego w biegu na 110 m ppł Damiana Czykiera, czy piątą w bardzo silnej stawce na 1500 m Sofię Ennaoui. Ona wygrała nie tylko z wieloma rywalkami, ale także z wielkimi problemami zdrowotnymi. Niewielu wie, że one mogły nawet zakończyć jej przygodę z zawodowym sportem. "Zyskałam drugie sportowe życie" - mówi teraz w rozmowie z PAP Ennaoui.
Życiowy sukces indywidualny odniosła Anna Kiełbasińska, która zajęła ósme miejsce w biegu na 400 m.
To jednak właśnie ekipa polskich specjalistek od 400 m poniosła w USA pierwszą od lat porażkę. "Aniołki Matusińskiego" pogrążone były w wewnętrznych sporach i trudnym sportowym koleżeństwie. Choroba Justyny Święty-Ersetic na obozie w Seattle, "jelitówka" Natalii Kaczmarek przed półfinałem indywidualnym, a w końcu dwie dziury w stopie Małgorzaty Hołub-Kowalik po starciu z Kanadyjką w nieudanych eliminacjach sztafety, dopełniły obrazu porażki. Tyleż niespodziewanej, że trener Aleksander Matusiński mocniejszej indywidualnie ekipy wcześniej chyba nie miał.
Szkoleniowiec w rozmowie z PAP przyznał jednak, że nie podjąłby innych decyzji, tak w odniesieniu do startu polskiego miksta, jak i sztafety. Nie czuł, że w jakikolwiek sposób źle zarządził grupą. Wnikliwi obserwatorzy polskiej kadry widzą jednak, że coś niedobrego dzieje się w tej grupie.
Chmara zapowiedział, że nie będzie odwracania głowy od kłopotów, bo należy je przeanalizować dokładnie i wyciągnąć wnioski. Problemem wydaje się jednak to, że wielu reprezentantów Polski na pytania o przyczyny słabej postawy w Eugene odpowiadało zdawkowymi frazesami. Tak mówili 800-metrowcy, którzy mieli być przygotowani nawet na bieganie poniżej 1.44,00, ale wszyscy solidarnie odpadli w eliminacjach. Przyczyn złej dyspozycji nie potrafili zidentyfikować.
W kryzysie są od dłuższego czasu także polscy kulomioci. Dystans pomiędzy Konradem Bukowieckim i Michałem Haratykiem a światową czołówką zwiększył się bardzo mocno. Polacy mieli z każdym sezonem dołączać do elity, a w Eugene nie przebrnęli nawet eliminacji.
"Chłopaki mają jeszcze jedną imprezę, aby pokazać się z innej strony" - mówił kategorycznie wiceprezes PZLA Tomasz Majewski. Dodawał, że nie może być wiecznego oczekiwania na wynik. Widać było, że akurat to, co dzieje się w tej - bliskiej jego sercu - konkurencji bardzo go martwi.
Piotr Lisek także nie wiedział, dlaczego przestał raptem skakać wysoko o tyczce. W Eugene przepadł w eliminacjach, a Polacy nie istnieją w światowym układzie sił w skokach. Tu na dobre wyniki być może trzeba będzie poczekać bardzo długo.
Ze zdrowiem batalię toczy nadal oszczepniczka Maria Andrejczyk. Jej problemy z barkiem ocierają się nawet o widmo przedwczesnego zakończenia kariery. "Majka" walczy, ale także w jej głosie słychać czasami bezsilność. Bo ile można zaciskać zęby i żyć z bólem? "Nie poddam się, bo ja nie jestem z tych" - mówiła po nieudanych eliminacjach.
Wielu Polaków przenosiło uwagę mediów i kibiców na mistrzostwa Europy w Monachium. Tam reprezentacja ma się znów zintegrować i pokazać siłę. Czy uda się w dwa lata do igrzysk olimpijskich w Paryżu znów przygotować tak mocną kadrę jak na igrzyska w Tokio, gdzie "królowa sportu" świeciła złotem i przywiozła dziewięć medali? Odpowiedź zapewne dadzą częściowo przyszłoroczne mistrzostwa świata na Węgrzech. (PAP)
Z Eugene Tomasz Więcławski
mj/