Tragedia w Jeziorzanach. Zatrzymano właściciela psów, które zagryzły 48-latka. Prokuratura wnioskuje o areszt

2022-07-26 14:19 aktualizacja: 2022-07-29, 10:04
Owczarek belgijski. Fot. PAP/ Marcin Bielecki
Owczarek belgijski. Fot. PAP/ Marcin Bielecki
Trwa śledztwo w sprawie śmiertelnego pogryzienia 48-latka w gminie Jeziorzany (Lubelskie). Właściciel psów został zatrzymany. Przyznał się do zarzucanych mu czynów.

Poszukiwania właściciela dwóch agresywnych psów, najprawdopodobniej owczarków belgijskich, rozpoczęły się w sobotę zaraz po odnalezieniu zwłok 48-latka we wsi Skarbiciesz w gminie Jeziorzany.

O znalezieniu właściciela psów poinformowała we wtorek po południu PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie Agnieszka Kępka. "62-letni Jerzy B. został we wtorek doprowadzony do prokuratury i usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci, narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia" - przekazała.

Dodała, że podejrzany przyznał się do zarzucanych mu czynów. Złożył krótkie wyjaśnienia, tłumaczył, m.in., że kilka dni temu psy uciekły mu z posesji, próbował je znaleźć, ale mu się nie udało.

Prokuratura skierowała do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny. Za zarzucane 62-latkowi czyny grozi do 5 lat więzienia.

Relacje mieszkańców Skarbiciesza

Skarbiciesz to niewielka wieś położona w gminie Jeziorzany na Lubelszczyźnie, gdzie mieszka około 70 osób w killkunastu domach. Z relacji mieszkańców wynika, że do tragedii doszło na drodze polnej przy niewielkim lasku sosnowym, z dala od zabudowań. To tam dwa agresywne psy – najprawdopodobniej owczarki belgijskie – zaatakowały 48-latka.

Jak mówią mieszkańcy, 48-letnia ofiara pochodziła z sąsiedniej gminy Baranów. Mężczyzna miał wtedy jechać na rowerze do Skierbiciesza, gdzie mieszka jego siostra, aby pomóc w polu.

"Znałam go osobiście. Tyle lat jeździł przez te łąki rowerem, aż pewnego dnia nie dojechał. Jego zwłoki znalazł w sobotę ok. godz. 13-14 rybak, który jechał tamtędy na motorze. Przerażony przyjechał do wsi i powiedział mojemu mężowi, że 'znalazł nieboszczyka, leży cały pogryziony, czekam na policję'. Później, mąż rozpoznał na zdjęciu brata naszej sąsiadki" – opisuje w rozmowie z PAP jedna z mieszkanek Jolanta.

Ofiara miała mieć rany na twarzy, rękach i nogach. "U nas na wsi do tej pory była cisza, spokój, a co by było jakby któreś z dzieci zostało zaatakowały przez te psy? Przecież jeżdżą tędy na rowerze i na rolkach. Od tego momentu żyjemy w strachu. Teraz ludzie boją się nawet do swoich ogrodów wyjść, żeby zebrać truskawki, maliny, ogórki" – zwróciła uwagę Jolanta.

Podkreśliła, że co roku ludzie nagminnie podrzucają w tych okolicach zwierzęta: psy i koty. "U nas we wsi już nie ma, kto brać do siebie tych zwierząt" - potwierdzają w rozmowie z PAP inni sąsiedzi.

Kolejna kobieta relacjonuje, że wspomniane owczarki belgijskie były widziane w okolicy już w piątek. "Jedna pani na cmentarzu widziała, jak podobne, takie duże psy rzuciły się niedawno na małego przechodzącego pieska i rozszarpały go na jej oczach. To na pewno te same psy" – oceniła mieszkanka Skarbiciesza.

Inny mieszkaniec wsi opowiada, że w sobotę po przyjeździe policji na miejsce zdarzenia, dwa psy nie dały się zbliżyć do ciała 48-latka. "Stały i warczały przy zwłokach. Najpierw strzelano do nich ze środkiem usypiającym, ale to podobno nic nie dało, bo psy były dalej agresywne. Wtedy funkcjonariusze zdecydowali się użyć broni wobec psów, które znajdowały się na jednej z posesji, gdzie nie było właścicieli" – opisuje starszy mężczyzna.

Drugi z psów, które zagryzły mężczyznę najprawdopodobniej już nie żyje

Drugi z postrzelonych psów najprawdopodobniej już nie żyje – powiedział PAP rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie kom. Andrzej Fijołek, odnosząc się do poszukiwań jednego z agresywnych psów, który zagryzły 48-latka w gminie Jeziorzany (Lubelskie). W tym celu wykorzystywany był też dron.

"Na miejscu interwencji najpierw zostały oddane przez weterynarza strzały usypiające w kierunku agresywnych psów. Oba były celne. Natomiast ten środek usypiający nie zadziałał - psy były dalej bardzo agresywne. Istniało realne zagrożenie, że uciekną w kierunku zabudowań we wsi albo, że rzucą się na policjantów" – wyjaśnił kom. Andrzej Fijołek.

Dodał, że na miejscu zdarzenia był zarówno prokurator i policjanci, po czym zapadła decyzja o odstrzeleniu psów z wykorzystaniem broni palnej. "Policjanci oddali strzały w kierunku obu psów. Suka padła na miejscu, natomiast drugi pies zaskowytał i zaczął utykać, co oznacza, że został trafiony w łapę. Uciekł w kierunku zarośli i bagien, więc trudno będzie go znaleźć, ponieważ został ranny zarówno w wyniku strzału ze środkiem usypiającym – który pewnie po jakimś czasie zaczął działać – jak i po postrzeleniu z broni palnej" - przekazał rzecznik lubelskiej policji.

Jak podkreślił, policjanci są pewni, że pies został w sobotę postrzelony. Jego poszukiwania cały czas trwają. W tym celu wykorzystywany był również dron. "Najprawdopodobniej ten pies już nie żyje; pewnie później po prostu padł" – powiedział we wtorek kom. Fijołek. (PAP)

Autorka: Gabriela Bogaczyk

an/ mj/