Historia miłości Krzysztofa i Basi Baczyńskich. Poprosił ją o rękę po trzech dniach

2022-08-04 16:17 aktualizacja: 2022-08-05, 08:39
PAP/CAF/Reprodukcja
PAP/CAF/Reprodukcja
Historia Krzysztofa i Basi jest niezwykła. Poznali się 1 grudnia 1941 r., a 4 grudnia postanowili się pobrać. Nikt nie był w stanie wybić im tego pomysłu z głowy, choć rodzina przekonywała, że wojna to nie czas na miłość. Ich uczucie było głębokie i szalone – mówi PAP Katarzyna Zyskowska, autorka książki „Szklane ptaki” będącej fabularyzowaną biografią Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.

Polska Agencja Prasowa: Wszyscy uczyliśmy się w szkole o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim. Wiemy, że był uzdolnionym poetą, którego karierę artystyczną brutalnie przerwała śmierć w Powstaniu Warszawskim. Wiemy, że był blondwłosym chłopcem, delikatnym i wrażliwym, że chorował na płuca. Ale jego postać jest przede wszystkim stawiana na piedestale. Przez to staje się mało konkretna, bardziej pomnikowa. Czy źródeł wiarygodnej wiedzy o tym, jakim naprawdę był człowiekiem, zachowało się dużo?

Katarzyna Zyskowska: O tak, jest ich bardzo wiele. Zachowały się relacje jego bliskich osób i kolegów z walki podziemnej. Wojnę przeżyła matka Krzysztofa, Stefania Baczyńska, która włożyła ogromny wysiłek w to, by zadbać o jego spuściznę. Wiersze Baczyńskiego są dokładnie datowane i zawierają wiele faktów autobiograficznych. W Polonie dostępne są zdigitalizowane rękopisy, zachowały się grafiki, które też wiele mówią o tym, co leżało w zakresie jego zainteresowań. Był bardzo uzdolniony plastycznie, a przed wojną planował nawet studiowanie sztuk graficznych.

PAP: To nie było pani pierwsze podejście do stworzenia zbeletryzowanej biografii Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, prawda?

K.Z.: Dość dawno temu napisałam powieść zatytułowaną „Ty jesteś moje imię”, z tym że wtedy głównym wątkiem uczyniłam miłość Krzysztofa i Basi. Kiedy w zeszłym roku wydawca zwrócił się do mnie z propozycją wznowienia tamtej książki, doszłam do wniosku, że dziś chciałabym napisać ją inaczej. Postanowiłam poszerzyć wątki, które w poprzedniej wersji zostały tylko delikatnie zarysowane. Zawarłam więcej informacji o walce podziemnej, o konspiracji, w którą Krzysztof zaangażował się w 1943 r.

PAP: Z relacji dotyczących Baczyńskiego dla współczesnego czytelnika wyłania się obraz daleko dojrzalszego człowieka, niż był w rzeczywistości.

K.Z.: Dziś, kiedy myślimy o 23-latkach, nadal wyobrażamy sobie osoby dość niedojrzałe. Ale w czasach, kiedy żył Krzysztof, jego osobowość, także ta twórcza, musiała bardzo szybko się rozwinąć. Trzeba było błyskawicznie dorosnąć. Kiedy pisałam „Szklane ptaki”, moim podstawowym problemem było przełamanie schematów, jakie znamy ze szkolnych lekcji polskiego. Kiedy patrzymy na kogoś w glorii wielkiego poety, zapominamy o najzwyklejszych aspektach jego człowieczeństwa – wadach, słabościach, gorszych dniach, które jak każdy miewał. Choćby słabość fizyczna, o której pani wspomniała. Krzysztof przez całe życie zmagał się ze swoim ciałem.

PAP: Ubolewał, że nie jest rosłym chłopakiem, przygotowanym fizycznie do udziału w wojnie?

K.Z.: Z pewnością było w nim wielkie pragnienie, aby sprostać wzorcowi ojca, który był żołnierzem. Ideałowi wielkości, męstwa. Z drugiej strony był słaby, wychuchany przez matkę, która dbała o niego aż do przesady.

PAP: Jaka była relacja Krzysztofa z jego ojcem, Stanisławem Baczyńskim?

K.Z.: Bardzo złożona. Stanisław Baczyński na długi czas rozstał się z żoną i opuścił dom, wiążąc się z młodszą kobietą. Wrócił do rodziny, kiedy Krzysztof zaczął dojrzewać, ale małżeństwo Stanisława ze Stefanią pozostało wyłącznie fasadowe.

PAP: Baczyński senior zdaje się intrygującą postacią…

K.Z.: Owszem i zależało mi, by o niej przypomnieć. Przede wszystkim przed wojną był wielkim literatem. Tworzył wiele tekstów krytycznych, wydawał gazety, wykładał na uniwersytecie. Z drugiej strony był legionistą, dobrze zaznajomionym z Piłsudskim. Na pewno dla Krzysztofa stanowił niedościgniony ideał, do tego stopnia, że podobno nigdy nie pokazał ojcu swojej twórczości. Nie ulega wątpliwości, że Stanisław Baczyński był osobą niezwykle inteligentną, oczytaną i charyzmatyczną, a Krzysztof musiał mieć kompleks ojca.

PAP: Nie było między nimi konfliktu?

K.Z.: Młody Baczyński z pewnością miał ojcu za złe to, że ten na jakiś czas wyłączył się z życia rodzinnego. Wrócił tylko po to, by w odpowiednim momencie zrobić z Krzysia mężczyznę, bo bał się, że wyrośnie z niego wychuchany maminsynek. W relacji Krzysztofa z ojcem była zatem spora ambiwalencja.

PAP: O Stefanii Baczyńskiej powiedzielibyśmy dziś, że była toksyczną matką, czyli taką, która oczekiwała, że miłość do syna zastąpi jej miłość do mężczyzny i odwrotnie – że miłość do matki przesłoni Krzysztofowi dojrzałe miłości do kobiet.

K.Z.: W książce poświęciłam wiele miejsca relacji Stefanii z żoną Krzysztofa, Basią, bo nie jest tajemnicą, że panie były mocno skonfliktowane.

PAP: Stefania nie ukrywała, że traktuje Basię jako swoją rywalkę.

K.Z.: Tak, a mnie ten wątek zafascynował, bo uważałam, że relacje Krzysztofa z rodzicami miały na niego ogromny wpływ. Nie zamierzałam jednak demonizować Stefanii. Trzeba pamiętać, że to ona w trudnych powojennych czasach zrobiła wszystko, by zachować spuściznę Krzysztofa, by jego twórczością zainteresowała się krytyka. To była bardzo wykształcona kobieta. Przed wojną pisała opowiadania dla dzieci i podręczniki szkolne. Była osobą ogromnie zaangażowaną społecznie. Zależało mi, żeby w mojej książce wyciągnąć z odmętów niepamięci również Stefanię Baczyńską i pokazać, jak bardzo była wielobarwna.

PAP: Dlaczego wątek miłości Krzysztofa i Barbary Drapczyńskiej wciąż budzi tyle emocji? W końcu młodzi ludzie we wszystkich czasach spotykają się, zakochują, podejmują decyzję o ślubie albo wspólnym życiu…

K.Z.: Kiedy zaczęłam czytać o szczegółach związku Krzysztofa i Basi – o tym, jak się poznali, w jakich okolicznościach zaręczyli się i pobrali, uznałam to wręcz za materiał na hollywoodzką fabułę. To niesamowita historia. Poznali się 1 grudnia 1941 roku, a 4 grudnia Krzysztof poprosił już Basię o rękę. Takie rzeczy nie zdarzają się często. Dookoła okupacja, szalejący terror, a oni po pół roku od zawarcia znajomości biorą ślub. Nie dopuszczają nawet możliwości, by do niego nie doszło. Nikt nie jest w stanie wybić im tego pomysłu z głowy, choć rodzina przekonuje, że wojna to nie czas na miłość. Ich uczucie jest głębokie i szalone. Pobierają się, choć nie mają z czego żyć ani gdzie mieszkać.

PAP: Może wojna to właśnie dobry czas na miłość. Im bardziej świat wokół nie daje poczucia bezpieczeństwa, tym bardziej poszukuje się go w bliskości z drugą osobą…

K.Z.: Pełna racja. Spieszyli się tak bardzo prawdopodobnie dlatego, że zdawali sobie sprawę, iż jutra może nie być. Że któreś z nich w każdej chwili może zostać aresztowane podczas łapanki, wywiezione do obozu lub na przymusowe roboty w Niemczech. Tak przecież wyglądała codzienność warszawiaków. U nich jednak to uczucie było jak uderzenie pioruna.

PAP: W powieści pojawia się też znaczący wątek rozmowy Baczyńskiego z Jerzym Andrzejewskim. Andrzejewski był zazdrosny o Basię?

K.Z.: Myślę, że tak. Andrzejewski bardzo dużo pisał na temat swojej relacji z Baczyńskim w powojennych pamiętnikach. Nie było tajemnicą, że był w Krzysztofie bardzo zakochany. Zawsze trzymał jego zdjęcie na biurku i mówił, że Baczyński był miłością jego życia. Znamienne, że Andrzejewski, który był zdeklarowanym gejem, miał już za sobą jedno nieudane małżeństwo, ale dowiedziawszy się o planach małżeńskich Krzysztofa, od razu postanowił ożenić się ponownie.

PAP: Czy Baczyński rozumiał, że uczucie Andrzejewskiego jest czymś więcej niż uczuciem głębokiej przyjaźni?

K.Z.: Z pewnością. Każdy, kto czytał prozę i pamiętniki Jerzego Andrzejewskiego, wie, że on nie krył się ze swoimi preferencjami. Było z nim podobnie jak z Jarosławem Iwaszkiewiczem. Cała Warszawa wiedziała, że Iwaszkiewicz wprawdzie jest żonaty, ale pani Anna akceptowała jego związki z mężczyznami. Andrzejewski tak samo grał w otwarte karty ze swoimi partnerkami. Wiedziały, że w jego życiu są mężczyźni i ostatecznie godziły się na ten układ. Jestem więc przekonana, że wobec Baczyńskiego Jerzy był całkowicie szczery. Zapamiętałam opisany przez niego moment, kiedy Krzysztof z Jerzym widzieli się po raz ostatni. Było to na Żoliborzu, gdzie Andrzejewski wówczas mieszkał. Kiedy się żegnali, Jerzy miał wpatrywać się w plecy Krzysztofa i zastanawiać się, czy kiedykolwiek jeszcze go zobaczy. Nie pochwalał decyzji przystąpienia przyjaciela do konspiracji. Z drugiej strony wiedział, że Krzysztof nie mógł postąpić inaczej.

PAP: Kiedy na szkolnych lekcjach polskiego omawia się poezję okupacyjną, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego wymienia się jednym tchem z Tadeuszem Gajcym jako przedstawicieli pokolenia Kolumbów, których życie skończyło się przedwcześnie i tragicznie. Prywatnie jednak relacje Baczyńskiego z Gajcym nie układały się chyba najlepiej?

K.Z.: Mieli zupełnie inne poglądy. Baczyński początkowo był zafascynowany lewicą i choć ta fascynacja z czasem osłabła, poglądy prawicowe nigdy nie były mu bliskie. Gajcy ideologicznie był po drugiej stronie. Owszem, pogodzili się tuż przed powstaniem, podczas wieczoru poezji Krzysztofa. Podali sobie wtedy ręce, natomiast przyjaźni nigdy między nimi nie było.

PAP: Powiedziałyśmy sporo o rysie charakteru Krzysztofa. A jaką dziewczyną była Basia?

K.Z.: Kiedy zaczęłam pracę nad książką, czytałam o Basi, oglądałam zdjęcia. Odniosłam wrażenie, że była to drobniutka, eteryczna dziewczynka. Chudziutka, delikatna, intelektualistka, która w przyszłości bardzo chciała zostać krytyczką literacką. Tak jej postać jest też często przedstawiana w literaturze. Ale kiedy dotarłam do różnych relacji i opowieści jej bliskich, zrozumiałam, że nie była wcale aż tak ułożona i grzeczna. Bardzo szybko odnalazła się w relacji z Krzysztofem.

PAP: To ona bardziej opiekowała się nim niż on nią?

K.Z.: Musiała mu trochę matkować. Krzysztof był poetą, nieco oderwanym od rzeczywistości. Ktoś musiał go do tej rzeczywistości sprowadzać i myślę, że Basi się to doskonale udało.

PAP: Mimo to nie zdobyła tym przychylności teściowej.

K.Z.: Stefania Baczyńska w roli żony Krzysztofa widziała zupełnie inny typ kobiety. Chciała mieć za synową silną, zażywną i krzepką dziewczynę, która się nim zajmie, ugotuje obiad, wypierze ubrania, przydźwiga węgiel z piwnicy. Widząc Basię, Stefa była przerażona, że ta dziewczynka z Krzysztofem sobie nie poradzi. Czy zajmie się jej chorym synem? Poda leki? Dopilnuje, by o siebie dbał?

PAP: Basia się w tym odnalazła?

K.Z.: Tak, i to bardzo szybko. W gruncie rzeczy miała bardzo silną osobowość. Z dostępnych relacji jej koleżanek wynikało, że o Krzysztofa walczyła jak lwica. Oboje jednocześnie zaczęli studia na tajnej polonistyce. Kiedy Krzyś czuł się gorzej i przestawał chodzić na zajęcia, ona robiła dla niego wszystkie notatki i podstawiała mu je pod nos, żeby sam, broń Boże, nie narażał zdrowia.

PAP: A z jakiego domu pochodziła?

K.Z.: Zamożnego. Jej mama nie pracowała i zajmowała się domem. Ojciec przed wojną był dyrektorem szkoły. Potem zaczął chorować, miał problemy z sercem, ale rodzina Drapczyńskich miała w Warszawie drukarnię, w której ojciec Basi podjął pracę. To on był inicjatorem życia intelektualnego swoich dzieci. To on dbał o to, by Basia odebrała należytą edukację, choć matka wolałaby pewnie, by podczas okupacji jej córka została w domu, nie wychodziła zbyt często, nie narażała się.

PAP: Czytając wiersze Baczyńskiego, często zestawiam je w myślach z debiutanckim tomikiem Tadeusza Różewicza, który ukazał się po wojnie. Baczyński był niesłychanie liryczny i subtelny. W „Niepokoju” Różewicza są gniew, złość, rozpacz, rozczarowanie. Myśli pani, że większe znaczenie miała tu różnica temperamentów artystycznych dwóch poetów czy czas, w którym pisali swoje wiersze?

K.Z.: Różewicz przeżył i wiedział, co się stało po wojnie. Czy Baczyński odczuwałby ten sam gniew, gdyby nie zginął w powstaniu? Już w latach czterdziestych jego kolegów aresztowano i przetrzymywano w ubeckich katowniach za działalność w AK. Nie wiadomo, jak Krzysztof by to przeżył i czy w ogóle by przeżył. Istnieje relacja, zgodnie z którą w 1949 r. do mieszkania Baczyńskich przy ulicy Hołówki przyszło dwóch smutnych panów i dopytywało o poetę. Bardzo prawdopodobne, że po wojnie poezja Baczyńskiego by ewoluowała. Może byłoby w niej więcej frustracji i złości na to, co się wydarzyło?. (PAP)

Rozmawiała: Malwina Wapińska

mmi/