30 lat temu polscy piłkarze zdobyli srebrny medal olimpijski na Camp Nou w Barcelonie

2022-08-08 08:17 aktualizacja: 2022-08-08, 09:52
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. PAP/Stanisław Jakubowski
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. PAP/Stanisław Jakubowski
W poniedziałek mija dokładnie 30 lat od zdobycia przez polskich piłkarzy srebrnego medalu olimpijskiego w Barcelonie. 8 sierpnia 1992 roku na stadionie Camp Nou, na którym w piątek odbyła się oficjalna prezentacja Roberta Lewandowskiego, przegrali w finale z Hiszpanią 2:3.

W eliminacjach, które jednocześnie były rywalizacją o młodzieżowe (do lat 21) mistrzostwo Europy, polska drużyna uporała się z Anglią, Irlandią i Turcją. W kolejnej rundzie MME biało-czerwoni spotkali się z Danią. Na wyjeździe przegrali 0:5, a w rewanżu był remis 1:1.  

Z MME Polacy odpadli, ale w gronie drużyn, które wywalczyły awans do igrzysk zastąpili Szkotów, którzy nie wystawiają na olimpiadzie samodzielnej reprezentacji, startując pod flagą Wspólnoty Brytyjskiej.

Turniej finałowy ekipa Janusza Wójcika rozpoczęła od zwycięstwa 2:0 nad Kuwejtem, po dwóch golach Andrzeja Juskowiaka. W drugim spotkaniu rywalami Polaków byli faworyzowani Włosi, a mecz zakończył się wygraną biało-czerwonych 3:0. Na listę strzelców wpisali się Juskowiak, Ryszard Staniek i Grzegorz Mielcarski. Rywalizację w grupie zakończył mecz z USA, w którym padł remis 2:2. Gole dla Polski uzyskali Juskowiak i Marek Koźmiński.

W ćwierćfinale na Polaków czekała egzotyczna jedenastka Kataru. Po bramkach Wojciecha Kowalczyka i Marcina Jałochy późniejsi srebrni medaliści pewnie wygrali 2:0.

Mecz półfinałowy z Australią to popis pary napastników Juskowiak - Kowalczyk. Pierwszy z nich zdobył trzy gole, "Kowal" dołożył dwa, a jedną bramkę Polacy zdobyli po strzale samobójczym. Spotkanie zakończyło się ich zwycięstwem 6:1.

Finał z Hiszpanią na Camp Nou w Barcelonie był dramatycznym widowiskiem. Do przerwy, po bramce Kowalczyka, piłkarze Wójcika prowadzili 1:0. W drugiej części gry Hiszpanie w krótkim odstępie czasu zdobyli dwa gole, ale Staniek zdołał doprowadzić do remisu. W ostatnich sekundach gry zamieszanie na polu karnym przed bramką Aleksandra Kłaka wykorzystał Quico i zdobył decydującego gola.

"To była wspaniała grupa ludzi, bardzo dobrzy zawodnicy, którzy osiągnęli wielki sukces. W ekipie panowała świetna atmosfera, piłkarze dobrze czuli się ze sobą nie tylko na boisku, ale i poza nim. To była podstawa wielkiego sukcesu, który nie był wówczas przez wszystkich doceniany. Jednak następne lata pokazały, że dokonaliśmy czegoś naprawdę wielkiego" - wspominał po latach trener ówczesnej reprezentacji olimpijskiej, zmarły w 2017 roku Janusz Wójcik.

Większość z członków tamtej drużyny trafiło później do kadry narodowej, ale jedynym sukcesem był awans do mundialu w 2002 roku.

"Nie ma sensu się zastanawiać, czy członkowie zespołu olimpijskiego mogli osiągnąć więcej w +dorosłym+ futbolu. Każdy z nich kierował swoim losem i swoją karierą. To byli i są sympatyczni, a także ambitni ludzie. Myślę, że każdy osiągnął tyle, ile mógł. Jedni mieli więcej szczęścia, inni mniej, ale sukces z igrzysk w Barcelonie na pewno był dla nich czymś szczególnym" - dodał Wójcik.

Jednym z podstawowych zawodników drużyny olimpijskiej był obrońca Tomasz Wałdoch. Jego zdaniem olimpiada to niepowtarzalna impreza, której nie da się porównać nawet z mistrzostwami świata. 

"To jest dla każdego sportowca niesamowite przeżycie, a jeśli uda się odnieść sukces to wspomnienia są tym milsze. Uroczystość otwarcia i zamknięcia igrzysk, spotykane przelotnie gwiazdy innych dyscyplin sportu, tłumy kibiców, po prostu święto sportu, w którym udało mi się wziąć udział. Na pewno ta impreza na zawsze pozostanie w mojej pamięci" - przyznał kiedyś w rozmowie z PAP Wałdoch.

74-krotny reprezentant Polski uważa, że igrzyska były pierwszym, ważnym krokiem w jego sportowej karierze. 

"Sukces w Hiszpanii sprawił, że mogłem uwierzyć w swoją wartość. To z kolei dodawało mi sił w dalszej części kariery. Wiedziałem już, że ciężka praca przynosi efekty, że warto trenować, grać. Mogę tylko dziękować Bogu, że na początku przygody z piłką zesłał mi takie doświadczenie" - ocenił.

Doskonała atmosfera w drużynie, zgranie i zrozumienie zawodników na boisku i poza nim - to zdaniem Wałdocha największe atuty tamtego zespołu. 

"W zasadzie nikt w nas nie wierzył, nikt na nas nie stawiał. Na igrzyska dostaliśmy się kuchennymi drzwiami, gdyż nie mogła zagrać Szkocja. Nie byliśmy faworytami. A z drugiej strony bardzo chcieliśmy udowodnić swoją wartość, pokazać się z jak najlepszej strony. Siłą naszej drużyny był fakt, że znaliśmy się jak +łyse konie+, byliśmy zgraną paczką. A kilku zawodników już wówczas wiedziało, o co chodzi w futbolu, w każdej formacji mieliśmy liderów. To były fajne czasy" - podsumował wspomnienia.

Podobne refleksje miał król strzelców turnieju olimpijskiego Andrzej Juskowiak, który zdobył w igrzyskach sześć goli.

"Na pewno rozegraliśmy wspaniały turniej, z meczu na mecz prezentowaliśmy się coraz lepiej i w końcu dokonaliśmy czegoś wielkiego. Na miejscu, jeszcze w Barcelonie, skala sukcesu do nas nie docierała. Dopiero po powrocie do kraju zobaczyliśmy, jak wielką radość sprawiliśmy kibicom" - powiedział niegdyś PAP Juskowiak.

Z całej imprezy najbardziej zapamiętał ceremonię zamknięcia. "A to z prostego powodu - niosłem na niej polską flagę. Miał być to prawdopodobnie wyraz uznania dla tego, co osiągnęła w Barcelonie nasza drużyna" - dodał.

Juskowiak jeszcze przed olimpiadą podpisał kontrakt ze Sportingiem Lizbona. 

"Dlatego nawet fakt, że zostałem królem strzelców w moim przypadku niewiele zmienił. Za duże pieniądze chciała mnie odkupić Fiorentina, ale Portugalczycy odrzucili intratną ofertę. Gdybym odszedł do Włoch, to moja kariera mogła potoczyć się nieco inaczej. Ale to tylko przypuszczenia" - nadmienił były piłkarz.

Jego zdaniem sukces olimpijski nie został należycie spożytkowany. 

"Najlepiej świadczy o tym fakt, że na następny duży sukces - awans do MŚ - czekaliśmy aż 10 lat. Może gdyby ktoś nie bał się zaryzykować i postawił na naszą grupę, to sukcesy przyszłyby wcześniej. Niektórzy piłkarzy z naszej drużyny nie darzyli wielką sympatią, a to była naprawdę dobra i utalentowana generacja zawodników" - zaznaczył.

W jego opinii podstawą sukcesów drużyny olimpijskiej był zgrany kolektyw i dobra atmosfera w zespole. 

"Nie wolno również pominąć warunków, które, jak na tamte czasy, stworzono nam znakomite. Nic tylko grać i wygrywać. W tej kadrze każdy chciał grać, zespół był wyrównany, panowała olbrzymia konkurencja. Poza tym byliśmy bardzo głodni sukcesów, tworzyliśmy zespół takich +młodych wilków+" - zakończył "Jusko".

Na sukcesie z Barcelony widnieje jednak poważna rysa w postaci podejrzeń o stosowanie dopingu, które jednak nigdy nie zostały potwierdzone, bo nikt nie zajął oficjalnego stanowiska. Trzech piłkarzy krótko przed wylotem do Hiszpanii miało mieć pozytywne wyniki testów antydopingowych, a "czyste" okazały się wyniki próbek B przeprowadzone - według niektórych - w podejrzanych okolicznościach. Członkowie sztabu i kierownictwa reprezentacji solidarnie oddalali zarzuty, a piłkarze podkreślali, że... świadomie na pewno niczego nie przyjmowali. (PAP)

kgr/