Polska Agencja Prasowa: Zbliża się rocznica objęcia przez pana funkcji prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Jak pan oceni ten rok?
Sebastian Świderski: Był szalony, bo wiele się wydarzyło. W momencie, gdy zostawałem prezesem, było dużo łatwiej, prościej, nie było tylu imprez. Niestety, wojna w Ukrainie spowodowała, że wszystko się zmieniło i świat oszalał, jeśli chodzi o siatkówkę i rozgrywki w Polsce, więc ciągle coś się dzieje. Z drugiej strony ja lubię wyzwania, lubię takie sytuacje, nowe doświadczenia, nowe kontakty, bo to napędza do dalszej i lepszej pracy.
PAP: Poza mistrzostwami świata siatkarzy w Polsce odbędzie się też turniej kobiet. Wcześniej był turniej Ligi Narodów mężczyzn. Pojawiła się w pewnym momencie u pana myśl, że może to za dużo jak na jeden kraj?
S.Ś.: Dołożę do tego mistrzostwa Europy mężczyzn U22 w Tarnowie, turnieje eliminacyjne U20 chłopaków w Toruniu i U21 dziewcząt w Zielonej Górze, więc tych imprez rzeczywiście było sporo. Jak widać na ten moment radzimy sobie doskonale, wszystkie wydarzenia, które już się odbyły, były zorganizowane na najwyższym poziomie, nikt nie zgłaszał żadnych problemów. Liczę, że tak samo będzie w przypadku mistrzostw świata męskich i żeńskich. Co prawda ciągle mamy tarcia z FIVB i Volleyball World, ciągle dochodzą nowe obostrzenia i wymogi, które musieliśmy spełnić dosłownie na kilka dni przed rozpoczęciem turnieju, ale staramy się radzić sobie ze wszystkim i pokazać, że jesteśmy dobrymi organizatorami siatkarskich widowisk.
PAP: Jakie było największe wyzwanie przy organizacji mistrzostw świata w ostatniej chwili?
S.Ś.: Przede wszystkim załatwienie spraw logistycznych z miastami, znalezienie dostępnych hal. Impreza była dość późno ogłoszona w naszym kraju, było mało czasu na organizację. Nie ma zbyt wielu obiektów w Polsce, które mogłyby sprostać wymaganiom, jakie są nam postawione. Ciężko było też dograć terminy, ponieważ w ostatnich dwóch latach koncerty, sympozja czy targi się nie odbywały, więc teraz wszyscy chcą to nadrobić. Po wielu rozmowach udało się to poukładać, co pokazuje, że współpraca z miastami jest na tyle dobra, że udało się to wszystko dograć.
PAP: Jaki cel, czy w ogóle jakikolwiek, został postawiony przed Nikolą Grbicem i polską drużyną na startujące w piątek mistrzostwa świata?
S.Ś.: Nie musieliśmy stawiać celów, bo sam Nikola powiedział, że jego celem jest złoty medal. Jego interesują tylko zwycięstwa, ponieważ drugie miejsce to już jest dla niego przegrana. On chce wygrywać w każdym turnieju. My doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że ta reprezentacja się zmienia, ewoluuje, przychodzą nowe osoby, które muszą zdobyć doświadczenie. Cel i przemyślenia mamy jednak bardzo podobne, przynajmniej ja, jak i trener Grbic, czyli to, że jesteśmy dwukrotnymi mistrzami świata, więc cel może być tylko jeden - obrona tytułu. I w to będziemy mierzyć.
PAP: Informacja, że Wilfredo Leon nie weźmie udziału w mundialu była szeroko komentowana przez kibiców, dziennikarzy i ekspertów. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
S.Ś.: Nie chcę oceniać sytuacji, czy Wilfredo byłby gotowy w stu procentach na mistrzostwa świata. Po prostu tego nie wiem. Dla nas najważniejsze jest zdrowie każdego zawodnika i przyszłość. Celem są igrzyska olimpijskie. Jeśli trener Grbic podjął taką decyzję, to na pewno po konsultacji ze swoim sztabem i trzeba to uszanować. Zostawmy ten temat, skupmy się na rozgrywkach, kibicujmy naszej reprezentacji, wierząc w to, że ten wybór był najlepszy.
PAP: Kontrowersje są związane nie tylko z męską kadrą, ale także żeńską - brak powołania dla Malwiny Smarzek też wywołał gorące dyskusje. Z perspektywy prezesa związku są to dla pana sytuacje kryzysowe czy bardziej sportowa rzeczywistość?
S.Ś.: To jest związane z naszym krajem, narodem i sposobem bycia. Wszyscy jesteśmy ekspertami w każdej dziedzinie, w tym przypadku lekarzami, trenerami i... wiemy lepiej. Począwszy od kibiców, przez dziennikarzy, a skończywszy na ludziach, którzy są przy siatkówce, przy sporcie. My natomiast nie robimy z tego wielkiego zamieszania, takie rzeczy się zdarzają - ktoś wypadnie z kadry, ktoś się w niej nie zmieści, ktoś wraca do formy, itd. To są trudne decyzje, szczególnie w naszym kraju. Jeśli ktoś je podejmuje, to bierze za nie odpowiedzialność i tak samo jest w tej sytuacji. Obaj trenerzy rozmawiają, analizują i wyciągają wnioski, na bazie których poczynają konkretne ustalenia i my musimy to uszanować.
PAP: Wspomniał pan o imprezach młodzieżowych, które odbyły się w Polsce. W Europie rozgrywano wiele mistrzostw kontynentu w różnych kategoriach wiekowych. Wszystkie zdominowali Włosi, natomiast biało-czerwoni zdołali wywalczyć medal jedynie w rozgrywkach do lat 22 - brązowy. To może martwić w kontekście przyszłości reprezentacji seniorów?
S.Ś.: Dla nas celem są igrzyska olimpijskie, a nie rozgrywki młodzieżowe. Oczywiście fajnie odnosić sukcesy, ale ja bym patrzył na to przez pryzmat tego, ilu zawodników z juniorskich reprezentacji trafi do seniorskiej kadry. Jeśli Włosi przez wiele lat mieli z tym problem, to stworzyli system szkolenia, który im teraz przynosi oczekiwane efekty. My ten system mamy od dawna i już teraz korzystamy z tych siatkarzy, którzy systematycznie dołączają do reprezentacji. Wśród Włochów są obecnie 20-latkowie, a u nas dopiero teraz debiutują gracze, którzy mają 25 lat, bo mamy tak mocną i szeroką kadrę. Nie rozpaczałbym, że nie sięgamy po złote medale w kategoriach młodzieżowych. Ci zawodnicy mają się ogrywać, zdobywać doświadczenie i później trafiać do pierwszej reprezentacji, bo to jest piramida szkolenia, którą mamy wypracowaną.
PAP: Czego panu życzyć z okazji zbliżającej się rocznicy objęcia prezesury PZPS?
S.Ś.: Przede wszystkim zdrowia, cierpliwości i jeszcze lepszych polskich dróg, bo dużo podróżuję...
Rozmawiała: Monika Sapela (PAP)
mj/