Prezes PiS: jesteśmy w momencie, który może być momentem wielkiej zmiany

2022-09-07 18:09 aktualizacja: 2022-09-08, 08:41
Jarosław Kaczyński, Fot. Twitter/PiS
Jarosław Kaczyński, Fot. Twitter/PiS
W UE obowiązuje zasada, „kto silniejszy ten lepszy", a ponieważ najsilniejsze są Niemcy, to funkcjonuje stara niemiecka koncepcja, którą dzisiaj można nazwać neoimperialną - ocenił prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas XXXI Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

W UE obowiązuje zasada, „kto silniejszy ten lepszy", a ponieważ najsilniejsze są Niemcy, to funkcjonuje stara niemiecka koncepcja, którą dzisiaj można nazwać neoimperialną - ocenił prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas XXXI Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Prezes Kaczyński wziął w środę udział w panelu "Realizm i wartości w polityce" w ramach konferencji Europa Karpat podczas XXXI Forum Ekonomicznego w Karpaczu. W dyskusji zaznaczył, że on sam opowiada się po stronie realizmu politycznego. Jednocześnie dodał, że "opowiedzenie się po stronie realizmu politycznego nie oznacza w żadnym wypadku odrzucenia wartości".

"Realizm polityczny odnosi się do celów i metod, ale wszędzie jest współczynnik aksjologiczny - przede wszystkim cele są określane w oparciu o wartości" - powiedział Kaczyński. Dodał, że nie można określić celów politycznych "jakiegoś państwa lub formacji, która rządzi w zupełnym oderwaniu od wartości, chyba że mielibyśmy do czynienia z antywartościami".

"Nasze wartości wynikają z tradycji chrześcijańskiej. Jednocześnie jest to tradycja wolnościowa odnosząca się do wolności jednostki i wspólnoty" - powiedział prezes PiS. "Jestem głęboko przekonany, że polska tradycja ma charakter republikański i że jednym z wielkich błędów, które popełnili wszyscy, także i my na początku nowych czasów, było odrzucenie możliwości przekształcenia czegoś bardzo realnego, czyli tradycji solidarnościowej, bardzo świeżej, żywej, przekształcenie w pełni dojrzałą ideę republikańska" - powiedział Kaczyński.

"Próbowaliśmy iść inną drogą i przekształcić tę tradycję w myślenie o charakterze chrześcijańsko-demokratycznym, w szerszym tego słowa znaczeniu. To się po prostu nie udało" - ocenił lider PiS. Podkreślił, że po upadku komunizmu pierwszym celem było zapewnienie suwerenności, "czyli odrzucenie wszystkiego tego, co było po komunizmie". Dodał, że drugim celem było obronienie się przed stworzeniem nowych zależności i dopiero dziś, jesteśmy w trakcie pozbywania się ich.

Przypomniał, że kiedy wchodził do Kancelarii Prezydenta pod koniec grudnia 1990 roku w wykazie telefonów rządowych był telefon do ambasady ZSRR. "Ambasada rosyjska była włączona w system linii do rozmów poufnych między członkami rządu i innymi osobami pełniącymi eksponowane stanowiska w państwie" - zauważył Kaczyński.

Mówiąc o drugim celu, którym było obronienie się przed nowymi próbami stworzenia zależności podkreślił, że był on znacznie trudniejszy. "Tą wartością dla nas była suwerenność, podmiotowość wspólnoty. W jaki sposób się o to walczy, co jest tutaj realistyczne" - mówił.

Polityk zwrócił uwagę, że należy odróżnić trzy sprawy m.in. bezpieczeństwa militarnego, ale także ekonomicznego i energetycznego. O to zawsze nasza formacja polityczna na różne sposoby próbowała dbać" - powiedział lider PiS.

Drugą sprawą jest status państwa. "To jest coś trwałego, coś co określa państwo począwszy od takiego, którego nawet niepodległość jest kwestionowana, czyli państwa zależnego, aż po supermocarstwo. W dużej mierze zabiegi o wzmocnienie tego statusu przez dłuższy czas sprowadzały się do tego, żebyśmy weszli do NATO i UE, o to żebyśmy mieli dobrą pozycję w Unii Europejskiej" - mówił Kaczyński.

Trzecią sprawa jest sprawa pozycji. "To jest coś bardzo zmiennego, nawet supermocarstwa czasem mają lepszą pozycję, a czasem gorszą. O to też ciągle trzeba zabiegać. I jeżeli dobrze analizować politykę mojego śp. brata (Lecha Kaczyńskiego), to było zabieganie o status i zabieganie o pozycję, o lewarowanie tej pozycji poprzez różnego rodzaju zabiegi, które często bywają źle rozumiane" - powiedział prezes PiS.\

Prowadzący dyskusję europoseł PiS Zdzisław Krasnodębski zwrócił uwagę, że w książce profesora Waldemara Parucha "Realizm i wartości. Prawo i Sprawiedliwość o polityce zagranicznej", która była punktem wyjścia do debaty, "są bardzo ciekawe fragmenty o polityce PiS, a wcześniej Porozumienie Centrum w stosunku do Rosji i cytowane są oskarżenia ekspertów i polityków dzisiejszej opozycji, którzy zarzucali PiS anachroniczną rusofobię, a z drugiej strony pisał, że filarami PiS były stosunki ze Stanami Zjednoczonymi i wejście do Unii Europejskiej". "Budowa państwa, które uwalnia się od zależności, realizm nakazywał pozytywny stosunek do UE" - ocenił.

"Te fakty, niebezpieczeństwa, które zostały opisane, były przeze mnie wspomniane, w ten sposób, że idealistyczne wartości, czy idealistyczny sposób myślenia jest instrumentalizowany. W moim przekonaniu ta instrumentalizacja jest silniejsza niż wiara kolejnego pokolenia w świat idealny, że to jest istota tego wszystkiego, co się w tej chwili dzieje. Że dzisiaj ta istota wychodzi na jaw w sposób oczywisty i zupełnie wprost formułowany. Jeżeli Kanclerz Scholz bez owijania w bawełnę stwierdza, że (UE) to ma być super państwo pod niemiecką wodzą o światowym znaczeniu, podkreślał to światowe znaczenie w istocie Niemiec, a nie tego państwa, to tutaj sprawa jest już zupełnie jasna" - podkreślił Kaczyński.

"Jeżeli chodzi o nasz stosunek do Unii Europejskiej w momencie wejścia do tej Unii, czyli w momencie, kiedy to wejście przez Porozumienie Centrum jako przez pierwszych było postulowane. To nie jest tak, że nie zdawaliśmy sobie sprawy z kwestii kulturowych" - mówił lider PiS.

Jak wskazał, "to był przedmiot mocnego sporu w naszej partii, już wtedy w Prawie i Sprawiedliwości, który został rozstrzygnięty przez kongres partii, gdzie 2/3 było za wejściem do Unii Europejskiej, a 1/3 pod wodzą byłego marszałka Sejmu Marka Jurka przeciw". "On wtedy bardzo precyzyjnie i jasno formułował tezę odnoszącą się do obcości kulturowej w UE w stosunku do Polski" - przypomniał polityk.

"I przynajmniej ja, a sądzę, że ogromna większość ówczesnego kierownictwa partii nie przeczyła temu faktowi, ale przeciwstawiała temu inne (fakty-PAP). Przede wszystkim fakt, że Polska ukształtowana w ciągu lat 90. była państwem imposybilnym w całym tego słowa znaczeniu. Żadne większe przedsięwzięcie zbiorowe nie wychodziło, nic się nie udawało" - zaznaczył.

Zdaniem Kaczyńskiego to tylko jeden z przykładów. "Przyjmowaliśmy, że wejście do Unii Europejskiej zapewni pewne środki i rynek europejski, bo wcześniej działaliśmy prawie w warunkach wojny celnej, bo porozumienie zawarte na początku lat 90. i dyskutowane w rządzie Jana Olszewskiego i w końcu przyjęte na zasadzie - z jednej strony mamy Wspólnotę Niepodległych Państw czyli Rosję, a z drugiej Unię Europejską. To było asymetryczne, bardzo dla nas szkodliwe pod wieloma względami porozumienie, ogromnie ograniczające nasze możliwości na rynku europejskim. Więc biorąc te wszystkie sprawy łącznie pod uwagę, wydawało się, że aby istnieć i się rozwijać musimy wejść do Unii Europejskiej. To było wtedy, jak sądzę myślenie realistyczne" - podkreślił lider PiS.

Przyznał, że nikt wtedy nie kwestionował "obcości kulturowej" państw Zachodniej Europy. "Kiedy pierwszy raz w ogóle byłem na Zachodzie, w Wiedniu i tam zobaczyłem różne rzeczy, których tutaj nie będę opisywał. To mi zupełnie wystarczyło, żeby zobaczyć, że jestem w innej strefie kulturowej, chociaż było to 33 lata temu" - zaznaczył.

Jak dodał, jednak czasem jest tak, że "konieczny jest wybór między tym, co jest rzeczywiście naszą wartością, a tym co, jest pewną groźną dla tej wartości, przy pozostawieniu sobie możliwości obrony".

"Myśmy przecież nie podpisywali umowę o tym, że przyjmujemy cały ten zespół kulturowy, który reprezentuje Zachodnia Europa, który już wtedy reprezentowała i który promowała. Myśmy poprzedzili przyjęcie do Unii Europejskiej uchwałą Sejmu o naszej suwerenności kulturowej" - podkreślił Kaczyński. Jednak - jak ocenił - ta uchwała Sejmu została "przez pewną, bardzo silną część naszej klasy politycznej zupełnie zapomniana".

"A my ją całkowicie podtrzymujemy. My uważamy każdą ingerencję w tę sferę za nadużycie, za złamanie prawa, za realizację tej zasady, która tutaj została sformułowana, +kto silniejszy ten lepszy+" - oświadczył. Podsumowując wątpliwości, które towarzyszyły decyzji o poparciu wejścia Polski do Unii, Kaczyński zauważył, że "nie było wtedy innego wyjścia".

Wspomniał o rolnictwie, fatalnej sytuacji na wsi, ogromnym wówczas bezrobociu wśród jej mieszkańców i o tym, "jak bezradna była ta władza, która wtedy rządziła". Ocenił, że w tym obszarze, UE "nam rzeczywiście pomogła".

Odnosząc się do obecnej sytuacji i pozycji Polski, prezes PiS ocenił, że "w Unii Europejskiej obowiązuje zasada +kto silniejszy ten lepszy+, a ponieważ najsilniejsze są Niemcy, to funkcjonuje stara koncepcja niemiecka, którą dzisiaj można nazwać neoimperialną".

W tym kontekście przypomniał o niemieckim rozumieniu pojęcia Mitteleuropa (Europa Środkowa) i politycznym programie, który był celem wojennym Niemiec podczas I wojny światowej. Zakładał on dominację Cesarstwa Niemieckiego nad Europą Środkową i jej eksploatację przez Niemcy, aneksję terytoriów zamieszkanych w większości przez ludność nieniemiecką oraz stopniową germanizację ludów podbitych.

Kaczyński przypomniał, że już wtedy zakładano, iż Polska "będzie niepodległa, tylko to będzie Polska całkowicie podporządkowana Niemcom, i do tego jeszcze Polska, która będzie pilnowana, żeby przypadkiem nie rozwinęła się na poziom niemiecki, europejski".

"I to, można powiedzieć, jest w tej chwili realizowane. I naszym świętym obowiązkiem, jest świętym obowiązkiem każdego polskiego polityka, jeżeli się chce nazywać polskim politykiem, no to jest przeciwdziałanie tego rodzaju sytuacji, przeciwstawienie się tego rodzaju polityce" - oświadczył Jarosław Kaczyński.

Wskazał przy tym, na "charakter zmiany, jaka miała miejsce w Polsce i innych krajach, które były kiedyś komunistyczne". "Dzisiaj, ten raj dla byłych komunistów rzeczywiście może dla nich funkcjonować" - ocenił.

"Polska jest krajem niemalże frontowym"

Lider PiS nawiązując do wojny na Ukrainie zwracał uwagę, że Polska jest krajem niemalże frontowym. "Trzeba sobie z tego też zdawać sprawę, że ta sytuacja pewnie przez jakiś czas się nie zmieni i że jesteśmy w momencie, który – jeśli odwołać się do różnego rodzaju analogii historycznych -  może być momentem wielkiej zmiany" – powiedział. "Nie musi być, wielkie siły działają ku temu, żeby tak się nie stało, ale może być"  - dodał.

Zdaniem Kaczyńskiego ci wszyscy, którzy "patrzą z ubolewaniem, lękiem, czy nawet z przerażeniem na to co się dzieje, na tę antykulturę, muszą w tym kierunku działać" – dodał.

"I teraz na chwilę wrócę, może przewrotnie, do sprawy realizmu, kto jest w tej chwili naszym sojusznikiem, przede wszystkim Ukrainy, ale także naszym, w tym całym przedsięwzięciu" - dodał.

Jak wskazał, „dziś Anglia jest krajem, gdzie przemiany kulturowe są bodajże najdalej posunięte w Europie”. „Nie możemy jej przy okazji tego sojuszu przekonywać do tego: +wycofajcie się ze wszystkiego, czego żeście w tej sferze dotąd zrobili+, chociaż mamy tam konserwatystów przy władzy” – mówił Kaczyński.

Drugim państwem sojuszniczym Polski, gdzie - jak mówił - sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana, są Stany Zjednoczone. „Też przecież nie będziemy się zwracali do Stanów Zjednoczonych i do pana prezydenta (Joe) Bidena, który ma tutaj – jak wiadomo – dość radykalne poglądy: +panie prezydencie, niech pan zweryfikuje swoje poglądy kulturowe i wtedy będziemy współdziałać” – powiedział prezes PiS.

Podkreślił, że należy doprowadzić do tego, by Ukraina wygrała wojnę i by był to "zaczyn innego, jeszcze większego i naprawdę potrzebnego ludzkości zwycięstwa". (PAP)

autorzy: Grzegorz Bruszewski, Rafał Białkowski

kw/ mar/