Xawery Żuławski o "Apokawixie": nadchodzi wielka pandemia zagrożenia zombicznego

2022-10-07 07:58 aktualizacja: 2022-10-07, 12:33
Fot. mat. prasowe/47. FPFF w Gdyni
Fot. mat. prasowe/47. FPFF w Gdyni
W scenariuszu tworzonym przed COVID-19 napisaliśmy, że oto nadchodzi wielka pandemia zagrożenia zombicznego. Nagle okazało się, że ten tekst został dogoniony przez wydarzenia - powiedział PAP Xawery Żuławski.

"Apokawixa" to łącząca elementy slashera i komedii opowieść o maturzystach żyjących w dobie COVID-19, którzy tuż po egzaminie maturalnym postanawiają zorganizować imprezę, którą zapamiętają na długie lata. Melanż ma odbyć się w nadmorskim pałacu należącym do rodziców jednego z uczniów Kamila Wilka (w tej roli Mikołaj Kubacki). Kiedy paczka przyjaciół dociera na miejsce, okazuje się, że trafili na moment zakwitu sinic w Bałtyku. Kontakt z bakteriami powoduje, że ludzie stają się zombie. Tym samym maturzystom zaczyna zagrażać śmiertelne niebezpieczeństwo. Za scenariusz filmu odpowiadają Xawery Żuławski, Krzysztof Bernaś i Maciej Kazula. W obsadzie znaleźli się m.in. Waleria Gorobets, Alicja Wieniawa-Narkiewicz, Natalia Pitry, Marta Stalmierska, Sebastian Fabijański, Matylda Damięcka, Tomasz Kot i Cezary Pazura. Dystrybutorem obrazu jest Next Film.

PAP: Bohaterowie pana filmu narzekają, że kwarantanny i kolejne lockdowny zakłóciły im normalne kontakty z rówieśnikami, zwiększyły poczucie izolacji społecznej. Aby wynagrodzić sobie ten trudny czas, wyjeżdżają nad morze, by przeżyć "imprezę życia". Na ile "Apokawixa" była dla pana sposobem na odreagowanie pandemii?

Xawery Żuławski: Nie wiem, czy "odreagowanie" to właściwe słowo. Na pewno "Apokawixa" stanowi reakcję na otaczający nas klimat, bo idea stworzenia filmu o zombie narodziła się jeszcze przed pandemią. Później nastał COVID-19, a wraz z nim przerwa w myśleniu o robieniu jakichkolwiek zdjęć. W scenariuszu tworzonym przed COVID-19 napisaliśmy, że oto nadchodzi wielka pandemia zagrożenia zombicznego. Nagle okazało się, że ten tekst został dogoniony przez wydarzenia. Zacząłem obserwować, jak lockdown odbił się na moich dzieciach, co oznaczał dla maturzystów, osób, które pochodziły do liceum niecały rok, a później musiały przestawić się na naukę zdalną. Stwierdziłem, że dla filmu to jest super, bo taki uniwersalny symbol sprawi, że nasze filmowe dzieciaki będą zrozumiane wszędzie i przez każdego. To już nie jest historia wyssana z palca - coś takiego naprawdę mogłoby się wydarzyć. Zaczęliśmy bardzo mocno w to wierzyć. Dzięki temu udało się wytworzyć energię niezbędną, żeby "Apokawixa" mogła powstać. Przekonaliśmy wszystkich, że trzeba to zrobić i pokonać wszelkie przeciwności, bo gdy zaczyna się realizować film, zawsze pojawiają się tysiące kłopotów i nieprzewidzianych zdarzeń.

PAP: Kiedy rozmawialiśmy poprzednim razem przed prapremierą "Mowy ptaków", wspominał pan o planach realizacji filmu historycznego. Co sprawiło, że postawił pan na coś kompletnie innego?

X.Ż: Reżyser powinien mieć sporo planów, bo nigdy nie wiadomo, jak ułoży się nasza życiowa historia i co pójdzie na pierwszy ogień. Jeżeli miałem plan realizacji filmu historycznego, to w momencie, kiedy przyszła pandemia, siłą rzeczy znacznie ważniejsze stały się wydarzenia dnia codziennego. To spowodowało, że zombie wysunęły się naprzód, bo rzeczywiście żyjemy w bardzo apokaliptycznym klimacie. Nawet jeśli bardzo chcielibyśmy tego do siebie nie dopuszczać, z każdej strony media wysyłają nam komunikat, że jak to wszystko za chwilę walnie, to się nie pozbieramy. Oczywiście, trzeba pamiętać, że to też jest epidemia strachu, jak to nazywam. Nie można tak do końca dać się w to wkręcić. Stąd komediowy charakter naszego filmu.

PAP: Lubi pan filmy o zombie?

X.Ż.: Nie mogę powiedzieć, że jestem ich fanem. Po prostu jestem fanem dobrych filmów. Zdarzyło mi się w życiu obejrzeć kilka bardzo dobrych filmów o zombie i dwa bardzo dobre seriale. To uruchomiło moją wyobraźnię. Uznałem, że filmy o zombie to taki gatunek, w którym można coś zrobić i wcale nie trzeba być wtórnym. Wydaje mi się, że tego typu produkcje zaczęły pojawiać się mniej więcej pod koniec lat 50., więc do tej pory powstało ich już naprawdę dużo. Pomyślałem też, że jest coś fajnego w graniu zombie-ludzi, umarlaków. To zupełnie inny rodzaj przeżywania filmowej rzeczywistości.

PAP: Realizacja obrazu nasyconego efektami specjalnymi, z bardzo liczną obsadą była wyzwaniem?

X.Ż.: Tak, zwłaszcza że realizowaliśmy ten film w niewystarczającym budżecie. Mieliśmy też dość krótki okres przygotowawczy. Na szczęście udało mi się zgromadzić wspaniałą ekipę. Oni wszyscy – od operatora, przez twórców kostiumów, makijażu, pracowników technicznych – są profesjonalistami, którzy dzięki swoim umiejętnościom potrafią wykreować taki obraz przy dość niskich możliwościach finansowych. Na pewno w porównaniu z produkcjami amerykańskimi mieliśmy na to wszystko sto razy mniej pieniędzy. Ale też pisaliśmy scenariusz ze świadomością, że trzeba tę historię sprytnie opowiedzieć, żeby wywołać oczekiwane wrażenie u widzów, a jednocześnie ukryć pewne braki. Staraliśmy się potraktować ten film jak hollywoodzki produkcyjniak, czyli pójść trochę jak na wojnę, mieć wszystko po kolei przygotowane, wiedzieć, co powinniśmy zrobić danego dnia. Przed rozpoczęciem zdjęć mieliśmy plan pałacu i rozrysowaliśmy sobie, kto, gdzie się znajduje w danym momencie filmu. Były grupy, które zawsze znajdowały się z jednej strony pałacu i te z drugiej. Mogliśmy to sobie swobodnie rozdzielać i kręcić z jednej lub drugiej strony.

PAP: To, że nie było dotychczas w polskim kinie tego typu produkcji, dodatkowo pana motywowało?

X.Ż.: Zawsze pojawia się szelmowski uśmiech, gdy mamy zrobić coś jako pierwsi. Ale z drugiej strony było wyzwaniem, żeby nie zrobić tego słabo. Nie chciałem, żeby później ktoś nam zarzucił, że wzięli się Polacy za robotę i to od razu widać... Było dużo rozkmin na ten temat. Trzeba było zastanowić się, w jaki sposób zombie mają funkcjonować. Zawsze przy realizacji mamy czegoś za mało – głównie czasu. Musieliśmy szybko podejmować decyzje, szukać kompromisów, bo żeby wywindować poziom filmu do góry, potrzeba czasu. Także raczej to była trema i staranie się, żeby nie było obciachu niż to, że jest fajnie i będziemy pierwsi.

PAP: Podoba mi się, że dał pan szansę nieznanym szerszej publiczności aktorom, a sławni, doświadczeni artyści stworzyli w "Apokawixie" mocny drugi plan. Młodzi aktorzy błyskawicznie wczuli się w pańską koncepcję?

X.Ż.: Tak. Sądzę, że kino robi się także dla aktorów. W końcu to oni są jego głównym motorem. Planując realizację filmu, lubię wejść w buty aktora. W tym wypadku pomyślałem sobie, że to musi być super, jeśli otrzymuje się tzw. powołanie do pierwszego w Polsce filmu o zombie. To świetna przygoda i bardzo dobra karta otwarcia, kontaktu między nami. Nie zaczynamy przecież dramatu z silnymi akcentami psychologicznymi, tylko jedziemy na plan dobrze się bawić. To spowodowało, że szybko wytworzyło się między nami zaufanie i uczyliśmy się od siebie nawzajem. Trochę lat nas dzieli, więc sporo rozmawialiśmy o tym czasie, kiedy tych młodych aktorów jeszcze nie było na świecie. A ja mogłem też dowiedzieć się sporo o ich postrzeganiu dzisiejszej rzeczywistości. Bardzo dobrze się z nimi pracowało. Nie kłóciliśmy się i nie było sytuacji, w której ktoś powiedziałby, że czegoś nie zagra. Ale też ten film nie jest taki. On bazuje na wyczuciu współczesności. Wymaga po prostu wczucia się w to, co robimy i starań, aby zagrać to jak najlepiej.

PAP: Ma pan poczucie, że polskie kino jest poważne, konserwatywne i że poprzez takie filmy jak "Apokawixa" warto wpuścić do niego trochę świeżego powietrza?

X.Ż.: Nie zastanawiam się nad kondycją polskiego kina i nie kręcę filmów, odnosząc się do jego kondycji. Raczej staram się robić to, co mi w duszy gra i w co wierzę. Jeśli chodzi o film fabularny, na mojej drodze duże znaczenie ma rozrywka. Lubię rozrywkę w szerokim znaczeniu, bo ona może być zarówno intelektualna, śmieszna, jak i smutna. Po prostu różna. Realizując filmy, staram się zabawić widzów na różne sposoby. Nigdy nie mieliśmy wizji, że "Apokawixa" będzie filmem festiwalowym. Zrobiliśmy ten film z Watchout Studio, żeby zapewnić solidną rozrywkę masowej widowni. Taki był cel. To, że ten film spotkał się z takim przyjęciem i został zakwalifikowany na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, było dla nas ogromnym zaskoczeniem i wyróżnieniem. To powód do radości, że dobra rozrywka również może być częścią polskiego kina. (PAP)

Autorka: Daria Porycka

kgr/