Rezolucja 2418 zawiera postanowienia o przedłużeniu do 15 lipca obowiązujących sankcji m.in. wobec sześciu osób, w tym niektórych ministrów i wysokich wojskowych z Sudanu Południowego.
Dokument, który zaproponowały USA, zwraca się do sekretarza generalnego ONZ Antonio Guterresa o przygotowanie do 30 czerwca raportu stwierdzającego, czy w Sudanie Południowym osiągnięto mające szanse powodzenia porozumienie polityczne i ustały walki. W przeciwnym przypadku Rada Bezpieczeństwa rozważy w ciągu pięciu dni wprowadzenie kolejnych restrykcji.
Obejmowałyby one m.in. zamrożenie aktywów i zakaz podróżowania sześciu osobom, w tym ministrom obrony i informacji oraz zastępcy szefa sztabu armii ds. logistyki Rezolucja grozi też wprowadzeniem embarga na dostawy broni do Sudanu Południowego.
Projekt USA poparło dziewięć państw, w tym Polska, Francja i Wielka Brytania. Było to wymagane minimum. Od głosu wstrzymało się natomiast sześć krajów, a pośród nich Rosja i Chiny.
Wojna domowa o podłożu etnicznym w Sudanie Południowym pochłonęła dziesiątki tysięcy śmiertelnych ofiar. Cztery miliony osób zostały zmuszone do opuszczenia domów.
Z emocjonalnym przemówieniem wystąpiła podczas debaty ambasador USA Nikki Haley. Mówiła m.in. o zabójstwach mężczyzn i dzieci na oczach kobiet.
Ambasador USA: w Sudanie Południowym uzbrojone grupy niemal codziennie atakują, rabują i mordują cywilów"To nie są hipotezy. To są historie prawdziwych ludzi, których widziałam i słyszałam, kiedy odwiedziłam Sudan Południowy. To ich smutna rzeczywistość, ponieważ przywódcy Sudanu Południowego nie zdołali ich ochronić" – relacjonowała Haley.
Przekonywała, że nie są to wyjątkowe przypadki. Uzbrojone grupy, w tym siły rządowe – dodała – niemal codziennie atakują, rabują i mordują cywilów. Jak dodała, cztery miliony ludzi zostało wysiedlonych w rezultacie walk, 2,5 miliona stało się uchodźcami.
Haley krytykowała w swym wystąpieniu Radę Bezpieczeństwa. Zarzucała, że nie nałożyła embarga na dostawę broni. Od 2015 roku nie ukarała sankcjami ani jednej osoby, nawet jeśli przemoc związana z odnowioną wojną domową zabiła tysiące ludzi.
"Stany Zjednoczone straciły cierpliwość. Status quo jest nie do przyjęcia. Już od dawna powinniśmy się domagać czegoś lepszego dla mieszkańców Sudanu Południowego" - argumentowała.
Wskazywała na nieskuteczność taktyki polegającej na czekaniu. Zwłoka przynosi - podkreślała - więcej walk i więcej okrucieństw.
Porozumienia między stronami konfliktu w Sudanie Południowym ambasador nazwała słowami na papierze. Zwróciła uwagę, że ani Międzyrządowa Organizacja ds. Rozwoju (IGAD) ani Unia Afrykańska nie wyciągnęły konsekwencji wobec naruszających prawo. Wzywała do konkretnych działań ze strony całej społeczności międzynarodowej, aby pociągnąć zwalczających się antagonistów do odpowiedzialności.
Do krytyków rezolucji zaliczali się m.in. ambasadorzy Rosji Wasilij Niebienzia oraz Etiopii Tekeda Alemu. Padały argumenty, że dokument pojawia się w newralgicznym momencie, w trakcie rozmów pokojowych prowadzonych przez IGAD. Zarzucali brak dostatecznych konsultacji z regionem. Zgłaszali wątpliwości czy sankcje sprzyjają politycznemu porozumieniu. Zarzucali też pośpiech w sytuacji, kiedy rozważa się tak istotną sprawę.
Inni uczestnicy debaty, którą prowadziła ambasador RP przy ONZ Joanna Wronecka, żałowali m.in., że rezolucji nie przyjęto przez konsensus. Opowiadali się za procesem pokojowym i większym zaangażowaniem w rozwiązanie konfliktu społeczności międzynarodowej, w tym ONZ i organizacji regionalnych. Nawoływali do podjęcia działań przeciw tym, którzy łamią prawo, i ukarania winnych.
W Sudanie Południowym nie spełniły się oczekiwania na pokój i stabilność po odłączeniu się w 2011 roku od Sudanu. Konflikt rozgorzał w 2013 roku. Nieudany zamach stanu przeprowadził wówczas odsunięty od władzy przez prezydenta Salvę Kiira z plemienia Dinka jego polityczny rywal wiceprezydent Rieka Machara. Wywodzi się on z plemienia Nuerami.
Porozumienie pokojowe podpisane w sierpniu 2015 roku nie powstrzymało walk.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ zm/