Europosłanka PiS o otwarciu Baltic Pipe: "pistolet gazowy" Putina traci na znaczeniu

2022-09-28 07:33 aktualizacja: 2022-09-28, 11:32
Baltic Pipe. Fot. PAP/Marcin Bielecki
Baltic Pipe. Fot. PAP/Marcin Bielecki
Otwarcie gazociągu Baltic Pipe kończy w symboliczny sposób rosyjski dyktat w kwestii dostaw gazu, a przed Polską i państwami Europy Środkowo-Wschodniej otwiera nowe możliwości współpracy - mówi w rozmowie z PAP eurodeputowana PiS Jadwiga Wiśniewska.

"Baltic Pipe to strategiczna inwestycja zwiększająca bezpieczeństwo energetyczne Polski, dzięki której uniezależniamy się od dostaw gazu z Rosji. Nabiera to szczególnego znaczenia w kontekście wojny na Ukrainie i wykorzystywania przez Putina gazu jako narzędzia politycznego nacisku wobec państw członkowskich UE. Ten swoistego rodzaju pistolet gazowy Putina, traci na znaczeniu. Polska staje się niezależna i suwerenna także pod względem energetycznym. Otwarcie gazociągu kończy w symboliczny sposób z rosyjskim dyktatem w kwestii dostaw gazu, a przed Polską i państwami Europy Środkowo-Wschodniej otwiera nowe możliwości współpracy" - podkreśla Jadwiga Wiśniewska.

"Można więc powiedzieć, że gazociąg zwiększa nie tylko bezpieczeństwo energetyczne Polski, ale także suwerenność energetyczną całego regionu. Państwo polskie pokazuje tym samym swoją wysoką efektywność i sprawczość w realizowaniu odważnych i ambitnych projektów, o których mówił śp. Prezydent Lech Kaczyński, dla którego niezależność energetyczna Polski była kwestią priorytetową. Dziś poprzez ukończenie tych inwestycji, wypełniamy niejako testament Prezydenta Kaczyńskiego. Niedawno otwarto bowiem przekop Mierzei Wiślanej, dzięki któremu zerwaliśmy z rosyjską dominacją na Morzu Bałtyckim. Dziś otwieramy gazociąg, którym za kilka dni popłynie gaz z norweskich złóż. Do tego rozbudowa gazoportu w Świnoujściu. Wszystkie te działania rządu Prawa i Sprawiedliwości, mają jeden cel i wspólny mianownik, a jest nim troska o bezpieczeństwo Polaków" - zaznacza polska polityk.

Przypomina jednocześnie, że koncepcja sprowadzania gazu z Norwegii nie zawsze cieszyła się poparciem.

"Stosunek poprzednich rządów do budowy gazociągu Baltic Pipe, najlepiej oddają słowa ówczesnego premiera, Donalda Tuska, który w 2014 r. stwierdził, że Polska nie potrzebuje norweskiego gazu, gdyż ma zapewnione kontrakty z Moskwą, a więc parafrazując, po co gaz norweski, skoro możemy mieć rosyjski. I takie przekonanie towarzyszyło nie tylko rządom koalicji PO-PSL, ale także lewicowemu rządowi Leszka Millera, który również porzucił plany budowy. Jak krótkowzroczna była to polityka, pokazało uzależnienie się Unii Europejskiej od dostaw surowców energetycznych z Rosji, co w konsekwencji doprowadziło do kryzysu energetycznego, z którym mierzy się dziś cała Europa i którego cenę płacą obywatele wszystkich państw członkowskich UE" - podkreśla Jadwiga Wiśniewska.

"Znając +cudowne+, antyrosyjskie przemienienie Tuska, o którym rosyjskie media pisały +nasz człowiek w Warszawie+, zapewne usłyszymy, że nigdy nie był przeciw, a był nawet za. Nie powinno to dziwić w kontekście tego, że zmienność zdania i zaprzeczanie samemu siebie, stały się wizytówką lidera PO. Polacy jednak dobrze pamiętają, że to rząd Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-2007 powrócił do negocjacji w sprawie budowy gazociągu, które zostały porzucone niestety przez rząd Tuska. Do budowy gazociągu powrócono w 2015 roku, a rok później przystąpiono do jego fizycznej realizacji. Dziś, z nieskrywaną dumą, możemy powiedzieć, że pomimo sprzeciwu oponentów Baltic Pipe, rząd Prawa i Sprawiedliwości doprowadził ten wielki, przyszłościowy projekt do końca i to w tak szczególnym momencie agresji rosyjskiej na Ukrainę i wojny energetycznej rozpętanej przez Putina" - konkluduje europosłanka.

Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)

kgr/