„To było pięć miesięcy nieustannego strachu”. „Modlimy się i modlimy, ale Bóg nas chyba opuścił”. „Marzymy, żeby w końcu był spokój” – mówią spotkani przez PAP nieliczni przechodnie.
Ukraiński policjant na przegrodzonym betonowymi blokami wjeździe do Iziumu uprzedza, że w mieście trwają działania wymierzone w maruderów. Trzy tygodnie po wyzwoleniu miasta siły ukraińskie wciąż wyłapują żołnierzy pokonanej tu rosyjskiej armii. „Załóżcie kamizelki i bądźcie ostrożni, wszystko się może zdarzyć” – ostrzega.
Ciała nosiły ślady tortur
Ślady obecności Rosjan widoczne są kilkaset metrów za policyjnym posterunkiem. W piaszczystym gruncie sosnowego lasu, tuż przy miejskim cmentarzu, Rosjanie wyryli okopy i stanowiska dla swoich czołgów. Można zobaczyć je z drogi. To, czego nie widać, to setki rozkopanych grobów bezpośrednio za tymi okopami. Niedawno wydobyto z nich 447 ciał, w tym zwłoki dzieci. Niektóre ciała nosiły ślady tortur.
Po ekshumacjach pozostały w pustych dołach zbite ze zwykłych desek trumny i krzyże. Na jednych widnieją nazwiska, na innych tylko numery. W sąsiedztwie, w rosyjskich okopach, walają się puste konserwy, słoiki, paczki po papierosach i niedopałki. Ich smród miesza się z zapachem rozkładających się zwłok.
Od strony cmentarza nadchodzi starszy człowiek. Przyszedł na grób żony, ale nie słyszał ani o masowych pochówkach, ani ekshumacjach.
„To nie mogą być groby miejscowych, bo nasi ludzie chowają bliskich zgodnie ze zwyczajem. To żołnierze rosyjscy przygotowali groby dla siebie, przygotowali je zawczasu. No przecież miejscowi chowają normalnie. Popatrzcie, tam jest nasz cmentarz, tam leży moja żona, a oni tu za płotem” – mówi. „To muszą być wojskowe pochówki. (...) To oni to dla siebie przygotowali, Rosjanie. Pewnie chowali tu swoich i myśleli, że potem zabiorą w razie czego” – powtarza z niedowierzaniem.
„Straciliśmy domy, nie mamy gdzie mieszkać ani co jeść, jesteśmy wdzięczni za wszystko, co dostaniemy, aby tylko przeżyć”
Do centrum Iziumu wjeżdża się przez most pontonowy nad rzeką Doniec. Pod stary betonowy most, który wysadzono w trakcie walk, spadł rosyjski pojazd pancerny z charakterystycznym znakiem Z. Ukraińscy żołnierze głośno dyskutują, jak go stamtąd wydostać. Kilkadziesiąt metrów dalej panuje całkowita cisza. Poruszają ją tylko dźwięki falującej blachy z dachów i szum wiatru w dziurach po pociskach.
Na ulicach widać niewielu ludzi. Przed południem zaczynają się jednak gromadzić na placu, na którym wydawana jest pomoc humanitarna. Są to przede wszystkim starsze osoby. „Straciliśmy domy, nie mamy gdzie mieszkać ani co jeść, jesteśmy wdzięczni za wszystko, co dostaniemy, aby tylko przeżyć” – wyjaśnia jedna z nich.
Nieopodal dwa prawie zupełnie zniszczone, sześciokondygnacyjne bloki. Zrujnowane przez bomby ściany frontowe odkryły to, co przez lata gromadzili ich mieszkańcy: pianino, książki, nową wersalkę, zabawki dzieci. Przed jednym z domów ktoś postawił na cegłach zdjęcia pięciorga ludzi. Oparł je o bukiet żółtych kwiatów.
„Zabiła ich Rosja”
„To jest Luda, Ira i Ołeh. Mieszkali w tym budynku i zginęli. Ja też tu mieszkałem, ale przeżyłem. Pozostałych dwóch znałem tylko z widzenia” – tłumaczy mężczyzna z psem na smyczy. Więcej nie chce powiedzieć i odchodzi.
Luda to pewnie ta 70-latka o krótkich włosach i w czarnej bluzce. Jej zdjęcie oprawione jest w ramkę z motywem ukraińskiej, niebiesko-granatowej wyszywanki. Ira i Ołeh to zapewne para w czerwonej ramce, która obejmuje się, stojąc na tle choinki i nowocześnie urządzonej kuchni. Pod ich zdjęciem ktoś ręcznie napisał: „Zabiła ich Rosja”.
Liczące przed rosyjską inwazją około 45 tys. mieszkańców ważne strategicznie miasto Izium zostało zdobyte przez siły rosyjskiego agresora na początku kwietnia, po trwających blisko miesiąc walkach. W wyniku ukraińskiej kontrofensywy wojska najeźdźcy wycofały się z Iziumu 10 września.
Z Iziumu Jarosław Junko (PAP)
dsk/