Polska Agencja Prasowa: W sobotę zakończyły się mistrzostwa świata siatkarek, których Polska była współgospodarzem, a we wrześniu gościliśmy mundial siatkarzy. Jak pan ocenia oba turnieje?
Kamil Bortniczuk: Organizacyjnie nie mam najmniejszych zarzutów, nie widziałem żadnych niedociągnięć. Myślę, że przedstawiciele światowej federacji również podzielają to stanowisko. Biorąc pod uwagę, że mistrzostwa świata mężczyzn organizowaliśmy w trybie absolutnie ekspresowym, po odebraniu Rosji prawa gospodarza i mieliśmy tak naprawdę tylko kilka miesięcy, aby przygotować tak poważną imprezę, łącznie z najważniejszą fazą – rundą finałową, wymiar organizacyjny oceniam bardzo wysoko.
PAP: Jaką notę można wystawić polskim drużynom za stronę sportową?
K.B: Mężczyźni co prawda nie obronili tytułu i nie zostali po raz trzeci z rzędu mistrzami świata, ale wystąpili w finale i zagrali naprawdę bardzo dobry turniej. Przegrali ze świetnie dysponowanymi Włochami. Trudno oceniać wicemistrzostwo świata w kategoriach innych niż właśnie dużego sukcesu. To jest sport i nie można oczekiwać, że tylko Polska będzie zdobywała mistrzostwo świata. Przeciwnicy też chcą i potrafią wygrywać. Tu nie ma przestrzeni na kręcenie nosem i powtórek ze zwolnienia trenera Kazimierza Górskiego po srebrnym medalu olimpijskim w Montrealu. Również występ siatkarek oceniam pozytywnie. Drużyna jest w przebudowie. Niewielu spodziewało się po niej aż tak dobrego występu. A przegrana w ćwierćfinale z Serbią, późniejszym triumfatorem turnieju, wstydu nam nie przynosi. Wręcz przeciwnie, daje powody do dumy i satysfakcji. Przed naszym zespołem duża przyszłość.
PAP: Premier Mateusz Morawiecki, gratulując medalu siatkarzom wspomniał, że Polska będzie się starała o kolejny mundial w tej dyscyplinie. Sprawa nabrała już mocy?
K.B: Jesteśmy w stałym kontakcie z władzami FIVB. Kiedy polecieliśmy do Lozanny, aby negocjować tegoroczne MŚ, rozmawialiśmy również o projekcie "dekada polskiej siatkówki". Mamy plany, aby w najbliższym 10-leciu wiele ważnych imprez siatkarskich odbyło się w Polsce, na czele z mistrzostwami świata.
PAP: W jakich innych dyscyplinach w najbliższym czasie można się spodziewać w Polsce wielkich imprez?
K.B: Z perspektywy kibiców zawsze jest czymś wyjątkowym jeżeli impreza rangi mistrzowskiej odbywa się w Polsce. To także ważny element promocji Polski jako kraju nowoczesnego, kompetentnego i gotowego do tego, aby organizować najważniejsze imprezy światowe. Już w styczniu czekają nas mistrzostwa świata piłkarzy ręcznych, które zorganizujemy wspólnie ze Szwecją. Latem już samodzielnie organizujemy największą imprezę na świecie w roku 2023, a więc III Igrzyska Europejskie. Niektórzy zupełnie bezpodstawnie próbują z niej szydzić, porównując ją do dwóch poprzednich edycji. To będzie zupełnie inne wydarzenie. Postawiliśmy na jakość.
PAP: Czy zatwierdzono ostatecznie listę dyscyplin w programie Igrzysk Europejskich?
K.B.: Myślę, że przedstawimy ją w przyszłym tygodniu na Europejskim Kongresie Sportu i Turystyki w Zakopanem. Wszystkie odbywać się będą w randze mistrzostw Europy albo w randze bezpośrednich kwalifikacji olimpijskich do igrzysk w Paryżu. Dzięki temu mamy zagwarantowaną pełną obsadę wszystkich reprezentacji. To będzie największa impreza w historii Polski i świetne przetarcie przed organizacją topowych imprez takich, jak igrzyska olimpijskie. Jako kraj dojrzeliśmy już gospodarczo i społecznie, aby starać się w nieodległej przyszłości o prawa do takich wydarzeń.
- Igrzyska Europejskie porównuję do tego, co miało niedawno miejsce w Monachium, czyli multi mistrzostw Europy. Niemcy zrobili to dla upamiętnienia igrzysk olimpijskich w 1972 rok. To były ME w lekkiej atletyce i dziewięciu innych dyscyplinach. W Polsce będziemy mieć dwa razy większą imprezę, która będzie transmitowana w wielu krajach, nie tylko Europy.
PAP: Co jeszcze czeka polskich kibiców w bliskiej przyszłości?
K.B.: W roku 2025 będziemy mieli EuroBasket i staramy się o mistrzostwa świata w koszykówce w tej dekadzie. Jesteśmy na tak intensywnym szlaku organizacji dużych imprez, na którym nie byliśmy jeszcze nigdy w historii. Zależy nam, aby lekkoatletyczna Diamentowa Liga w przyszłym roku ponownie zagościła w Chorzowie. Mamy w kalendarzu szereg zawodów Pucharu Świata czy młodzieżowych MŚ i ME w różnych dyscyplinach.
PAP: Jaki budżet jest potrzebny do organizacji Igrzysk Europejskich?
K.B: 400 milionów złotych. Połowę tej sumy zabezpiecza Skarb Państwa. Po 100 mln dokładają władze Krakowa i samorząd województwa małopolskiego. Wiele inwestycji komunikacyjnych było już dawno zaplanowanych i jeżeli powstaną wcześniej, to największy pożytek będzie miała z tego społeczność lokalna.
PAP: Przewodniczący MKOl Thomas Bach ogłosił, że rosyjscy sportowcy, którzy publicznie zadeklarują, że są przeciwni wojnie na Ukrainie, będą mogli wystąpić w igrzyskach w Paryżu w 2024 roku. Czy to dobry kierunek?
K.B: Trzeba to poddać pod dyskusję. Co do zasady, Rosjanie znani byli z tego, że "kiwali" MKOl w omijaniu ograniczeń, które wcześniej były na nich nakładane. Głównie dotyczyło to dopingu. W pewnym okresie stało się to normą. Rosjanie mogli wtedy startować pod flagą neutralną bez symboli narodowych. Ich stroje same w sobie były tak zaprojektowane, że stanowiły rosyjską flagę. Mówiąc wprost, śmiali się z tych zakazów. To jest duże ryzyko ze strony MKOl, jeżeli po raz kolejny uchyla jakąś furtkę sportowcom tego kraju. Chyba, że związane byłoby to z jednoznaczną, twardą deklaracją potępiającą reżim Putina i wojnę. Wówczas można by wykorzystać popularność takich sportowców do poddawania w wątpliwość przed rosyjskim społeczeństwem poparcia dla władz Kremla. Jako Polska, wspólnie z Brytyjczykami przetarliśmy szlaki i pokazaliśmy reszcie świata, jak można do tej sprawy podchodzić, badając przeszłość takich zawodników, np. czy nie są uzależnieni od rosyjskiego państwowego kapitału, jak zachowują się od początku wojny. Rzeczywiście bywają tacy sportowcy, którzy nie mają z reżimem Putina nic wspólnego. Wręcz przeciwnie, są na indeksie ze względu na opozycyjny stosunek do Kremla.
PAP: Za jakim rozwiązaniem się pan zatem opowiada?
K.B.: Nie wyobrażam sobie na dziś innego rozwiązania niż utrzymanie tego, z czym mamy do czynienia, czyli zakazu startów rosyjskich sportowców w imprezach wysokiej rangi. W krajach nie tylko naszego regionu, ale też Unii Europejskiej i krajach Commonwealth panuje niemalże jedność. My, jako ministrowie sportu z tych blisko 40 państw, podpisaliśmy już dwie deklaracje. Dotyczą one nie tylko rosyjskich sportowców, nie wyobrażamy sobie także, aby rosyjscy działacze piastowali ważne funkcje w międzynarodowych federacjach.
PAP: Ostatnio w kontrze do takiego stanowiska stanęły jednak władze światowego boksu (IBA)...
K.B.: Ich generalnym partnerem jest Gazprom, w związku z czym wybrały ponownie na swojego szefa Rosjanina i podjęły skandaliczną decyzję o przywróceniu Rosjan i Białorusinów do świata boksu. Polski Związek Bokserski zadeklarował jednoznacznie, że w żadnych zawodach z udziałem sportowców z tych krajów nasi reprezentanci nie będą startować. IBA już jest na indeksie MKOl ze względu na wcześniejsze wpadki o charakterze dopingowym oraz korupcyjnym i nie bierze udziału w procesie kwalifikacji zawodników-amatorów do igrzysk w Paryżu. Decyzją o dopuszczeniu Rosjan i Białorusinów federacja zaczęła wbijać gwóźdź do swojej trumny.
PAP: W polskich klubach też widoczny jest dysonans. Z jednej strony rosyjscy piłkarze ręczni mogą występować, a z drugiej żużlowcy z rosyjską licencją już nie.
K.B: To są zawsze decyzje podmiotów zarządzających ligami. Jako minister nie mam bezpośrednich narzędzi, ale jako państwo możemy cofnąć lub nie wydać wizy sportowcom, co do których mamy wątpliwości. Każdy związek sportowy może zwrócić się do zespołu, który powołałem z udziałem członków Białoruskiej Fundacji Solidarności Sportowej. Ona wydaje rekomendacje odnośnie poszczególnych sportowców z Rosji. Jako kraj przyjęliśmy politykę "zero tolerancji dla obywateli Federacji Rosyjskiej", gdyż uważamy, że każdy z nich powinien odczuć negatywnie skutki działań reżimu Putina. Stąd np. przypadek rosyjskiego piłkarza z Hapoelu Beer Szewa, który wybierał się na mecz z Lechem Poznań, a nie został wpuszczony do Polski. W internecie widzimy wiele historii Rosjan, którzy wyjeżdżają za granicę i wprost opowiadają się za działaniami swojego przywódcy.
PAP: Międzynarodowe federacje kolarska i tenisowa zezwalają na start Rosjan pod neutralna flagą. Czy Polska wraz sygnatariuszami, którzy popierają zawieszanie krajowych władz sportowych Rosji i Białorusi w międzynarodowych gremiach, podejmą większe naciski na te dwie federacje?
K.B: Cały czas to robimy. W przypadku tenisa sytuacja jest bardziej skomplikowana. Co do zasady są to prywatne turnieje. Myślę, że oczy świata będą skierowane na federację kolarską i zostanie ona obłożona odpowiednim ostracyzmem, jeżeli nie przyłączy się do tego, co robi cywilizowany świat.
PAP: We wtorek w Zakopanem rozpocznie się Europejski Kongres Sportu i Turystyki. Jakie są cele i zadania tego wydarzenia?
K.B: To będzie wydarzenie najwyższej rangi z udziałem władz państwowych. Będziemy gościć przedstawicieli m.in. Litwy, Czech, Ukrainy. Spodziewamy się ponad tysiąc uczestników. Przydomek "europejski" odnosi się również do igrzysk, które w przyszłym roku odbędą się w Polsce. Potrzebowaliśmy jako środowisko takiego wydarzenia, które będzie dedykowane polskiemu sportowi, sponsorom, aby opowiedzieć o swoich sukcesach, ale też i o bolączkach, wymienić się dobrymi praktykami. Takiego forum na opiniotwórczej mapie Polski nie było i mam nadzieję, że to spotkanie na stałe wpisze się w kalendarz kongresowy w Polsce. Lokalizacja jest eksportowa. Małopolska ma doświadczenie w organizacji dużych imprez.
PAP: Jakie nadzieje wiąże pan ze zbliżającymi się piłkarskimi mistrzostwami świata?
K.B: Za mojego życia nie było normą, aby Polska awansowała na piłkarskie mundiale. Pierwsze mistrzostwa, jakie pamiętam, z lat 1990-98 były bez biało-czerwonych. Dopiero w 2002 roku w Korei Płd. i Japonii zagraliśmy w MŚ. Od tego czasu jest przyzwoicie. Celem, który stawiamy sobie wszyscy, jest wyjście z grupy. Nie jest ona łatwa. Meksyk jest trudnym przeciwnikiem. Pierwszy mecz da wiele odpowiedzi. Wygrane z Meksykiem i Arabią Saudyjską zapewnią awans, niezależnie od spotkania z Argentyną, które będzie piekielnie ciężkie.
PAP: Wybiera się pan do Kataru?
K.B: Jeżeli pozwoli mi kalendarz, to tak. Najchętniej na mecz z Meksykiem lub inny już po wyjściu z grupy, w co głęboko wierzę, bo wierzę w Czesława Michniewicza, który jest trenerem-zadaniowcem, potrafiącym bardzo dobrze przygotować zespół do konkretnego rywala. Po wyjściu z grupy zaczyna się właściwy turniej, wszystko jest możliwe. Pokazało to Euro 2016, gdzie w ćwierćfinale przegraliśmy po rzutach karnych z późniejszym mistrzem Europy.
PAP: Czy ministerstwo ma plan, aby pomóc operatorom hal sportowych czy basenów, którzy borykają się z wysokimi cenami energii?
K.B.: Walczymy o to, aby dopisać wszystkie obiekty związane z szeroko rozumianą kulturą fizyczną do tych ustaw, które chronią odbiorców nośników energii. Wiele z tych obiektów już jest na tej liście, gdyż są małymi lub średnimi przedsiębiorcami, np. hale tenisowe, obiekty do gry w squasha czy aquaparki. Sport jest na tyle ważny, że utrzymanie aktywności przez jak najszerszy odsetek społeczeństwa jest jednym z moich priorytetów.
Rozmawiał: Marek Skorupski (PAP)
mj/