W drugiej połowie października klub KO złożył wniosek o powołanie komisji śledczej w sprawie afery podsłuchowej w kontekście "przeciwdziałania wpływom zagranicznych służb specjalnych". Rzecznik PiS Radosław Fogiel poinformował później, że jego ugrupowanie złoży wniosek o powołanie komisji weryfikacyjnej ds. tzw. afery podsłuchowej w odpowiedzi na wniosek KO. PiS proponuje zbadanie sprawy w okresie od 2007 do 2022 r.
Fogiel w środę w rozmowie z PAP.PL pytany był m.in. o możliwość transmisji telewizyjnej posiedzeń komisji weryfikacyjnej, podobnie jak to było w przypadku poprzednich komisji śledczych, tak, aby opinia publiczna mogła sama wyrobić sobie zdanie na temat trwającego postępowania.
"To wszystko jest kwestią organizacyjną. Nie widzę przeszkód, chociaż oczywiście pewnie wiele z tematów ma charakter niejawny, wtedy takiej możliwości nie ma" - oświadczył.
Zapytany, kiedy PiS złoży wniosek w sprawie powołania komisji, Fogiel stwierdził, że w przypadku komisji weryfikacyjnej "to nie jest kwestia złożenia wniosku", a wypracowania "nowych podstaw prawnych, co jest nieco bardziej skomplikowane". Jak dodał, wzorem dla ustawy powołującej tę komisję może być komisja weryfikacyjna do spraw warszawskiej reprywatyzacji.
Fogiel: PiS nie popiera wniosku KO dotyczącego powołania komisji śledczej
Fogiel podkreślił, że PiS nie popiera wniosku KO dotyczącego powołania komisji śledczej. Jego zdaniem jest on "próbą stworzenia jakiegoś teatru politycznego, stworzenia legendy, że to globalny spisek sprawił, że Platforma straciła władzę a nie to, że fatalnie tę władze sprawowała". "Nie ma potrzeby, żeby w przeciwieństwie do komisji śledczej, komisja weryfikacyjna składała się wyłącznie z parlamentarzystów" - podkreślił.
Według rzecznika PiS, należy zbadać "dlaczego umarzano Gazpromowi ogromne kwoty za rządów Donalda Tuska, dlaczego ktoś wpadł na pomysł, żeby budować most energetyczny z Królewca". Jak zauważył, decyzje te "dziwnym trafem wpisywały się w interes rosyjski".
W drugiej połowie października klub KO złożył wniosek o powołanie komisji śledczej ds. do zbadania prawidłowości, legalności oraz celowości działań podejmowanych przez organy i instytucje publiczne w celu zapobiegania i przeciwdziałania wpływom zagranicznych służb specjalnych na politykę energetyczną Polski w okresie od 1 lipca 2013 r. do 20 października 2022 r., a także zaniechań w zakresie wykrycia tychże wpływów.
Sprawa zaczęła się po tym, jak w październiku tygodnik "Newsweek" napisał, że Marcin W. - wspólnik biznesowy Marka Falenty, skazanego za organizację w l.2013-2014 podsłuchów najważniejszych osób w państwie - zeznał w śledztwie dotyczącym spółki zajmującej się sprowadzaniem do Polski węgla z Rosji, której współwłaścicielem był Falenta, że zanim taśmy nagrane w restauracji "Sowa i Przyjaciele" wstrząsnęły polską sceną polityczną, trafiły w rosyjskie ręce, a "prokuratura wszczyna śledztwo, ale unika wątku szpiegostwa" w tej sprawie.
Szef PO Donald Tusk, odnosząc się wówczas do publikacji "Newsweeka", stwierdził, że tylko komisja śledcza, niezależna od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, mogłaby wyjaśnić, na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS. Uznał też Marcina W. za wiarygodnego świadka.
W reakcji na te słowa minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział upublicznienie protokołów dotyczących zeznań Marcina W. Zostały one opublikowane na stronie Prokuratury Krajowej. Wynika z nich m.in. że Marcin W. zeznawał (w 2017 i 2018 r.) iż wręczył łapówkę w wysokości 600 tys. euro M.T., "synowi byłego premiera". Miało to mieć miejsce w 2014 r. i jak zeznawał Marcin W., pieniądze włożył do reklamówki ze sklepu Biedronka, a miała to być "prowizja za zgodę" ówczesnych władz na transakcję dotyczącą sprowadzania węgla z Rosji.
Michał Tusk oświadczył, że to "totalne bzdury", że nie poznał Marka Falenty ani Marcina W. i nigdy też nie był przesłuchiwany w tej sprawie. Wskazał też, że prokuratura protokoły z tymi zeznaniami ma "od lat".
Krajowy Plan Odbudowy
"Rzeczpospolita" napisała w poniedziałek, powołując się na informacje z jej rozmów, że w koalicji rządzącej wróciła dyskusja o możliwości swoistego resetu z Unią Europejską. PiS ma "poważnie rozważać wszystkie możliwości rozwoju sytuacji, włącznie z przedstawieniem nawet nowej legislacji związanej z wymiarem sprawiedliwości, która miałaby doprowadzić do odblokowania funduszy z Krajowego Planu Odbudowy" - napisała gazeta.
Rzecznik PiS Radosław Fogiel w środę w rozmowie z PAP.PL pytany był m.in. o te doniesienia w kontekście możliwości podejmowania prób resetu w relacji z KE.
"Robimy wszystko, żeby trafiły do nas należne nam środki"
"Nam zależy na tym, żeby te stosunki były stosunkami właściwymi. Nie wiem, czy akurat słowo reset jest dobre, ze strony rządowej robimy wszystko, żeby przede wszystkim trafiły do nas należne nam środki (z KPO - PAP)" - powiedział. Podkreślił, że są pewne nieprzekraczalne granice ustępstw, "jak chociażby kompetencje, które przynależą do państw członkowskich i nie zostały przekazane instytucjom europejskim".
Zapytany o to, czy PiS przewiduje "krok w tył" w kontekście reformy sądownictwa, odpowiedział, że rząd "stoi na oczywistym gruncie traktatowym, że jest to domena państw członkowskich". "Jesteśmy skłonni w tych ramach, które przewidują traktaty, iść być może na jakieś ugody, próbować znaleźć wspólny język, ale to też jest decyzja drugiej strony" - dodał.
Fogiel ocenił, że KE "wielokrotnie nie dotrzymywała słowa", jednak w sprawie środków z KPO jest optymistą. "Zrobimy wszystko, żeby to porozumienie osiągnąć, tylko nie będę zbyt odkrywczy -jeśli powiem, że do tanga trzeba dwojga" - dodał.
Rozmowy na temat KPO między polskim rządem a Komisją Europejską trwają. 21 października w Brukseli premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że do uzgodnienia z KE zostało 5 do 10 procent, czyli - jak podkreślił - niewiele. "Jeśli chodzi o KPO to mam wrażenie, że jesteśmy coraz bliżej, mimo że rzeczywiście kilka procent tych uzgodnień jeszcze cały czas nas dzieli" - powiedział.
W niedawnym wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" premier stwierdził, że chciałby, aby Polska złożyła pierwszy wniosek o płatność z KPO w najbliższych kilku tygodniach; kwestie związane z wymiarem sprawiedliwości, od których UE uzależnia wypłaty, uznajemy za wystarczająco rozwiązane - zaznaczył.
Z kolei minister funduszy i polityki regionalnej Grzegorz Puda powiedział w środe, że KE zatwierdziła niedawno kolejny kamień milowy, jaki Polska musiała spełnić w sprawie KPO. Zostało więc nie 6, ale 5 wskaźników, jakie Polska musi spełnić, a które musi zatwierdzić KE – powiedział w radiowej Trójce Puda.
„Wniosek o płatność z Krajowego Programu Odbudowy zamierzamy złożyć niebawem, jak najszybciej” – powiedział i dodał, że przed złożeniem wniosku nasz kraj musi spełnić kamienie milowe, czyli osiągnąć wskaźniki, zapisane w umowie z Komisją Europejską.
Pod koniec lipca szefowa KE Ursula von der Leyen mówiła "DGP", że aby otrzymać środki z KPO, Polska musi wywiązać się ze zobowiązań podjętych w celu zreformowania systemu środków dyscyplinarnych w sądownictwie. Przyznała, że nowe prawo (ustawa likwidująca Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego i powołująca Izbę Odpowiedzialności Zawodowej, uchwalona z inicjatywy prezydenta) jest ważnym krokiem, jednak nowelizacja ustawy o SN nie gwarantuje sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej". Von der Leyen podkreślała, że Polska musi również w pełni zastosować się do postanowienia TSUE, co jeszcze nie nastąpiło, a w szczególności "nie przywrócono do orzekania zawieszonych sędziów i nadal obowiązuje dzienna kara finansowa".
Polska ma otrzymać w ramach KPO 24 mld euro dotacji i 12 mld euro pożyczek z unijnego funduszu na odbudowę gospodarczą po pandemii.
Budowa zapory na granicy Polski z Rosją
Wicepremier, szef MON Mariusz Błaszczak poinformował w środę, że podjął decyzję o budowie tymczasowej zapory na granicy Polski z obwodem kaliningradzkim; prace rozpoczną się już w środę. Błaszczak podkreślił, że będzie to zapora o wysokości 2,5 metra i szerokości 3 metrów. Jak zaznaczył, będą też prowadzone prace związane z założeniem urządzeń, które pozwolą na elektroniczny dozór granicy. Wicepremier podkreślił, że decyzje mają związek z uruchomieniem lotów z Bliskiego Wschodu i Afryki północnej do Kaliningradu.
Rzecznik PiS odniósł się do sprawy w rozmowie z PAP.PL. "Jeżeli rozpoczął się ten sam proceder, który miał miejsce na Białorusi - sprowadzania mieszkańców z krajów Afryki Północnej, Bliskiego Wschodu do Kaliningradu, to rzeczywiście nie można wykluczać, że to będą próby takiego działania z jakim mieliśmy do czynienia rok temu" - ocenił. "Decyzja ministra Błaszczaka jest zrozumiała i słuszna. Należy wyprzedzające działania - na tyle, na ile to możliwe - podejmować" - dodał.
Podczas konferencji wicepremier powiedział też, że ma nadzieję, iż tym razem "opozycja nie będzie urządzała wycieczek na granicę z pizzą, nie będzie wywierała presji na polskich żołnierzy i strażników granicznych, nie będzie nękała żołnierzy". Fogiel pytany o tę wypowiedź przyznał, że też wolałbym, aby takich sytuacji nie było. "Mam nadzieję, że po pierwsze wyciągnęli jakieś wnioski, po drugie - to, że mamy do czynienia z wojną na Ukrainie, z barbarzyńską napaścią Rosji na Ukrainę - jednak sprawi, że nasza opozycja nie będzie zachowywała się tak, jak zachowywała się wcześniej" - mówił i dodał, że ówczesne działania opozycji przed budową zapory były absurdalne i żenujące.
Na uwagę, że wówczas opozycji i organizacjom pozarządowym chodziło o pomoc osobom, które były w lesie bez jedzenia i picia, a taka sytuacja może mieć też miejsce na granicy z Rosją, rzecznik PiS stwierdził, że rozumie i pochwala odruchy serca, ale - jak podkreślił - zarówno w przypadku Białorusi, jak i Rosji, mamy do czynienia z granicą z krajem, który jest otwarcie wrogi Polsce, a także ze zorganizowaną akcją wysyłania migrantów.
"Ci ludzie nie uciekają z Białorusi, czy być może nie będą uciekać z Kaliningradu, przed działaniami wojennymi, w przeciwieństwie do uchodźców wojennych z Ukrainy, tylko przylatują tam na zaproszenie tamtejszych władz, mają wizy, wielokrotnie straż graniczna za pomocą nagrań - nie pozostawiających żadnych wątpliwości - udowadniała, że mają pełne wsparcie białoruskich służb, i granicznych, i innych" - mówił Fogiel. "W tej sytuacji tego typu działania i opowieści, z których zdecydowana większość brzmi i myślę, że jest jak wyssana z palca, o rzekomych ofiarach znajdowanych po lasach, albo jest dowodem na bardzo nikłe kompetencje poznawcze i kontakt z rzeczywistością, albo jest dowodem na działanie, które nie jest działaniem propolskim" - ocenił.
Od grudnia 2021 r. do czerwca 2022 r. w związku z presją migracyjną na terenie przy granicy z Białorusią obowiązywał zakaz przebywania, który obejmował 115 miejscowości województwa podlaskiego i 68 miejscowości województwa lubelskiego; wyłączeni z niego byli są m.in. mieszkańcy i miejscowi przedsiębiorcy. Od września do grudnia 2021 r. na tym samym terenie obowiązywał stan wyjątkowy.
W lipcu tego roku Błaszczak mówił, że sytuacja na polsko-białoruskiej granicy "to był atak hybrydowy przy użyciu migrantów zaproszonych przez reżim (Alaksandra) Łukaszenki na Białoruś, a potem przy nielegalnym forsowaniu granic naszych państw". "Jesteśmy świadomi zagrożeń, nie mamy wątpliwości co do tego, że za tym atakiem stała Moskwa" - podkreślił.
Aby zapobiec przedostawaniu się nielegalnych migrantów z Białorusi pod koniec stycznia ruszyła budowa zapory na granicy polsko-białoruskiej. Budowa bariery fizycznej - czyli pięciometrowego płotu ze stalowych przęseł zwieńczonego drutem żyletkowym - na 186-kilometrowym odcinku granicy z Białorusią zakończyła się latem. Budowa bariery elektronicznej trwa od czerwca na 202 km. Jej wykonawcą jest Elektrotim. Koszt całej zapory na tej granicy to ok. 1,6 mld zł. Rzeczniczka SG informowała PAP, że pierwsze odcinki perymetrii na polsko-białoruskiej granicy będą gotowe w pierwszej połowie listopada. (PAP)
Autorzy: Adrian Kowarzyk, Grzegorz Bruszewski
mj/