PAP: Jak wygląda sytuacja we Lwowie po atakach rosyjskich na infrastrukturę energetyczną lwowskiego obwodu?
Andrij Sadowy: w tej chwili we Lwowie jest woda i prąd. Transport elektryczny również pracuje. Niestety ostatnie ataki wyrządziły duże szkody i teraz już wiemy, że następnym razem atakowane będą obiekty krytyczne infrastruktury, dlatego musimy mieć inne możliwości. Mamy generatory, które kupiliśmy kiedyś, ale teraz potrzebujemy ich o wiele więcej. Potrzebne nam jest też paliwo. Zakładamy, że będzie nam potrzebne minimum 60 ton paliwa diesla dziennie.
We Lwowie mamy około 6 tysięcy schronów, gdzie ludzie mogą się schować w razie ataków. W większości z nich będą wstawione specjalne piece. Ludzie muszą mieć też zapewnione ogrzewanie w razie ataków, które zniszczą infrastrukturę, bo jej naprawienie zajmie kilka dni.
PAP: Ilu uchodźców z innych części Ukrainy jest teraz we Lwowie?
A.S.: Ponad 5 mln uchodźców przeszło przez Lwów w czasie całej okupacji. Teraz na stałe jest tu około 150 tys. ludzi. Większość z nich jest tu oficjalnie zarejestrowanych. Są tu osoby, które wszystko straciły i nie mają gdzie wrócić, np. z Mariupola, Melitopola, Zaporoża, jest wielka społeczność z Charkowa. Przyjmujemy ich jako rodaków, to teraz nowi mieszkańcy Lwowa.
PAP: Wcześniej uchodźcy mieszkali w szkołach. Jak teraz wygląda ich sytuacja?
A.S.: Mieszkali w szkołach do września. Od 1 września wszystkie 127 szkół w Lwowie jest otwartych dla dzieci, nie ma nauki zdalnej. Przedszkola też działają normalnie. Uchodźcy mieszkają w akademikach, wielu z nich wynajmuje mieszkania w mieście. Są też budynki tymczasowe, które zbudowaliśmy wspólnie z Polakami i które nadal stawiamy. Mamy też wsparcie międzynarodowych fundacji. Przebudowujemy część naszych komunalnych mieszkań, aby móc przyjmować nowych uchodźców, jeśli będzie taka potrzeba. Nie możemy przewidzieć, co będzie w styczniu, lutym, dlatego przygotowujemy się na każdą sytuację.
PAP: We Lwowie powstało Narodowe Centrum Rehabilitacji Unbroken, w lipcu otwarto tam oddział dla kobiet w ciąży. Jak teraz funkcjonuje?
A.S.: Centrum funkcjonuje bardzo dobrze, bo jego sercem jest nasz lwowski szpital, największy szpital w Ukrainie, o powierzchni 180 tys. metrów kwadratowych. Pracuje w nim około 4 tys. lekarzy, którzy od początku wojny pomogli 11 tys. rannym. Robimy już protezy tymczasowe, zyskaliśmy też doświadczenie w tworzeniu protez bionicznych. Nie zajmujemy się jednak tylko rehabilitacją fizyczną, ale też pomocą psychologiczną, a nawet socjalną. Unbroken to ekosystem. Robimy operacje, dajemy tymczasowe i stałe protezy, rehabilitujemy fizycznie i psychologicznie, pomagamy w sprawach socjalnych jak praca, mieszkanie. To kosztuje nas wiele milionów dolarów, więc szukamy pieniędzy na całym świecie. Jeśli ktoś z Polaków chce się dołączyć – „Unbroken, Ukraina, Lwów welcome”. Chodzi o pomoc niewinnym ludziom, którzy mają traumy wojenne – dzieci, kobiety, nasi żołnierze. Szpital dobrze się rozwija, ale to jest ciężka praca na lata.
PAP: Jakie oddziały już działają?
A.S.: Wszystkie. Chodzi raczej o skalę ich działania. Mimo, że już robimy protezy, zapewniamy rehabilitację psychiczną i fizyczną, to potrzebuje jej coraz więcej osób. Trwa teraz konkurs architektoniczny, przetarg na projekt akademików dla pacjentów z nowymi protezami, żeby przez pierwszych kilka miesięcy po operacji mogli mieszkać koło szpitala, gdzie będą mogli odnaleźć się w tej nowej sytuacji. Chcemy budować je w przyszłym roku. Musimy wszystko przygotować, bo większa ilość ludzi potrzebuje innych warunków, żeby wszystko dobrze funkcjonowało. Dzisiaj wszyscy Ukraińcy są Unbroken – niezłomni. I Polacy też, bo tak bardzo nam pomagają. To partnerstwo, ta fantastyczna współpraca daje mi nadzieję, że razem zbudujemy dobrą przyszłość. Teraz o nią walczymy.
PAP: Z jakimi problemami zmaga się jeszcze Lwów w czasie wojny?
Teraz potrzebujemy większej liczby generatorów prądu, zarówno małych jak i tych potężnych o mocy 2,5 MW. Piszę do naszych partnerów z Polski, aby rezerwowali dla nas paliwo, aby w razie ekstremalnych sytuacji, można było je bardzo szybko przywieźć, np. w czasie mrozów w styczniu czy w lutym. Normalnemu człowiekowi ciężko jest to przewidzieć, ale to jest moja praca - odporność na to, co może być, co tym barbarzyńcom przyjdzie do głowy i wymyślanie, jak z tego można wyjść. To moja praca na dzisiaj.
Ze Lwowa Olga Łozińska (PAP)
dsk/