Donald Tusk do Jarosława Kaczyńskiego: przegrywa pan wojnę. Czas najwyższy, żeby pan skapitulował

2022-11-05 13:49 aktualizacja: 2022-11-05, 17:23
Donald Tusk, fot. PAP/ Piotr Polak
Donald Tusk, fot. PAP/ Piotr Polak
Przegrywa pan wojnę. Czas najwyższy, żeby pan skapitulował i podpisał akt PiS-owskiej kapitulacji - apelował w sobotę do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego lider PO Donald Tusk podczas spotkania w Sandomierzu. Apelował jednocześnie o odblokowanie środków unijnych.

Lider PO Donald Tusk podczas spotkania z mieszkańcami Sandomierza mówił m.in. o inflacji w Polsce. "To jest moment, w którym musimy bardzo głośno podnieść krzyk ws. polskich pieniędzy, które są zablokowane przez (Jarosława) Kaczyńskiego od wielu miesięcy" - mówił lider PO.

Zwrócił przy tym uwagę, że blokowanie środków unijnych odbywa się w czasie, kiedy Polska szuka jednocześnie możliwości pożyczenia 400 mld zł, aby przetrwać przyszły rok.

"Kaczyński wziął nas wszystkich za zakładników swoich obsesji i zablokował 360 mld zł" - podkreślił Tusk. "Ten człowiek mówi nam właściwie codziennie z ekranu telewizora, że on nie chce europejskich, czyli tych polskich pieniędzy, bo nie ma zamiaru skapitulować przed nami, czy przed Unią Europejską i nie zgodzi się na żadne decyzje, które by te pieniądze odblokowały" - ocenił lider PO.

Wskazał również o jakich decyzjach mowa. "Co takiego zrobił rząd PiS-u i prezes Kaczyński? Zaatakował praworządność w Polsce, zablokował inwestycje, które miały dać czystą, zdrową i bezpieczną energię" - mówił Tusk. "Kaczyński zabrał nam" niezależne sądownictwo i praworządność oraz czystą energię i z tego powodu wszyscy jesteśmy "ukarani" zablokowaniem 360 mld zł z UE - dodał.

"Panie Kaczyński, to ostatni moment. Pan już przegrał przecież tę wojnę. Wszyscy wiemy i w Polsce, i na świecie, że strategię, jaką pan zaproponował, to strategia przeciwko najbardziej żywotnym interesem Polek, Polaków i Polski jako państwa" - zwrócił się Tusk do prezesa PiS. "Tę wojnę pan przegrywa, ale my wszyscy jesteśmy tego ofiarami, więc czas najwyższy, żeby pan skapitulował przed polską opinią publiczną, podpisał akt PiS-owskiej kapitulacji i oddał pieniądze Polakom" - oświadczył szef PO.

Według niego, Polacy potrzebują nadziei. Dlatego zwrócił się do rządzących, by w ciągu najbliższych kilku dni lub tygodni napisali dobry wniosek do Komisji Europejskiej i natychmiast wprowadzili pod obrady Sejmu projekt ustawy, który naprawi błędy "i to wszystko, co zrobili, kiedy masakrowali praworządność w Polsce".

"To są nasze, polskie pieniądze. Nie masz prawa, zwracam się do pana prezesa Kaczyńskiego, zabierać nam tych pieniędzy. Od tego zależy los Polski, przyszłych pokoleń i to, czy będziemy zadłużeni po uszy na kilka pokoleń" - powiedział szef PO. "Musisz to zrobić, inaczej ludzie tego nie darują" - dodał Tusk. "Jeśli tego natychmiast nie zrobicie i nie odblokujecie tych pieniędzy - ludzie po was przyjdą. I to nie będę ja" - oświadczył. Jak mówił, będą to ci wszyscy, którzy dzisiaj każdego dnia borykają się z brakiem pieniędzy.

Tusk do ministra Czarnka: pan nie jest od kontrolowania polskiej szkoły

Przewodniczący Platformy Obywatelskiej w sobotę podczas spotkania z mieszkańcami Sandomierza mówił m.in o przegłosowanej w piątek w Sejmie nowelizacji Prawa oświatowego oraz o dyskusji w Sejmie na ten temat.

"Tak na prawdę to co rzuciło się wszystkim w oczy i w uszy, chociaż brzmiało to aż nieprawdopodobnie, to to, że pan minister Czarnek zamówił i opłacił jakieś ankiety, w których pyta uczennice i uczniów o najbardziej intymne kwestie dotyczące ich ciała, ich seksualności" - powiedział szef PO. "Pana ministra interesuje, co oni robią pod kołdrą" - zaznaczył.

Jak dodał, nie wie dlaczego jak Kaczyński jeździ po Polsce to musi podczas każdego spotkania coś mówić, że "o piątej będzie Zosią, o siódmej będzie Zdzisiem". "To jest oczywiście poza granicą dobrego smaku, to jest nacechowane pogardą. Ale tak poza tym coś dziwnego dzieje się w jego głowie" - mówił Tusk. Wspomniał też o słowach arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, "który uważał za stosowne powiedzieć, że kiedyś była czerwona zaraza a teraz jest tęczowa zaraza".

"Co im się w tych głowach kitłasi. Dlaczego oni mają na tym punkcie jakąś zupełnie niestandardową obsesję. Dlaczego chcą tak bardzo kontrolować nasze życie, życie naszych dzieci w każdym aspekcie. Dlaczego chcą każdemu zaglądać po kołdrę?" - pytał Tusk.

"Panie Czarnek, pan nie jest od kontrolowania polskiej szkoły, polskich dzieci i nauczycieli. To my, rodzice, dziadkowie, babcie, mamy, nauczyciele, uczniowie - to my jesteśmy od kontrolowania władzy - podkreślił lider PO.

Wskazał, że sprawa jest bardzo poważna, bo dotyczy dzieci i to jest walka o ukształtowanie ich osobowości, poglądów. "To jest walka, którą Czarnek i PiS wytoczyli z całą determinacją o zmienianie naszych dzieci na ich modłę" - dodał.

Sejm uchwalił w piątek nowelizację Prawa oświatowego dotyczącą m.in. zasad działalności organizacji i stowarzyszeń w szkołach i przedszkolach, a także wprowadzającą zmiany w edukacji domowej. Nowelizacja trafi teraz do Senatu.

"Władza jest tyle warta, na ile rzeczywiście może pomóc ludziom"

Tusk podczas spotkania z mieszkańcami poruszył temat zaangażowania polityków w sprawy zwykłych mieszkańców. Wspominał, że jako premier w 2010 roku odwiedził Sandomierz, który wówczas został dotknięty przez powódź i bezpośrednio rozmawiał z mieszkańcami o zagrożeniu i konieczności ewakuacji. Wspominał też o wysiłkach na rzecz uratowania miejscowej huty szkła.

"Dzisiaj mam przekonanie równie mocne jak wtedy, że tyle jest warta polityka, tyle warte jest zaangażowane społeczne, tyle warta jest władza, ile rzeczywiście może pomóc ludziom" - mówił szef PO.

Jak dodał, jest dla niego oczywiste, że czy to w sytuacji powodzi, fali migrantów, wojny czy drożyzny, trzeba wyjść na ulice i podać drugiemu człowiekowi rękę. "A kiedy trzeba i ma się do tego możliwości, trzeba też znaleźć pieniądze i środki na odbudowę zniszczonych domów czy ratowanie miejsc pracy w hucie szkła" - zaznaczył Tusk.

Zwracał też uwagę na obecną dokuczliwą drożyznę. Przypomniał, że według oficjalnych danych inflacja obecnie wynosi 17,9 proc. Jak jednak dodał, wyznacznikiem prawdziwej inflacji i drożyzny jest cena chleba. Mówił, że w wielu miejscowościach, które odwiedza upadły piekarnie czy cukiernie z uwagi na ceny gazu i prądu.

Zaznaczył, że na szczęście piekarnia w Sandomierzu działa i robi co może, żeby z cenami nie przesadzić, ale - jak mówił Tusk - dzisiaj bochenek chleba kosztuje 5,20 zł, a rok temu było to 3,50 zł. "Chleb w ciągu roku podrożał w tej konkretnej piekarni i nie jest to najbardziej radykalny przykład w Polsce, o prawie 50 proc." - podkreślił Tusk. Podkreślił, że mieszkańcy, którzy ciężko pracują lub są już na emeryturze i idą kupić chleb, mąkę czy olej "dobrze wiedzą każdego dnia, co to znaczy drożyzna w Polsce i że nie jest to żadne 18 proc.".

Tusk zarzucił też ludziom władzy, że wykorzystują ją do zdobycia pieniędzy. "Żyjemy dzisiaj w naszym kraju, gdzie władza daje takie najbardziej oburzające przykłady kompletnej obojętności i bezkarności i cynizmu, wtedy kiedy miliony polskich rodzin każdego dnia naprawdę martwi się jak przeżyć najbliższą zimę" - powiedział lider PO.

"Czytamy i to są wieści z ostatnich kilkudziesięciu godzin, że ci wszyscy dla których drożyzna nie jest problemem, bo umościli się w spółkach Skarbu Państwa, że ich stać także na to, żeby wesprzeć swoją partię polityczną, i to w sposób taki, że aż krzyczy. W taki sposób działają, że właściwie w każdym demokratycznym normalnym, przyzwoitym państwie po ujawnieniu takich informacji właściwie nikt nie miałby moralnego prawa, moralnego mandatu sprawować władze" - podkreślił.

"Czy to nie jest symboliczne dla tej władzy, że gość, który miał walczyć z korupcją, bo był szefem CBA - pan Bejda znalazł się we władzach PZU w nagrodę i dobrze przypilnował, żeby członkowie władz PZU spółki Skarbu Państwa, wszyscy bez wyjątku związani z partią rządzącą wpłacili po 45 tys. zł na konto tej partii?" - pytał. "Dziś, czy wczoraj wieczorem ogłoszono pełną listę tych, którzy dostają fuchę, za grube pieniądze i ich zadaniem nie jest oczywiście dobrze prowadzić te spółki Skarbu Państwa, czy dbać o interes obywateli" - mówił.

"Okazuje się, że ich pierwszym obowiązkiem jest wpłacić te 45 tys. zł na konto PiS, a wśród nich jest człowiek, który był szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego" - zauważył Tusk.

Wskazał, że "w normalnym kraju antykorupcyjna policja zbadałaby te wszystkie wpłaty. Jak to się dzieje, jak ten mechanizm tego splątania władzy, pieniędzy spółek państwowych, finansowania partii politycznej" - mówił.

"Czy wyobrażacie sobie państwo, że CBA pod władzą PiS poświęci nawet godzinę temu, jak to jest możliwe, że gdzie nie spojrzysz, gdzie nie ma pisowskiego namiestnika w spółce Skarbu Państwa, tam pojawia się wpłata 45 tys. zł na konto partii?" - pytał.

Tusk: wybory parlamentarne są o najwyższą stawkę

Tusk ocenił podczas spotkania z mieszkańcami, że od tego, jak te wybory będą przebiegały zależy perspektywa nie kolejnej kadencji, tylko najbliższych dwudziestu, trzydziestu lat.

"Te wybory są o najwyższą stawkę. To nie jest tylko moja opinia. Ja słyszałem tę opinię od bardzo wielu ludzi, mądrzejszych ode mnie. Wszyscy mówią, że to jest porównywalne do wyborów roku 89, że tak naprawdę te wybory mogą zdecydować o strategii, o perspektywie na długie lata, która jest bardzo prosta, czy Polska pójdzie w stronę tych państw, gdzie nie ma elementarnej tolerancji, szacunku dla jednostki, szacunku dla mniejszości, gdzie prawo służy władzy przeciwko obywatelom, gdzie media są pod pełną kontrolą władzy wykonawczej. Dzisiaj niestety Polska i Węgry, a może ściślej Kaczyński i Orban, PiS i Fidesz to są poglądowe przykłady tego, że jesteśmy naprawdę w Europie, a na pewno w tych dwóch krajach, w Polsce i na Węgrzech, na rozstaju dróg" - wskazał Tusk.

Jak mówił, "jeśli oni wygrają następne wybory, to szlak zostanie wytyczony, być może na dziesięciolecia". "Całe to nasze marzenie o Polsce wolnej i nowoczesnej, zachodniej w sensie politycznym, ono mi towarzyszy od pół wieku, zostanie zaprzepaszczone" - podkreślił szef PO.

Ocenił, że "obawy o to, że te wybory nie do końca będą uczciwe są nie tylko uzasadnione, te obawy znalazły potwierdzenie w faktach". "Gdyby wybory były uczciwe, ostatnie wybory prezydenckie, prezydentem RP byłby Rafał Trzaskowski, a nie Andrzej Duda" - powiedział lider PO.

"Nie mówię tylko o tych słynnych DPS-ach i o tym, co zrobili z głosami na emigracji, o różnych innych takich machlojkach ewidentnych, ale mówię o tym, co się działo przed wyborami i w czasie kampanii wyborczej" - zaznaczył.

Wskazał, że "wszyscy obserwatorzy międzynarodowi, którzy przyjechali do Polski obserwować te wybory, byli właściwie jednomyślni w ocenie, w Polsce są jeszcze wolne wybory, ale nie ma uczciwych wyborów".

"To są dwie kategorie odrębne. Wolne są, bo każdy może kandydować, ale uczciwe nie są, bo władza wykorzystuje wszystkie instrumenty państwa, żeby przekręcić te wybory. Jeśli ktoś telewizji publicznej używa, jak tuby propagandowej przeciwko jednej partii i na rzecz władzy, to zniekształca te wybory. Jeśli ktoś podejmuje decyzje, że TVP Info, z tym ściekiem kłamstw codziennych, można oglądać w całej Polsce, a stacje komercyjne w jednej trzeciej Polski, i to są decyzje władzy, to to nie są uczciwe wybory" - podkreślił Tusk.

Dodał, że poza dyskusją jest kwestia mobilizacji dot. kontroli wyborów. "Myśmy wykonali dość duży wysiłek, jako Platforma, mamy w tej chwili 17 tys. zarejestrowanych mężów i dam zaufania. Wspólnie z KOD-em, mamy opracowany program, który pozwoli nam także liczyć głosy, będziemy robili także cykl szkoleń. Mam nadzieję, że od kwietnia ruszy system szkoleń dla 50 tys. pań i panów gotowych nie tylko być u siebie w lokalu, ale ewentualnie dać się wysłać w miejsca, gdzie jest mniej wolontariuszy gotowych do działania" - mówił lider PO.

Zaznaczył, że "do tej +operacji+ podchodzi bardzo poważnie". "Ona wymaga też niezwykłej czujności, bo bardzo źle byłoby, gdyby w ten nasz korpus obrońców, ochrony wyborów, wdarli się ci, którzy mają inne zamiary, więc my musimy każdą aplikację sprawdzić, żeby to byli ludzie, którzy chcą pilnować rzetelnych wyborów, a nie fałszować te wybory, tak jak to widzieliśmy w przeszłości" - wskazał.

Jesienią 2023 r. wypada konstytucyjny termin wyborów parlamentarnych (ostatnie odbyły się 13 października 2019 r.).

"W interesie politycznym PiS było przesunięcie terminu wyborów samorządowych"

Sejm opowiedział się w piątek przeciwko uchwale Senatu o odrzuceniu w całości ustawy wydłużającej kadencję samorządów do 30 kwietnia 2024 r. Ustawa, autorstwa posłów PiS, przewiduje, że kadencja: rad gmin, rad powiatów oraz sejmików województw; rad dzielnic miasta stołecznego Warszawy; wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, która upływa w 2023 r., zostaje przedłużona do 30 kwietnia 2024 r. Ustawa trafi teraz do prezydenta.

"W Sejmie dowiedzieliśmy się, że PiS zdecydowało o przesunięciu wyborów samorządowych o pół roku pod absurdalnym, kłamliwym pretekstem, że one byłyby za blisko wyborów parlamentarnych, więc je przesunięto o pół roku tak, żeby były jeszcze bliżej wyborów do Parlamentu Europejskiego" - powiedział Tusk.

Jak dodał, "oni nawet nie dbają o jakieś pozory". "W ich interesie politycznym było przesunięcie wyborów do samorządu, więc nawet tego pretekstu dobrze nie wymyślili i przegłosowali" - powiedział szef PO.

Przywołał też powiedzenie, czym różni się prawdziwa demokracja od demokracji na Białorusi. "W prawdziwej demokracji wiadomo dokładnie, kiedy będą wybory, ale nie wiadomo, kto je wygra. Na Białorusi nigdy nie wiadomo, kiedy i czy będą wybory, ale zawsze wiadomo, kto je wygra" - powiedział lider PO.

Zgodnie z pierwotnym kalendarzem wyborczym, wybory samorządowe wypadały jesienią 2023 r. w związku z tym, że w 2018 r. wydłużono kadencję samorządów z 4 do 5 lat (ostatnie wybory samorządowe odbyły się 21 października 2018 r.). Jesienią 2023 r. wypada konstytucyjny termin wyborów parlamentarnych (ostatnie odbyły się 13 października 2019 r.). Na wiosnę 2024 r. wypadają natomiast wybory do Parlamentu Europejskiego (ostatnie odbyły się 26 maja 2019 r.).

"Inflacja w Polsce jest do zduszenia a walka z nią nie musi się odbywać kosztem zwykłych ludzi"

Odnosząc się do sytuacji gospodarczej Polski, Tusk powiedział, że "nie mam żadnych wątpliwości, że inflacja w Polsce, ta drożyzna, jest do zduszenia".

"Ona jest prawie dwa razy za duża w porównaniu do tego, co moglibyśmy mieć w Polsce. Jest wojna, są niestabilne ceny nośników energii na świecie, biorąc to wszystko pod uwagę, inflacja w Polsce mogła być dzisiaj, ze względu na te dramatyczne okoliczności zewnętrzne, na poziomie 10 proc." - powiedział szef PO.

Dodał, że "niestety, w ocenie wszystkich ekspertów, akurat Polska jest narażona najbardziej w Europie na wzrost tej inflacji", bo - jak dodał - rządzący "nie mają najmniejszego zamiaru z tą inflacją rzeczywiście walczyć".

"Korzystając ze swojej wiedzy i zespołu, który cierpliwie buduję, ludzi dużo młodszych ode mnie, ale rozumiejących naprawdę nowoczesne sposoby zarządzania gospodarką, mamy plan takiej pracy, która pozwoli inflację zdusić do poziomu możliwie minimalnego, tak żeby Polska była raczej wzorem w Europie. Umieliśmy to robić kiedyś. Mogę dzisiaj powiedzieć, że walka z inflacją nie musi być walką kosztem zwykłych ludzi. Dzisiaj tak naprawdę najważniejszą sprawą dla polskiej polityki, chciałbym, żeby to wreszcie dotarło do ich głów, jest znalezienie takiego sposobu, (...) żeby na serio opracować plan wieloletniego schodzenia z inflacji w dół, tak, żeby ludzie za to nie płacili" - mówił szef PO.

Według niego, powinny być cięcia, ale "tam, gdzie tych pieniędzy jest o wiele za dużo i zupełnie niepotrzebnie". "Premier Morawiecki pozwolił sobie na wzrost wydatków na swoją kancelarię w porównaniu do roku, w którym ja zdawałem kancelarię, nie o 10 proc., 20 proc., 100 proc., nie o 500 proc. tylko o 1000 proc. To jest kancelaria, premier, urzędnicy, wydatki, które zawsze kancelaria musi ponosić i oni w ciągu roku chcą wydać miliard złotych, nie cały rząd, kancelaria jednego Mateusza Morawieckiego" - mówił Tusk.

Oświadczył, że obecny rząd zostanie "rozliczony z każdej złotówki niepotrzebnie wydanej, już nie mówiąc o tych szemranych pieniądzach". "Przypomnimy także tym wszystkim, że istnieją takie przepisy i takie zasady na świecie, że urzędnicy, którzy pozwalają sobie na tego typu marnotrawstwo, jak niewzięcie pieniędzy europejskich, albo wydawanie milionów i miliardów na własne potrzeby, kiedy ludzie nie mają co do garnka włożyć, że za takie rzeczy będzie się odpowiadało, karnie i własnym majątkiem, nie tylko polityczną odpowiedzialnością" - powiedział lider PO.

Tusk dodał, że przesłanie jest takie, że "dobre rzeczy są możliwe, są w zasięgu ręki". "I, że naprawdę jestem w stanie wam zagwarantować, że wyjście z tego zakrętu nie musi być wyjściem bolesnym dla tych, którzy najciężej pracują i najmniej zarabiają, że wyjście z tego zakrętu będzie kosztowało trochę czasu i będzie kosztowało sporo tych, którzy nas w ten wiraż wciągnęli przez swój egoizm, przez swoją pazerność, przez swoje niekompetencje. Ale na pewno nie będzie już tak, że ci najbardziej poszkodowani będą spłacać to, co władza zepsuła" - zapewnił szef PO.

Tusk do liderów opozycji: mamy wystarczająco dużo wspólnych poglądów i powodów, by ograć Kaczyńskiego

"Nie ma problemu kierownictwa. To nie jest tak, że jeśli będę miał jakiś wpływ na to, co się dzieje w Polsce po wyborach, dostanę mandat od ludzi - i nie mówię o konkretnej funkcji, naprawdę ja się +nafunkcjonowałem+. Przynajmniej ten jeden problem, jeśli chodzi o mnie, macie państwo z głowy. Jeśli o czymś myślę każdego dnia, to oczywiście jak ich (PiS) pokonać i co zrobić, żeby było lepiej" - mówił szef PO.

Zapewnił, że bardzo mu zależy na wspólnym starcie opozycji i stara się do tego przekonać liderów innych formacji opozycyjnych. "Na co im będzie ich samodzielny start, jeśli nie wygramy wyborów? Czy im się już nie znudziło siedzieć w tym Sejmie, który został brutalnie, polityczne zgwałcony przez PiS?" - pytał Tusk przekonując, że Sejm przestał być miejscem debaty.

"Mówię do pana Szymona (Hołowni), do pana Władysława (Kosiniaka-Kamysza), do pana Włodzimierza (Czarzastego): nie możecie pozwolić sobie na jakikolwiek hazard, jakiekolwiek ryzyko" - oświadczył lider PO.

"Jeśli wszystkie dane pokazują, że opozycja zjednoczona wygra na pewno i to wyraźnie, a opozycja bardzo podzielona może wygra, ale niekoniecznie i na pewno nie bardzo wyraźnie, to na miłość Boga, jeśli podzielacie mój pogląd, że aby robić dobre rzeczy w Polsce trzeba tę barierę usunąć. To zło jak najszybciej usunąć, żeby wprowadzić w życie część waszych pomysłów, część naszych, ale tych pozytywnych, dobrych - to nie narażajcie tego wielkiego projektu odrodzenia Polski na ryzyko poprzez swoją jakąś czy osobistą ambicję, czy partyjną ambicję" - apelował Tusk.

Jak zauważył, co prawda PO jest największą partią opozycyjną i mogłaby sobie poradzić, ale Platforma woli współpracę. "Wolę poświęcić wiele jednostkowych interesów w Platformie. To nie jest tak, że nasze posłanki i posłowie marzą o tym, żeby na liście było więcej konkurentów. Ale są gotowi posunąć się, zrobić tę przestrzeń, żebyśmy zbudowali tę jedną listę, mimo że to oznacza dla wielu moich koleżanek i kolegów prawdopodobnie nie wejście do parlamentu" - zaznaczył Tusk.

"Mamy wystarczająco dużo wspólnych poglądów i wspólnych powodów, żeby ograć Kaczyńskiego i jego partię, nie pieniędzmi i nie służbami specjalnymi, tylko synergią, empatią i inteligentnymi manewrami. I oczywiście zjednoczona opozycja jest takim manewrem" - powiedział lider PO.

Jednocześnie wskazał, że trzeba się przygotować do ewentualnego wspólnego startu w wyborach, a pozostało już mało czas. "Jeśli dojdziemy do wniosku, że pójdziemy razem na dwa miesiące przed wyborami, to będzie po ptakach, bo kampanię trzeba robić cały czas, a od marca, kwietnia bardzo intensywnie" - wskazał Tusk.

Jak dodał, żeby robić dobrą, mądrą kampanię trzeba mieć liderów list oraz trzeba wiedzieć, kto gdzie kandyduje.

"Czy ludzie pomogą opozycji, jeśli zobaczą, że opozycja sama sobie nie chce pomóc? Jestem absolutnie przekonany, że bardzo dużo Polek i Polaków będzie gotowych pomóc, zaangażować się w kontrolę wyborów, finansowo wesprzeć kampanię, jak zobaczy, że po drugiej stronie ma poważnych partnerów, że tym, którzy kandydują zależy na zwycięstwie, a nie dostaniu się do parlamentu" - powiedział Tusk.

"Średnia płaca jako minimum dla nauczyciela to punkt wyjścia do rozmowy o ratowaniu szkolnictwa"

"Średnia płaca a nie minimalna jako minimum nauczycielskie, to jest punkt wyjścia do rozmowy o ratowaniu polskiego szkolnictwa i dopiero konsekwencją może być naprawa systemu" - podkreślił lider PO Donald Tusk na spotkaniu w Sandomierzu. Jak dodał, "najlepsi muszą chcieć być nauczycielem", muszą mieć powołanie i naprawdę muszą dobrze zarabiać".

Jak wskazał Tusk, brakuje chętnych do wykonywania tego zawodu. "Nauczyciele mówią mi o tym dramacie kompletnego braku napływu młodych kadr do szkół. Średnia wieku w wielu szkołach jest dziś przedemerytalna lub emerytalna. Radykalnie przesunął się wiek aktywnych nauczycieli" - zauważył.

"Nie dziwię się apatii części środowiska, bo +tak po krzyżu dostać+ i zarabiać po 2,5 tys. zł na rękę po tylu latach pracy, po wysiłku edukacyjnym, po inwestowaniu we własne kompetencje i później idzie się do niedoinwestowanej szkoły i zarabia śmieszne pieniądze, gdzie się ma harować na dwóch, trzech etatach" - podkreślił. "Dziś praktycznie każda nauczycielka i każdy nauczyciel powinien być w jakimś sensie i wymiarze informatykiem" - zaznaczył.

"Kompetencje nauczyciela muszą, jeśli nie przewyższać, to zbliżać się do kompetencji ucznia. Jeśli my chcemy nauczyciela i nauczycielkę, który ma także kwalifikacje informatyczne czy cyfrowe, a na rynku przeciętny informatyk dostanie od ręki 3 razy więcej niż nauczyciel, to jakim cudem my mamy mieć za 5, 10, 15 lat nauczycieli, którzy wprowadzą nasze dzieci do świata zupełnie nowych, nieznanych im jeszcze kompetencji?" - pytał Tusk.

Według niego "należy zostawić w tej chwili spekulacje, czy system (edukacji-PAP) przewrócić". "Ja byłbym przeciwny. Zróbmy rzeczy fundamentalne i elementarne" - mówił wskazując, że "nauczyciel powinien zarabiać co najmniej średnią krajową". (PAP)

Autorzy: Daria Kania, Wiktor Dziarmaga, Katarzyna Krzykowska, Karol Kostrzewa, Agnieszka Libudzka, Wiktor Dziarmaga, Marta Stańczyk

mj/