W czwartek wieczorem portal Onet opublikował tekst opisujący incydent w Przewodowie (woj. lubelskie) opodal polsko-ukraińskiej granicy, gdzie we wtorek spadł pocisk zabijając dwie osoby. Wedle portalu, zaraz po upadku rakiety wojsko i władze miały wiedzieć, że był to przeciwlotniczy pocisk wystrzelony przez wojska ukraińskie, ale "zapadła konsternacja, jak to komunikować".
Błaszczak: Przekazujemy tylko zweryfikowane informacje
Szef MON odpowiedział przecząco na pytanie Programu Pierwszego Polskiego Radia, czy jako przewodniczący Komitetu Rady Ministrów ds. Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych, od początku wiedział co się stało oraz czy otrzymał informacje ze strony wojska o tym, że to jest ukraińska rakieta sił obrony przeciwlotniczej.
"Nie. Nie wiedzieliśmy. Właśnie zebraliśmy się po to, żeby ustalić informację, żeby skonsultować sytuację. Mieliśmy rzeczywiście świadomość tego, że sytuacja jest trudna, dlatego, że zginęły dwie osoby, a więc chodziło o to, żeby zabierać głos, przedstawiając informacje zweryfikowane" - powiedział.
Jak dodał, "mieliśmy świadomość tego, że Rosja posługuje się dezinformacją. Myślę, że wszyscy, którzy obserwują sytuację, mają tego świadomość". "Nie chcieliśmy wykonać żadnego fałszywego ruchu, stąd też czas, który został poświęcony, żeby sprawę wyjaśnić" - wyjaśniał. Wskazał też na "bardzo ważne konsultacje z sojusznikami".
Błaszczak: tej sytuacji należy przede wszystkim zachować jedność i wstrzemięźliwość
Błaszczak za "oczywiste" uznał to, że "gdyby nie zmasowany atak rosyjski 15 listopada, niepotrzebne byłoby używanie obrony przeciwlotniczej przez stronę ukraińską". Natomiast - jak ocenił - "jeżeli wokół tego tworzą ci, którzy chcą zaatakować polskie władze, takie właśnie fakty, to źle robią". "Dlatego, że w sytuacji, w której wojna jest przy naszych granicach należy zachować przede wszystkim wstrzemięźliwość i jedność" - zaznaczył.
Wicepremier był też pytany, kiedy w związku z tą sprawą rozmawiał z amerykańskim sekretarzem obrony Lloydem Austinem i jak wyglądała ta rozmowa.
"Rozmawialiśmy we wtorek przed północą. Ta rozmowa została przeprowadzona po rozmowie prezydentów Andrzeja Dudy i Joe Bidena. Rozmawialiśmy na temat wsparcia sojuszniczego, (...) a więc konsultowaliśmy sytuacje, rozmawialiśmy na temat zagrożeń. (...) Otrzymaliśmy odpowiednie wsparcie ze strony amerykańskiej" - podkreślił.
Błaszczak przypomniał, że następnego dnia, w środę, odbyło się posiedzenie Rady Północnoatlantyckiej, czyli posiedzenie na poziomie ambasadorów państw NATO. Obrady te były konsultacjami w ramach NATO, dotyczącymi oceny sytuacji, jaka miała miejsce we wtorek.
Wicepremier został też zapytany o misję ochrony integralności suwerennej przestrzeni powietrznej państw członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego NATO Air Policing, a także o to, czy Lloyd Austin "od razu" przekazał mu, jakimi informacjami dysponują Amerykanie o tym zdarzeniu.
"Rozmawialiśmy na ten temat. Zresztą ta rozmowa była poprzedzona rozmową prezydentów (Polski i USA). Ale także mieliśmy informacje ze strony Wojska Polskiego. Bo chcę podkreślić, że również Wojsko Polskie, a może przede wszystkim Wojsko Polskie jest odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Mamy wsparcie sojusznicze, te misje są prowadzone w formacie NATO-wskim. Jest ta misja koordynowana przez dowództwo operacyjne rodzajów sił zbrojnych, a więc polskie dowództwo" - powiedział.
Spekulacje Onetu są nieuzasadnione
Radiowa Jedynka przytoczyła inny fragment publikacji Onetu, w którym można przeczytać, iż "rosyjska rakieta została wystrzelona, ukraińska jednostka stacjonująca w okolicy Lwowa, aby ja zneutralizować odpaliła dwa lub trzy pociski z zestawu rakiet S-300. (...) Mimo udanej obrony, ukraiński pocisk strącił rosyjską rakietę, w drugim z nich nie włączył się samolikwidator po minięciu celu".
Błaszczak pytany, czy coś z tych informacji jest bliskie prawdy, odparł: "Myślę, że takie spekulacje teraz są niezasadne". "Toczy się śledztwo przy udziale ekspertów z państw sojuszniczych, głównie Stanów Zjednoczonych. Więc czekamy na wyniki śledztwa" - podkreślił.
Minister obrony przyznał, że są różne teorie na temat przebiegu zdarzeń, jednak - jak ocenił - "nie ulega natomiast wątpliwości, że to, co się wydarzyło, to było sprowokowane przez Rosję". "Także odpowiedzialność za tą tragedię, bo niewątpliwie mamy do czynienia z tragedią, zginęło dwóch ludzi, ponosi Rosja" - oświadczył.
Pytany o dopuszczenie ukraińskich biegłych do miejsca zdarzenia w Przewodowie oraz ich udział w śledztwie, wicepremier oświadczył, że jest to "bardzo jasno sprecyzowane" przez praw międzynarodowe. "Ukraińska strona zwróciła się oficjalnie do Polski o możliwość uczestniczenia w tych procedurach. Jest zgoda, natomiast muszą być zachowane przepisy, które o tym stanowią, gdyż toczy się śledztwo" - dodał.
Według niego oznacza to, iż "eksperci ukraińscy będą mieli możliwość oględzin". "Natomiast trzeba zachować, bo to jest niezwykle ważne dla ustaleń, procedury dotyczące śledztwa" - zaznaczył. Pytany, ile rakiet spadło na terytorium Polski, odpowiedział, że "to też zostanie wyjaśnione przez śledczych".
Siły rosyjskie przeprowadziły we wtorek po południu zakrojony na szeroką skalę atak rakietowy na Ukrainę, wymierzony głównie w obiekty energetyczne. Tego dnia na terenie leżącej blisko granicy z Ukrainą wsi Przewodów (woj. lubelskie) spadł pocisk, doszło do eksplozji w wyniku której zginęło dwóch obywateli Polski. (PAP)
kgr/