Do wybuchu we wsi Przewodów w woj. lubelskim, leżącej blisko granicy polsko-ukraińskiej, doszło 15 listopada, w dniu, w którym siły rosyjskie przeprowadziły zakrojony na szeroką skalę atak rakietowy na Ukrainę. Na teren suszarni zbóż w Przewodowie spadła rakieta - jak później informowały polskie władze - najprawdopodobniej ukraińskiej obrony powietrznej, doszło do eksplozji, w wyniku której zginęło dwóch Polaków. Podkreślono, że wszystko wskazuje na to, że sytuacja ta była wynikiem nieszczęśliwego wypadku.
Pochodzący z Lublina ks. Wojciech Stasiewicz posługuje we wschodniej Ukrainie od 2006 r. Jest dyrektorem Caritas-Spes-Charków, wikariuszem w parafii katedralnej w Charkowie. Zapytany o pierwsze reakcje mieszkańców Ukrainy po eksplozji w Przewodowie, w której zginęło dwóch Polaków, powiedział, że przede wszystkim był to szok i niedowierzanie. „Ludzie myśleli, że zaczyna się już nie wojna Rosji z Ukrainą, ale i z Europą; że Rosja sprawdza, na ile może sobie pozwolić” – przekazał ksiądz.
Powiedział, że z czasem, w miarę śledzenia kolejnych, nowych doniesień w tej sprawie, zaczęły pojawiać się komentarze typu: „że jeżeli nawet jest to rakieta wystrzelona z terytorium Ukrainy, to na pewno był to wynik przypadkowego, niecelowego ataku na Polskę”.
Zaznaczył, że niezależnie, czyja jest to rakieta, skąd wystrzelona, „to naród ukraiński jednoczy się w tych chwilach z Polską, z ogromną nutą współczucia i solidarności”. „Po dzień dzisiejszy ludzie mnie pytają, czy już się coś wyjaśniło, czy jest oficjalny komentarz w tej sprawie; ludzie pytają z taką wielką troską i solidarnością”.
Zwrócił uwagę, że eksplozja w Przewodowie była ogromnym szokiem dla Polski, natomiast Ukraińcy są już „niestety przyzwyczajeni do takich ataków rakietowych”.
Odnosząc się do aktualnej sytuacji w Charkowie przekazał, że miasto wraca powoli do życia, „ale jest to dalekie od tego, co było przed wojną”. Temperatura wynosi obecnie do -7 st. C nad ranem i spadł śnieg.
"Wszyscy próbują jakoś zabezpieczyć się przed zimą. Jako organizacje pozarządowe staramy się dać ludziom chociaż namiastkę bezpieczeństwa, choć jest to dosyć trudne przedsięwzięcie. Przekazujemy duże ilości piecyków na drzewo; ludzie gromadzą zapasy wody. Jesteśmy też poinformowani, że nawet do 10 dni będzie brak dostępu do energii dla całej Ukrainy. Oficjalnie nie wiemy, kiedy to jeszcze nastąpi, ale jest to związane z przełączeniem na zasoby rezerwowe” – wyjaśnił duchowny.
Nawiązując do pomocy humanitarnej udzielanej przez charkowski Caritas podkreślił, że wsparcie skupia się nie tylko na samym Charkowie, ale na całym rejonie ze względu na to, że wiele wiosek zostało niedawno wyswobodzonych spod okupacji rosyjskiej. „Tak naprawdę, to teraz mierzymy się z taką ogromną skalą dramatu wojny, bo okazuje się, że wciąż są podstawowe problemy, począwszy od braku energii, wody i gazu. W wielu wioskach przez dziewięć miesięcy dalej tego nie ma. Są też problemy z produktami spożywczymi” – dodał ks. Stasiewicz.
Podkreślił że niektórzy Ukraińcy wracają do swoich domów, bo jest względnie bezpiecznie, chociaż dalej – jak przekazał – na północy i wschodzie obwodu charkowskiego są ataki rakietowe. „Mieszkańcy chcą jednak wracać, bo to zawsze będzie ich dom, który daje poczucie bezpieczeństwa, komfortu życia. Tu jest ich dobytek życia, a trudno jest być gdzieś w gościach i wisieć komuś na szyi przez kolejny miesiąc” – wyjaśnił duchowny.
Zapytany o samopoczucie ludności wyzwolonej spod okupacji rosyjskiej odpowiedział, że panuje „bardzo zminimalizowany optymizm”. „Z jednej strony jest jakaś radość z odzyskania wolności, ale z drugiej strony cały czas mają obawy wyrażone pytaniem: a jeżeli drugi raz przyjdą? (…), bo wiedzą, do czego są zdolni okupanci, jak mogą torturować, męczyć i straszyć ludzi. Mają też świadomość bardzo często, że były sprzedawane informacje, kto jest ducha proukraińskiego. W szczególności w miejscowościach przygranicznych, prorosyjskich było to widoczne” – dodał ks. Stasiewicz. (PAP)
Autorka: Gabriela Bogaczyk
kgr/