Proces o zniesławienie, który Johnny Depp wytoczył byłej żonie, to niewątpliwie jedno z najszerzej komentowanych wydarzeń ze świata show-biznesu ostatnich miesięcy. Gwiazdor „Piratów z Karaibów” pozwał Amber Heard w związku z opublikowanym w „The Washington Post” artykułem, w którym aktorka określiła samą siebie jako ofiarę przemocy domowej. Mimo że nie wymieniła nazwiska Deppa, jego prawnicy argumentowali, iż czytelnicy z łatwością mogli domyślić się, o kogo chodzi. Podkreślali oni, że „fałszywe zarzuty Heard” zniszczyły reputację ich klienta i odcisnęły wyraźne piętno na jego karierze. Przysięgli wydali korzystny dla gwiazdora wyrok, uznając Heard winną zniesławienia.
Choć od zakończenia procesu minęło już pół roku, echa werdyktu wciąż nie milkną. Sprawa ta podzieliła zarówno odbiorców, jak i celebrytów. Podczas gdy ogromna rzesza wiernych fanów Deppa bezgranicznie wierzy w jego niewinność, nie brakuje też obrońców Heard, dla których stała się ona symbolem wciąż powszechnej tendencji do uciszania i dyskredytowania ofiar przemocy. Głos w tej sprawie zabrała teraz Helena Bonham Carter. Rozmawiając z „The Sunday Times” aktorka jednoznacznie opowiedziała się po stronie kolegi po fachu, u boku którego wystąpiła w przeszłości w takich filmach, jak „Charlie i Fabryka Czekolady”, „Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street” oraz „Alicja w krainie czarów”.
Według gwiazdy „The Crown” Depp ucierpiał wskutek tzw. „kultury unieważniania”, której celem jest wykluczenie z publicznego dyskursu osób głoszących niepoprawne politycznie poglądy. „Nie można wymazywać ludzi. Nienawidzę kultury unieważniania. To zaczęło przypominać polowanie na czarownice. Johnny niewątpliwie przez to przeszedł, ale dowiódł swojej niewinności. Myślę, że teraz ma się dobrze” – stwierdziła Bonham Carter. Zapytana o to, czy uważa, że wyrok z „procesie dekady” zaszkodzi ruchowi #MeToo, aktorka podkreśliła, że jeśli w istocie do tego dojdzie, winę za taki stan rzeczy poniesie Heard. „Na tym właśnie polega problem – niektóre osoby podążają za aktualnymi trendami, bo chcą w ten sposób zdobyć rozgłos” – zaznaczyła.
Zdaniem Bonham Carter kolejną ofiarą „kultury unieważniania” jest wzbudzająca od pewnego czasu spore kontrowersje J. K. Rowling. Autorka bestsellerowych książek o Harrym Potterze była wielokrotnie krytykowana za transfobię. Kulminacja owej krytyki nastąpiła w czerwcu 2020 roku, gdy pisarka ironicznie skomentowała na Twitterze artykuł poświęcony „osobom, które menstruują”, a które w czasie pandemii miały utrudniony dostęp do środków sanitarnych. Rowling zasugerowała wówczas, że menstruują jedynie kobiety, czym mocno naraziła się internautom. Jak tłumaczyli jej w licznych postach i komentarzach, miesiączkować mogą także wykluczone przez nią z tego grona osoby niebinarne i transpłciowe.
Bonham Carter nie podziela ich oburzenia. Oburza ją natomiast fala krytyki, jaka spadła na pisarkę. „To potworny stek bzdur. Myślę, że urządzono na nią polowanie. Doszło do skrajnego osądzania. Ona ma prawo mieć swoje zdanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że cierpiała z powodu strasznych nadużyć” – powiedziała aktorka, odnosząc się do wyznania Rowling, która dwa lata temu ujawniła, że padła ofiarą przemocy domowej i seksualnej napaści. „Każdy z nas ma własne traumy, na podstawie których formułuje swoje opinie. Musimy uszanować to, że ludzie są różni, pochodzą z różnych środowisk, mają za sobą różne bolesne doświadczenia. Nie wszyscy muszą się we wszystkim zgadzać. To byłoby szalone i zwyczajnie nudne” – skwitowała gwiazda. (PAP Life)
kgr/