Ekspert o protestach w Chinach: władze nie ustąpią, ale skutki mogą być długofalowe

2022-12-02 07:12 aktualizacja: 2022-12-02, 11:25
Protesty w Chinach. Fot. MARK R. CRISTINO PAP/EPA
Protesty w Chinach. Fot. MARK R. CRISTINO PAP/EPA
Protesty przeciwko polityce „zero covid” w Chinach są zbyt małe, by mogły coś zmienić, ale pokazują, że wielu Chińczyków przestało wierzyć w sukces władz w radzeniu sobie z pandemią i lepszą przyszłość pod rządami partii komunistycznej – ocenia w rozmowie z PAP dr Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW).

Ekspert podkreśla, że protesty nie są w Chinach czymś nowym ani niezwykłym, ale nowością jest ich wspólny mianownik – sprzeciw wobec państwowej strategii „zero covid”. Ponadto odbywają się w największych metropoliach i pojawiły się na nich hasła antysystemowe.

„Z tych powodów rządząca Komunistyczna Partia Chin uzna je za niebezpieczne i zrobi wszystko, aby stłumić jak najszybciej. Choć wydaje się, że będzie działać ostrożnie, dawkując represje, jak również pewne ustępstwa, ale tylko na poziomie lokalnym” – ocenia analityk OSW.

Chińskie władze wciąż dążą do całkowitej eliminacji koronawirusa. W ramach polityki „zero covid” całe miasta zamykane są w lockdownach, ograniczana jest działalność firm, a miliony ludzi poddawane są przymusowym testom, co wywołuje problemy gospodarcze i niezadowolenie społeczne.

W ostatni weekend do protestów przeciwko polityce „zero covid” doszło w Pekinie, Szanghaju, Wuhanie i szeregu innych chińskich metropolii. W Szanghaju zebrało się około tysiąca osób. Skandowano m.in. hasła: „chcemy wolności!”, „Komunistyczna Partio Chin, ustąp!”, „Xi Jinping, ustąp!”. Symbolem protestów stały się puste kartki papieru, pokazywane na znak sprzeciwu wobec cenzury.

Ekspert: protesty są zbyt małe, aby mogły coś zmienić

„Same protesty są zbyt małe, aby mogły coś zmienić. Tysiąc osób w 26-milionowym Szanghaju to bardzo mało. W skali całego kraju to było jakieś 35-40 tysięcy na ponad miliard mieszkańców ChRL. Masa krytyczna nie została osiągnięta i jeżeli liczba protestujących w najbliższych dniach drastycznie nie wzrośnie, a na to nic nie wskazuje, to one wygasną same albo zostaną stłumione” – ocenia dr Bogusz.

Zaznacza jednak, że po protestach może pozostać trwały ślad – łączenie postulatów lokalnych z politycznymi oraz świadomość, że można podnosić hasła ogólnokrajowe. Wcześniej w kraju wielokrotnie dochodziło do protestów, ale były wymierzone przeciwko lokalnym obostrzeniom i lockdownom na poziomie osiedla czy dzielnicy, a nie przeciwko władzom centralnym.

Motywem przewodnim najnowszej fali demonstracji stał się tragiczny w skutkach pożar w borykającym się od ponad trzech miesięcy z lockdownami mieście Urumczi, stolicy regionu Sinciang. Zginęło co najmniej 10 osób, a władze cenzurowały w internecie artykuły kwestionujące oficjalną wersję wydarzeń oraz pytania, czy restrykcje covidowe uniemożliwiły ratunek i szybkie ugaszenie ognia.

„Na pewno prysnął jakiś czar i mit. Wielu Chińczyków szczerze wierzyło, że kraj odniósł sukces, kiedy Zachód nie radził sobie z pandemią. Teraz będzie im trudno zaufać władzy drugi raz i to może być długofalową konsekwencją tych protestów. Chińczycy, jeżeli nawet nie protestują w większości, to stracili wiarę w lepszą przyszłość pod rządami partii komunistycznej” – ocenia dr Bogusz.

Ekspert: w ostatnich dniach w Chinach codziennie padają kolejne rekordy zakażeń

Zaznacza jednak, że władze nie ustąpią. „Po pierwsze z powodów politycznych, ponieważ uznają, że jakiegokolwiek ustępstwa grożą eskalacją postulatów, również tych dotyczących liberalizacji reżimu” – uważa analityk OSW.

Drugą przyczyną jest trudna sytuacja epidemiologiczna. W ostatnich dniach w Chinach codziennie padają kolejne rekordy zakażeń, a ludność nie nabyła odporności zbiorowej ani poprzez szczepienia, ani za sprawą przechorowania Covid-19. „To niesie ze sobą groźbę, że nagłe poluzowanie restrykcji spowoduje falę zgonów, która zaneguje cały sens prowadzonej do tej pory polityki +zero covid+” - zaznacza ekspert.

Jego zdaniem wszelkie porównania obecnej sytuacji do krwawo stłumionych protestów na placu Tiananmen w Pekinie w 1989 roku czy określanie jej „największym wyzwaniem” dla przywódcy ChRL Xi Jinpinga są przesadzone. „Jeżeli coś go może niepokoić, to opieszałość w tłumieniu protestów przez lokalne kadry. To sygnał niezadowolenia z przerzucenia na nie odpowiedzialności za prowadzenie polityki antycovidowej” – ocenia dr Bogusz.(PAP)

dsk/