Przyjaciel polskiego ochotnika zabitego na Ukrainie: nigdy nie usłyszałem z jego ust, że się boi

2022-12-06 16:09 aktualizacja: 2022-12-07, 06:47
Janusz Szeremeta ps. "Kozak", fot. Facebook/Janusztokozak
Janusz Szeremeta ps. "Kozak", fot. Facebook/Janusztokozak
Nigdy nie słyszałem z ust Janusza, że się boi – tak o swoim przyjacielu, Januszu Szeremecie, który zginął na wojnie w Ukrainie, powiedział we wtorek PAP Jakub Piskorek.

Janusz Szeremeta, pseudonim „Kozak” to jeden z dwóch Polaków, którzy zginęli w ostatnich dniach na froncie wojny Ukrainy z Rosją.

Pochodzący z Dynowa (Podkarpackie) Janusz Szeremeta walczył w Ukrainie w szeregach składającego się z cudzoziemców Legionu Międzynarodowego. Zgłosił się na ochotnika. Jak powiedział PAP jego przyjaciel, Janusz nie miał żadnego doświadczenia wojskowego. Pojechał do Ukrainy kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji.

Razem z Jakubem Piskorkiem Janusz założył profil w mediach społecznościowych „Janusztokozak”, na którym publikowali krótkie nagrania i wpisy z pobytu Janusza na froncie.

W rozmowie z PAP Jakub Piskorek wspomniał też, że wspólnie stworzyli w internecie wizerunek Janusza, który lubił występować na scenie, był świetnym aktorem. Fragmenty jego występów można znaleźć na YouTubie.

Jakub Piskorek zapytany przez PAP, czy było dla niego i znajomych zaskoczeniem, że Janusz jedzie na Ukrainę walczyć na front, zaprzeczył i zwrócił uwagę, że Janusz był człowiekiem czynu, działał, a nie gadał.

„Nie był nerwowym gościem. Był spokojny, ale działał tak, że miał dużo pomysłów. Myśmy się energetycznie zgadzali w stu procentach. Masę radości dawało mu niesienie innym pomocy. Człowiek czynu. Działał cały czas, nie gadał, tylko działał” – mówił o Szeremecie Piskorek.

Dodał, że z Ukrainy pochodzą partnerka i córka Janusza. I początkowo Janusz wybierał się na Ukrainę, by je ratować, zabrać w bezpieczne miejsce, ale gdy się okazało, że są bezpieczne, to zdecydował, że jedzie walczyć o wolność.

Piskorek zapewnił jednocześnie, że decyzja o wyruszeniu na Ukrainę i dołączenie do walki była bardzo przemyślana.

„Takie akcje były całkiem dla niego normalne. On potrzebował adrenaliny, ale też nie była to emocjonalna decyzja. On każdego dnia regularnie powtarzał, już po opadnięciu emocji, że tam jedzie. I ani razu nie widziałem w nim chwili zawahania. To była w pełni przemyślana decyzja” – opowiadał Piskorek.

Przekazał też, że cały czas mieli na kodowanych aplikacjach ze sobą stały kontakt, także wtedy, gdy Janusz już był na Ukrainie, na froncie.

"Tuż przed samym wyjazdem przyjechał do mnie do Krakowa. Wiadomo, ja byłem dobrej myśli, ale wiadomo, jak jest na wojnie: wróci lub nie wróci. Nikt nie wiedział, kiedy ona się zakończy, nikt się nie spodziewał, że będzie trwać tak długo. I ja wtedy nagrałem z Januszem wywiad, w którym opowiadał po co tam jedzie, jak się czuje jego córka. I on był cały czas uśmiechnięty” – wspominał Piskorek.

Dodał też, że uśmiech i pogoda ducha nie opuszczała Janusza i jego towarzyszy broni w najtrudniejszych chwilach. Jak tłumaczył - był to sposób na radzenie sobie z tragiczną rzeczywistością, taka wizualizacja lepszej teraźniejszości.

Zapytany przez PAP, czy Janusz Szeremeta się bał, zaprzeczył.

„Janusz się nie bał. Zupełnie niczego. Nigdy nie słyszałem z jego ust, że się boi. Ale być może nie potrafił nazwać tego strachu w sobie, ponieważ on lubił adrenalinę, więc może tak twierdził, że po prostu się nie boi. Ale co jest bardzo ważne – on tam był przez cały czas szczęśliwy” – wspominał przyjaciel Szeremety.

Dodał, że Janusz świetnie sobie radził psychicznie na froncie. Cieszył się ogromnym szacunkiem i zaufaniem wśród walczących, był dowódcą plutonu.

„Był bardzo, bardzo odważny, więc odpowiadając konkretnie na pytanie: z jego ust nigdy nie padło do mnie, że się boi czegokolwiek, ale że jest super i on się cieszy i że jest szczęśliwy, że jest w tym miejscu, w którym powinien być” – opowiadał Piskorek.

Przytoczył także słowa Janusza, które padły po pierwszym bombardowaniu Jaworowa. „Wtedy też nie mówił że się boi, ale że – cytuję: 'spie…' przed rakietami”.

Zapytany, czy wiadomo w jaki sposób zginął Janusz Szeremeta, odpowiedział, że od strzału z broni. Ze względów bezpieczeństwa nie jest podawane miejsce śmierci.

Piskorek zapewnił, że ciała obu Polaków są bezpieczne. I teraz bliscy będą zabiegać, aby sprowadzić ciało Janusza do Polski.

Na założonym wspólnie profilu społecznościowym „Janusztokozak” Jakub Piskorek napisał tak: Niestety, Janusz Szeremeta, ps. „Kozak” wraz z towarzyszem Krzysztofem zginęli na froncie. „Jest to najsmutniejsza informacja jaką kiedykolwiek dostałem. W imieniu Janusza dziękuje wszystkim za dotychczasową pomoc, za skrzynkę pełną słów wsparcia” – dodał.

Złożył bliskim Janusza i Krzysztofa Tyfela, najszczersze kondolencje.

„Janusz JESTEŚ WIELKI! Spoczywaj Bracie” – czytamy we wpisie. (PAP)

Autorka: Agnieszka Pipała

js/