W niedzielę na Pacyfiku wylądowała kapsuła Orion z manekinami na pokładzie, kończąc pierwszą z serii misji Artemis. Był to też pierwszy udany krok ku powrotowi człowieka na Księżyc po ponad 50 latach i misji Apollo 17. Ale po co właściwie astronauci mają wrócić na Srebrny Glob?
Według Scotta Pace'a, byłego wiceszefa NASA oraz sekretarza Narodowej Rady ds. Przestrzeni Kosmicznej przy Białym Domu, powody są co najmniej dwa: jeden to perspektywa wyprawy na Marsa, drugi to geopolityka.
Jak tłumaczy Pace, program Artemis jest pierwszym, w którym po raz pierwszy od lat 70. i rakiety Saturn V wykorzystana jest ciężka rakieta nośna - Space Launch System (SLS).
"Właściwie każde badanie, jakie dotąd przeprowadzono, pokazuje, że aby dotrzeć do Marsa, albo żeby utrzymać obecność na Księżycu, potrzebny jest właśnie pojazd tego typu" - mówi Pace. Jak przyznaje, rakieta NASA, której rozwój pochłonął ponad 20 mld dolarów jest bardzo droga i w przyszłości może zastąpić ją Starship firmy SpaceX, ale ten wciąż jest w fazie testów.
"Artemis odpowie też nam na pytanie, czy jesteśmy w stanie utrzymać bardziej samowystarczalną obecność na Księżycu, tak jak robimy to na Antarktydzie - korzystając z lokalnych zasobów" - mówi Pace. Jak dodaje jednak, co najmniej równie ważne są kwestie geopolityczne. A kluczową sprawą w tym względzie jest tzw. porozumienie Artemis (Artemis Accord) - podpisana przez 21 państw - w tym Polskę - umowa dotycząca ram pokojowej współpracy dot. eksploracji i eksploatacji zasobów w kosmosie.
"Przestrzeń kosmiczna jest domeną, od której Stany Zjednoczone są bardzo zależne jeśli chodzi o gospodarkę i bezpieczeństwo. Ale to jest domena, której nie możemy kontrolować: nie należy do nas, nie możemy tam wstawić flagi. I jednym ze sposobów, w którym można zadbać o swoje interesy, to zebranie innych suwerennych państw, by dobrowolnie zgodziły się współpracować. Bo zasady w tym środowisku będą ustanawiane przez tych, którzy tam się pojawią" - powiedział Pace.
Jak tłumaczy, dlatego też właśnie program Artemis różni się od misji Apollo, które od początku miały ograniczony charakter.
"Celem tej podróży na Księżyc, z międzynarodowymi i komercyjnymi partnerami, jest obniżenie kosztów przyszłych misji, a po drugie ustanowienie zasad zachowania w tym nowym reżimie prawnym" - tłumaczył ekspert. "Chińczycy oczywiście też będą w kosmosie. I mają do tego prawo. Ale nie chciałbym, żeby tam byli bez nas i naszych przyjaciół" - dodał.
Były oficjel NASA przyznał, że wyznaczony przez agencję termin misji astronautów na powierzchnię Księżyca - 2025 r. - może być trudny do dotrzymania, biorąc pod uwagę dotychczasowe problemy programu i rakiety SLS.
"To nie jest niemożliwe zadanie, ale na pewno bardzo ambitne. Mimo to, trzymałbym się tego ambitnego harmonogramu, bo jeśli go rozluźnisz, ludzie nie będą mieli tego samego poczucia pilności sprawy" - podsumował Pace.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
mar/