Katarzyna M. Piekarska: niech grudzień przestanie być najgorszym miesiącem w roku dla zwierząt

2022-12-15 14:21 aktualizacja: 2022-12-18, 08:22
Katarzyna M. Piekarska, Fot. K. Piekarska
Katarzyna M. Piekarska, Fot. K. Piekarska
Szefowa Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt (KO) apeluje, by szczególnie w okresie świąt i Nowego Roku zwrócić uwagę na los zwierząt. Posłanka w rozmowie z PAP.PL przypomina, że grudzień jest najgorszym dla nich miesiącem w roku. „W grudniu sprzedawane są żywe karpie, które często poprzez nieodpowiednie warunki skazane są na ból i cierpienie. Także w grudniu chętniej bierzemy do domu jakieś zwierzątko, które później zaczyna nam przeszkadzać i pojawia się problem, co z nim zrobić. Aż wreszcie przychodzi Sylwester i strzelające zewsząd petardy” – mówi Piekarska.

PAP.PL: Ostatnio Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt, którego pracami pani kieruje, zaapelował, by bojkotować sklepy, które sprzedają żywe karpie. Jednak sporo marketów już wcześniej z tego zrezygnowało. Na ile nadal sprzedaż żywej ryby jest w Polsce problemem?

Katarzyna Piekarska: Nie chodzi mi o to, by bojkotować jakąś sieć handlową, ale świadomie wybierać te sieci, które nie sprzedają żywych ryb. Zdecydowana większość sklepów rzeczywiście zrezygnowała z ich sprzedaży. Stało się to w dużej mierze pod wpływem konsumentów. Jednak nie oznacza to, że problemu w ogóle nie ma. Dlatego warto mówić o tym głośno, by konsumenci zwracali uwagę na to, w jakich warunkach ryby są trzymane, czy mają wystarczającą ilość miejsca, wody, czy nie są odkładane gdzieś na bok do pojemników bez wody. Nasze codzienne wybory zakupowe mają wpływ na to, w jaki sposób traktowane są zwierzęta. Warto o tym pamiętać - jako konsumenci mamy dużą siłę rażenia.

PAP.PL: Zwolennicy kupowania żywych karpi twierdzą, że to przecież tradycja. 

K.P.: Ale ci sami ludzie, jeśli nawet jedzą karpia w ciągu roku, to przecież nie kupują ich żywych. Bo żywą rybę w sklepie można kupić jedynie w grudniu. Tak samo jak kupują dorsze, sandacze czy pstrągi - to są one przecież w formie filetu czy mrożone. I nie ma z tym problemu. Problem jest w tym, że mamy mniej empatii do ryb. Bo z psami czy kotami mamy zupełnie inny kontakt. Trudno „zaprzyjaźnić się” z rybą. Ryba nie ma głosu. To my musimy być ich głosem. 

PAP.PL: I właśnie psy lub koty są czasem prezentem pod choinkę. A po świętach trafiają do schroniska.

K.P.: Magia świąt powoduje, że rodzice ulegają prośbom dzieci. Potem mija magia świąt i mija też zainteresowanie zwierzęciem. Nie mówię, by dzieci nie miały zwierząt i nie były za nie odpowiedzialne. Ale to musi być przemyślana decyzja dorosłych. Pamiętajmy, że jest to decyzja na całe życie tego zwierzaka. Nie można po świętach powiedzieć, że pies czy kot trochę urósł, nabrudził, coś zniszczył, że nie mamy na niego czasu, więc trzeba go gdzieś oddać. Zwierzę nie jest rzeczą. To jest żywa, myśląca i czująca istota, dla której stajemy się całym światem. 

PAP.PL: Niektóre schroniska wstrzymują adopcje na czas świąt. Ale w internecie jest mnóstwo ogłoszeń o „słodkich szczeniaczkach”, więc to jak walka z wiatrakami.

K.P.: Niestety nie da się tego załatwić ustawowo. To kwestia edukacji i empatii. W ubiegłym roku zabiegałam w Ministerstwie Edukacji, żeby do kanonu lektur dla najmłodszych klas wprowadzić książkę dla dzieci „Psie troski” Toma Justyniarskiego. Cieszę się, że udało mi się przekonać do tego ministra Czarnka. Uczenie się od najmłodszych lat empatii, szacunku do otaczającego świata jest niezwykle ważne. Teraz namawiam władze Warszawy, żeby wprowadzić do szkół – np. w ramach godziny wychowawczej – taki specjalny program edukacyjny na temat praw zwierząt, empatii dla nich, tego, że zwierzę czuje i że opieka nad nimi to obowiązek. Tylko w ten sposób można zmienić świadomość ludzi. Bardzo się cieszę, że w kilku śląskich szkołach rusza program pilotażowy miłości do zwierząt.

PAP.PL: Grudzień nie jest najlepszym miesiącem dla zwierząt. Czeka je jeszcze Sylwester i fajerwerki.

K.P.: Dlatego warto głośno apelować do burmistrzów i prezydentów miast, żeby rezygnowali z fajerwerków w Sylwestra. Przecież można robić przepiękne wizualizacje laserowe, które nie powodują śmierci ptaków, padnięć dzikich zwierząt, przerażenia naszych zwierząt domowych. Zresztą dotyczy to nie tylko zwierząt. Bo np. dzieci, które cierpią na autyzm bardzo źle znoszą takie wystrzały. Ponad rok temu został złożony w Sejmie projekt ustawy zakazujący fajerwerków – w tym indywidualnego ich odpalania, bo nie tylko chodzi o huk, ale też o poważne wypadki. Cieszę się, że w moim mieście, w Warszawie fajerwerków nie będzie.

PAP.PL: W ubiegłym roku w Warszawie była ostra dyskusja, bo z jednej strony wielu warszawiaków była za tym, by w Sylwestra miasto nie robiło pokazu fajerwerków tłumacząc to właśnie lękiem zwierząt, ale z drugiej strony część z nich nie protestowała, kiedy fajerwerki były odpalane podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Gdzie tu logika?

K.P.: Dlatego uważam, że z fajerwerków w ogóle trzeba raz na zawsze zrezygnować. Różnego rodzaju akcje, w tym „Światełko do nieba” można świętować laserem. Bo widok ulic pełnych martwych ptaków to nie jest film, tylko rzeczywistość po odpaleniu fajerwerków. Balujmy, ale bez huku, bez petard.

Rozmawiała: Kamila Wronowska

kw/