Podczas ostatniego publicznego posiedzenia komisja zarekomendowała resortowi sprawiedliwości, by postawił byłemu prezydentowi cztery zarzuty: podżegania lub pomocy w insurekcji, obstrukcji oficjalnych procedur Kongresu, zmowy w celu dokonania oszustwa oraz zmowy w celu poświadczenia nieprawdy.
Jest to pierwszy przypadek, kiedy komisja Kongresu domaga się postawienia zarzutów wobec byłego prezydenta.
"Mamy pewność, że praca tej komisji pomoże opracować mapę drogową ku sprawiedliwości oraz że agencje i instytucje odpowiedzialne za zapewnienie sprawiedliwości użyją tych informacji w swojej pracy" - powiedział szef komisji, Demokrata Benny Thompson.
Zawiadomienie formalnie nie obliguje prokuratury do postawienia zarzutów. Federalne śledztwo w sprawie wydarzeń wokół 6 stycznia toczy się od miesięcy, jednak nie zdecydowano dotąd o postawieniu zarzutów.
Komisja zgromadziła "ogromną" liczbę dowodów
Jak napisano w podsumowaniu końcowego raportu, w trakcie 18 miesięcy komisja zgromadziła "ogromną" liczbę dowodów, by uznać, że prezydent Trump mając świadomość nieprawdziwości swoich twierdzeń o fałszerstwach wyborczych, prowadził wysiłki mające na celu odwrócenie wyników wyborów, wywierając nacisk na władze stanowe i federalne, w tym wiceprezydenta, organizując próbę wybrania alternatywnych elektorów w Kolegium Elektorów, a także odmawiał przez długie godziny podjęcia działań, by powstrzymać tłum na Kapitolu.
"Każde z tych działań Donalda Trumpa zostało podjęte, by wspomóc wieloczęściową zmowę, by obalić legalne rezultaty wyborów 2020 r." - napisali członkowie komisji. Zarzucili również Trumpowi, że wykorzystał swoje kłamstwa na temat fałszerstw wyborczych, by zebrać ponad 250 mln dolarów od swoich sympatyków. Część z tych pieniędzy miała zostać przeznaczona na zapewnienie pracy dla świadków, którzy występowali przed komisją.
"Żaden człowiek, który zachował się w ten sposób, w tym czasie, nie może służyć na jakimkolwiek stanowisku władzy w naszym kraju (...) Komisja dostrzega, że nasza praca dopiero się rozpoczęła i jest to tylko pierwszy krok w kierunku zmierzenia się ze staraniami prezydenta Trumpa, by nielegalnie pozostać na swoim stanowisku" - powiedziała w poniedziałek wiceprzewodnicząca komisji, Republikanka Liz Cheney.
Komisja zgłosiła też skargi do komisji etyki Izby na czterech kongresmenów, którzy odmówili złożenia zeznań, w tym lidera Republikanów Kevina McCarthy'ego. Według zeznań kilku ze świadków, McCarthy miał 6 stycznia wielokrotnie prosić Trumpa o wezwanie tłumu swoich sympatyków do rozejścia się, czego ten odmówił.
Ówczesny szef Pentagonu Christopher Miller zeznał też, że prezydent Trump nie dał żadnego rozkazu, by rozproszyć uczestników zamieszek, zaś najwyższy rangą dowódca gen. Mark Milley stwierdził, że decyzję o wezwaniu żołnierzy Gwardii Narodowej podjął wiceprezydent Mike Pence.
Pence przeciwko zarzutom dla Trumpa
Mimo że Pence uznał, że działania Trumpa - który publicznie naciskał go, by unieważnił wyniki wyborów i podżegał swoich sympatyków przeciwko niemu - naraziły go na niebezpieczeństwo, w poniedziałek wypowiedział się przeciwko zarzutom dla byłego prezydenta.
"Jeśli chodzi o decyzję Departamentu Sprawiedliwości o stawianiu zarzutów w przyszłości, mam nadzieję, że nie postawią ich przeciwko byłemu prezydentowi" - powiedział Pence w wywiadzie dla Fox News.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
mmi/