Zbrodnicza akcja wywożenia przez Rosję ukraińskich dzieci. Porwanych dzieci może być nawet 300 tysięcy

2022-12-24 08:33 aktualizacja: 2022-12-25, 08:05
Dzieci w Mariupolu. Fot. PAP/EPA/ALESSANDRO GUERRA
Dzieci w Mariupolu. Fot. PAP/EPA/ALESSANDRO GUERRA
Zbrodnicza akcja wywożenia przez Rosję ukraińskich dzieci ma największe szanse, by zostać prawnie uznana za ludobójstwo – powiedziała w rozmowie z PAP.PL ukraińska obrończyni praw człowieka i prawniczka międzynarodowa Daria Pidhorna, przedstawicielka organizacji Regional Center for Human Rights. Jak oszacowała, porwanych dzieci może być nawet 300 tysięcy. „Nie wiadomo, jak je odzyskać, ponieważ niewiele jest informacji o każdym dziecku. Transport dzieci odbywa się w tajemnicy, warunki przetrzymywania też są nieznane” – wskazała ekspertka. Podkreśliła, że sprawcy putinowskiego ludobójstwa powinni stanąć przed międzynarodowym trybunałem.

PAP.PL: Zbrodnie wojenne podczas agresji Federacji Rosyjskiej wobec Ukrainy były popełniane przez ostatnie osiem i pół roku. Od 24 lutego 2022 r. jest ich znacznie więcej. Tylko według Biura Prokuratora Generalnego Ukrainy do 6 grudnia udokumentowano ponad 51 tysięcy zbrodni. Dlaczego tak trudno dowieść, że doszło do ludobójstwa, które we współczesnym świecie uzyskało status „zbrodni nad zbrodniami”? I co dokładnie odróżnia ją od zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości?

D. P.: W międzynarodowym prawie karnym istnieją cztery najcięższe przestępstwa, które są zapisane w Rzymskim Statucie Międzynarodowego Trybunału Karnego. Są nimi zbrodnia agresji, zbrodnia wojenna (tj. świadome łamanie prawa i zwyczajów wojennych), zbrodnia przeciwko ludzkości (czyli czyn sprzeczny z samą naturą człowieka) oraz zbrodnia ludobójstwa. Jeśli z trzema z nich w przypadku Ukrainy mieliśmy do czynienia od 2014 roku, czyli od początku agresji Rosji, to o zbrodni ludobójstwa zgodnie z jej ogólnie przyjętymi znamionami można mówić raczej po pełnoskalowej inwazji. W międzynarodowych trybunałach wojskowych w Norymberdze i Tokio po II wojnie światowej mówiono o zbrodniach wojennych, zbrodniach przeciwko ludzkości i zbrodniach przeciwko pokojowi, ponieważ łatwiej było je udokumentować i udowodnić ich popełnienie w drodze prawnej. Tradycyjnie w sprawie wszystkich takich przestępstw kluczowym punktem dla strony oskarżającej było udowodnienie, że napastnik był świadomy tego, co robił. Zbrodnia ludobójstwa ma o wiele bardziej skomplikowaną naturę prawną. Jej istotą jest posiadanie przez osobę, która popełniła przestępstwo zamiaru, by próbować zniszczyć przedstawicieli jednej z czterech chronionych grup ludności (etnicznych, rasowych, religijnych lub narodowych).

Pojęcie ludobójstwa zaproponował polsko-amerykański prawnik pochodzenia żydowskiego Rafał Lemkin, który m.in. studiował prawo na Uniwersytecie Lwowskim. Chociaż ono istniało już pod koniec II Wojny Światowej, prawdziwe uznanie tego pojęcia nastąpiło wraz z przyjęciem przez Zgromadzenie Ogólne ONZ Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa w grudniu 1948 roku. W tym dokumencie do działań sklasyfikowanych jako ludobójstwo zaliczono: bezpośrednie zabójstwo członków grupy; spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego; stworzenie członkom grupy warunków niezgodnych z normalnym życiem człowieka; stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzeń w obrębie grupy oraz przymusowe przekazywanie ich dzieci do innej grupy.

PAP.PL: Rządy i parlamenty Estonii, Łotwy, Litwy, Polski, Czech, Kanady i Irlandii już uznały ostatnie rosyjskie zbrodnie za ludobójstwo narodu ukraińskiego. Komisja Senatu USA ds. stosunków międzynarodowych przyjęła uchwałę uznającą działania Rosjan w Ukrainie za ludobójstwo. Jednak dla Ukrainy nie mniej ważne jest prawne uznanie czynów popełnionych przez Rosjan za zbrodnię ludobójstwa, ponieważ masowe mordy, przymusowe deportacje lub gwałty nie zawsze kwalifikują się w ten sposób. Czy takie polityczno-dyplomatyczne decyzje w jakiś sposób wpływają na sformalizowany świat ustaw i norm prawnych i po co w ogóle udowadniać ludobójstwo, jeśli ono rzeczywiście było, zarówno w wymiarze politycznym, jak i w wymiarze prawnym?

D. P.: Chciałabym rozpatrywać to pytanie w perspektywie historycznej. Przyjęcie Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa przez Zgromadzenie Ogólne ONZ poprzedziły długie spory między potężnymi państwami. Kością niezgody między krajami było pytanie, jakie rodzaje przestępstw warto uwzględnić w ostatecznej wersji dokumentu. Związek Radziecki zdecydowanie sprzeciwiał się włączaniu grup politycznych (z powodu masowych represji politycznych), podczas gdy zachodnie imperia kolonialne starały się w każdy możliwy sposób uniknąć umieszczania na liście czynów ludobójstwa aktów masowej przemocy wobec grup kulturowych (z powodu przypadków eksterminacji ludów tubylczych). Dlatego konwencja ta jest obecnie uważana za upolitycznioną i niezbyt skuteczną. Jednak jako prawnicy nalegamy, że polityczne uznanie zbrodni ludobójstwa odgrywa bardzo ważną rolę, ponieważ przyciąga uwagę społeczeństw narodowych do samego zjawiska i wydarzeń, a także popycha państwa do postawienia sprawy w płaszczyźnie prawnej.

Warto jednak pamiętać, że na razie tylko Międzynarodowy Trybunał Karny posiada uprawnienia do sądzenia i skazania osób oskarżanych o popełnienie zbrodni ludobójstwa, a większość państw-sygnatariuszy Rzymskiego Statutu – traktatu międzynarodowego, który utworzył właśnie ten trybunał, bezpośrednio go finansują i są zainteresowane sprawiedliwym i operacyjnym postępowaniem sądowym. Dlatego im dłuższy jest ten proces, tym trudniejsze staje się ściganie przestępstw i pociągnięcie sprawców do odpowiedzialności. Potwierdzeniem moich słów jest to, że obecnie w praktyce światowej istnieją tylko trzy prawnie uznane przez społeczność międzynarodową ludobójstwa: Holokaust Żydów, ludobójstwo na bośniackich muzułmanach w Srebrenicy i eksterminacja ludu Tutsi w Rwandzie. Ich uznanie zostało dokonane przez specjalne trybunały międzynarodowe. Jest to bardzo niski wskaźnik ze względu na fakt, że ludobójstwo jest jedną z najczęściej popełnianych zbrodni międzynarodowych, którego ofiarami w różnym czasie była ogromna liczba narodów i grup. Rzeczywiście, są wydarzenia dość znane, takie jak ludobójstwo Ormian, Hołodomor w Ukrainie, deportacja Tatarów krymskich czy polska operacja NKWD, które są aktywnie badane przez naukowców. I są wydarzenia, o których nie mówi się lub mówi się bardzo mało, a to pomimo faktu, że one miały miejsce całkiem niedawno, lub w ogóle trwają do dziś (na przykład ludobójstwo w Burundi, ludobójstwo w Darfurze w Sudanie, prześladowania Rohingja w Mjanmie lub Ujgurów w Chinach). Tysiące nieznanych ludobójstw mają miejsce w lasach Amazonii, gdzie eksterminowane są plemiona, które wszyscy uważają za „dzikusów”.

PAP.PL: Czyli, by celowe niszczenie grup ludności lub całych narodów zostało sklasyfikowane jako ludobójstwo, wcale nie trzeba patrzeć na liczbę ofiar?

D. P.: Dokładnie tak. Aby sklasyfikować działania jako ludobójstwo, najważniejsza jest bynajmniej nie liczba ofiar, ale zrozumienie tego, że istniały działania mające na celu zniszczenie członków określonej grupy. Podam taki przykład: plemię w Amazonii składało się prawie ze 100 osób, wśród których 16 było myśliwymi, którzy zdobywali jedzenie dla wszystkich. Podczas potyczki kłusownicy zabili dziesięciu przedstawicieli tej warstwy społecznej. Pozostałych sześciu myśliwych nie było w stanie wyżywić całej populacji plemienia, a jego członkowie zaczęli ginąć. Takie działania na poziomie brazylijskiego sądu zostały uznane za ludobójstwo. Polityka ochrony rdzennej ludności była aktywnie łamana w Brazylii w czasach dyktatury wojskowej i poprzedniego prezydenta Jaira Bolsonaro.

PAP.PL: Znany historyk Timothy Snyder w swoim niedawnym publicznym wykładzie przedstawił kilka technik stosowanych przez ludobójcze reżimy. Wśród pierwszych trzech jest zaprzeczenie faktu istnienia określonego państwa, odmowa uznania dla narodu samego prawa do samodzielnego życia, a także jego „dehumanizacja”. Oczywiście Snyder jest historykiem, a nie prawnikiem, dlatego chodzi mu raczej o analizę ludobójstwa jako zjawiska społeczno-politycznego. W kontekście kwestii zbrodni ludobójstwa Federacji Rosyjskiej przeciwko narodowi ukraińskiemu udowodnienie występowania złego zamiaru w działaniach Federacji Rosyjskiej na pierwszy rzut oka nie wydaje się być tak trudnym zadaniem. Przynajmniej tak się wydaje, biorąc pod uwagę programy propagandowe w tamtejszej telewizji. Czy tak naprawdę jest i dlaczego fakt posiadania świadomej intencji wyrządzenia krzywdy jest tak ważny?

D. P.:
Zacznę od drugiego pytania. Z punktu widzenia wspomnianej Konwencji, jeśli świadoma intencja nie zostanie udowodniona, wówczas będzie można mówić o zbrodniach przeciwko ludzkości lub o zbrodniach wojennych. Myślę, że to właśnie złe zamiary budzą w ludziach największy strach i stwarzają ryzyko, że mizantropijne idee, pod których sztandarami ludzie popełniali świadome przestępstwa, mogą nadal funkcjonować i pozbawiać życia wysiłkiem coraz nowych zwolenników. Sprawca decyduje o tym, kto będzie jego ofiarami ze względu na ich przynależność do określonej grupy, czyli człowiek zadaje mękę i cierpienia nie dlatego, że ktoś coś uczynił, ale tylko dlatego, że są przedstawicielami tej grupy, która po prostu komuś się nie podoba. Determinacja i zimna krew, z którymi niektórzy ludzie usprawiedliwiają masowe zabijanie innych, bezlitosna refleksja nad jego organizacją, moim zdaniem, sprawia, że ludobójstwo zasługuje na tytuł „najpoważniejszej zbrodni”. Jeśli chodzi o pierwszą część pytania, to problem polega na tym, że ani zapowiedź rozpoczęcia „specjalnej operacji wojskowej” przez Putina, ani najbardziej odrażające hate-speeches wygłoszone przez Olgę Skabiejewą, Margaritę Simonjan czy Władimira Sołowjowa nie mogą automatycznie stanowić dowodu w sądzie. Prawnicy muszą udowodnić, zgodnie ze wszystkimi kanonami prawa międzynarodowego, że te lub inne sformułowania wypowiedziane przez propagandystów wywołały u konkretnej osoby chęć pójścia i zabicia osób należących do jednej z czterech chronionych grup i że to one skłoniły osobę, lub grupę osób do działania. Zadanie udowodnienia związków przyczynowo-skutkowych w sądzie jest niezwykle trudne, pomimo całej pozornej oczywistości treści tego, co zostało powiedziane. Jeszcze trudniej to udowadniać w przypadku, gdy propagandyści robią to w zawoalowanej formie, nie nazywając rzeczy po imieniu.

PAP.PL: Znany specjalista od ludobójstwa Jonathan Leader Maynard z Kolegium Królewskiego w Londynie w swojej ocenie wydarzeń w Ukrainie nie jest zaskoczony okrucieństwami Rosjan z trzech powodów. Twierdzi, że po pierwsze, rosyjskie wojsko ma doświadczenie w zbrodniach na cywilach (Czeczenia, Syria, Donbas). Po drugie, Kreml jest owładnięty twardą, ultranacjonalistyczną ideologią, która ma na celu pokazanie jako nazistów wszystkich zwolenników idei ukraińskiej. Po trzecie, taktyka Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej nie osiągnęła swoich celów i teraz Putin chce doprowadzić władze ukraińskie do negocjacji poprzez terror. Rosyjscy żołnierze nie znają też norm międzynarodowego prawa humanitarnego. Dlaczego, pani zdaniem, w 2022 r. doszło do takich bestialstw i czy rosyjska okupacja terenów ukraińskich ma jakieś swoje specyficzne cechy, jeśli chodzi o łamanie prawa wojennego?

D. P.:
Powodów jest kilka. Wolałabym podzielić je na zewnętrzne i wewnętrzne. Przedstawiciele społeczności międzynarodowej boją się lub ze względu na bliskie więzi gospodarcze po prostu nie chcą rozmawiać o przestępstwach, a tym bardziej kogoś karać i ścigać za nie. Zamiast zdecydowanego i sprawiedliwego rozwiązania problemu, byliśmy świadkami kolejnych prób polityki uspokojenia agresora, który stworzył medialny obraz swojej niepokonalności. Tak było z Hitlerem, tak było z Putinem aż do rozpętania wojny Rosji przeciwko Ukrainie na pełną skalę. Wówczas okazało się, że wizerunek niepokonanych i wysoce profesjonalnych Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej jest niczym więcej, jak tylko mitem. Czynnikiem wewnętrznym jest natomiast „pranie mózgu” Rosjanom, które rozpoczęło się o wiele wcześniej, zanim Putin doszedł do władzy. Jeszcze w czasach Związku Radzieckiego, a nawet Imperium Rosyjskiego, wśród obywateli a wcześniej poddanych kształtował się obraz nienawiści i pogardy. W ostatnich dziesięcioleciach odrodził się z nową siłą, o czym można się przekonać obserwując chociażby zachowanie rosyjskich turystów w egipskich i tureckich kurortach. Ale czego można oczekiwać od społeczeństwa kraju, gdzie dominuje kult przemocy, a nie prawa; nepotyzm, a nie merytokracja; korupcja, a nie zasady moralne; więzi pionowe, a nie więzi poziome? Język nienawiści do świata, poczucie wyższości kulturowej lub teorie spiskowe są kultywowane w szkołach. Często są one przekazywane przez same programy nauczania i podręczniki zatwierdzone przez Ministerstwo Edukacji. Ciekawe, że dotyczy to nie tylko historii, ale także tych przedmiotów, które wydają się być ambiwalentne, jak np. „Światowa kultura sztuki”.

PAP.PL: Które, pani zdaniem, fakty z wojny rosyjsko-ukraińskiej mają znamiona ludobójstwa, a które mają największy potencjał do prawnego uznania za ludobójstwo?

D. P.:
Jak już powiedziałam wcześniej, jednym z elementów ludobójstwa jest przymusowe przekazywanie dzieci jednej grupy - drugiej. To właśnie ta zbrodnicza akcja w naszym przypadku ma największe szanse, by zostać prawnie uznana za ludobójstwo. Rosja uciekała się do takiej praktyki i przed inwazją (w szczególności na terytorium okupowanego Półwyspu Krymskiego i części obwodów donieckiego i ługańskiego), a teraz robi to niemal jawnie i na znacznie większą skalę. W 2021 roku Putin powołał na stanowisko rzecznika praw dzieci przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej Marię Lwową-Biełową. Ona sama jest matką i opiekunką 22 dzieci, z których pięcioro jest jej własnych. Jej mąż, wysokiej rangi hierarcha Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, jest metropolitą penzeńskim i niżniełomowskim. Ich ostatnim wspólnym adoptowanym dzieckiem jest 16-letni chłopak z Mariupola o imieniu Filipp. Obraz troskliwej wróżki, który wykreowała rosyjska telewizja, miał na celu przekonać Rosjan, że sama urzędniczka, jak i cały kraj, ratuje dzieci przed poniewierką ze strony t.zw. kijowskiego reżimu. W rzeczywistości jest to próba usprawiedliwienia stuprocentowego naruszenia prawa międzynarodowego i ludzkiej przyzwoitości. Jednocześnie jest to działanie, które ma wszelkie szanse zostać prawnie udowodnione jako zbrodnia ludobójstwa.

Na początku lata 2022 r. władze separatystycznych tworów ŁRL i DRL kontrolowanych przez okupantów wraz z Rosjanami wprowadziły zmiany w prawie rodzinnym i wypracowały z okupantem oddzielny zintegrowany system procedur, który powinien był upraszczać adopcję przez rosyjskich rodziców sierot i dzieci pozbawionych opieki z Ukrainy. Do tej ostatniej grupy mogą być zaliczane półsieroty, a nawet dzieci, których rodzice nie przeszli obozów filtracyjnych. Pomimo posiadania bliskich krewnych mogły one zostać zabrane z miejsc zamieszkania i przeniesione do rosyjskich instytucji rządowych zajmujących się wychowaniem dzieci.

Kilka miesięcy temu w Ukrainie stworzono portal „Dzieci wojny” – jednolity zasób informacyjny, w którym gromadzone są wszystkie dane o zaginionych dzieciach. Według stanu na koniec listopada portal zawierał informację o 13 tysiącach deportowanych z Ukrainy dzieci z 9 obwodów Ukrainy. Dane te zostały zebrane na podstawie wniosków do Krajowego Biura Informacji. Jednak rzeczywiste liczby mogą być wielokrotnie większe. Może ich być nawet 300 tysięcy. Dotąd ustaliliśmy, że one znajdują się w 57 podmiotach Federacji Rosyjskiej – od obwodu leningradzkiego po Kamczatkę. Nie wiadomo, jak je odzyskać, ponieważ niewiele jest informacji o każdym dziecku. Transport dzieci odbywa się w tajemnicy, warunki przetrzymywania też są nieznane. Odrębną płaszczyzną problemu jest moralno-etyczna strona takiej „adopcji”. Do tej pory wiadomo na pewno o ponad 400 przypadkach adopcji ukraińskich dzieci przez rosyjskie rodziny. Co stanie się z tymi dziećmi po zakończeniu wojny? Czy dziecko, które później dorośnie i tym bardziej w zupełnie innym środowisku, będzie chciało wrócić do nieznanych mu ludzi, czy też zechce pojechać tam, gdzie doświadczyło półświadomego strachu i bólu?

Wiceminister i minister ds. reintegracji tymczasowo okupowanych terytoriów Ukrainy Iryna Wereszczuk zwracała się do Rosji z prośbą o zwrot naszych dzieci. Rzeczywiście, nie przyniosło to żadnych skutków i jest to straszne. 25 października złożyliśmy wniosek do Międzynarodowego Trybunału Karnego i czekamy na ogłoszenie ich stanowiska w tej sprawie. Zakładamy, że będzie ono kształtowane przez długi czas, a my, jako obrońcy praw człowieka i państwo, musimy rozwiązywać ten problem jak najszybciej.

PAP.PL: Nie mogłem pominąć jeszcze jednego, dość drażliwego pytania. W zeszłym miesiącu amerykańska gazeta „The New York Time” potwierdziła autentyczność wideo, przedstawiającego rzekome rozstrzelanie rosyjskich żołnierzy w miejscowości pobliżu Makiejewki w obwodzie ługańskim. Strona rosyjska nazywa incydent umyślnym morderstwem i obarcza winą żołnierzy ukraińskich. Ukraińscy obrońcy praw człowieka zauważają, że Rosjanie nie stali się jeńcami, ponieważ ostatni z nich nie zdał broni i strzelał. Jaka jest pani ocena tego wypadku i jaki jest stosunek Ukrainy do możliwych przypadków naruszenia zasad wojny przez żołnierzy sił zbrojnych?

D. P.:
Też oglądaliśmy ten filmik. On nie jest pierwszy z tych, które pojawiły się w sieciach społecznościowych. Wcześniej napotykaliśmy nagrania rosyjskich inscenizacji, w których rzekomo ukraińskie wojsko na różne sposoby naruszało prawa wojenne. Stanowisko ukraińskiej władzy w tej kwestii było i jest jednoznaczne. Ukraina oświadczyła, że nie będzie ukrywać przed wymiarem sprawiedliwości zbrodniarzy wojennych i że będzie badać każdy incydent. Jednak jednocześnie władza ukraińska zauważa, że Kreml wielokrotnie stosował takie metody jak dywersje informacyjne przeciwko naszej władzy, narodowi i siłom zbrojnym Ukrainy. Musimy rozumieć, z kim mamy do czynienia. Oprócz ciężkich strat reputacyjnych, które Rosja chce, żeby Ukraina poniosła, nawet ważniejszym celem Rosjan jest przekonanie zmobilizowanych i tych, którzy wkrótce trafią do wojska, że poddanie automatycznie oznacza się skazanie na śmierć. Jeśli chodzi dokładnie o ten incydent, to ukraińska Prokuratura Generalna wszczęła już postępowanie karne w sprawie naruszenia artykułu 438 Kodeksu Karnego „Naruszenie praw i zwyczajów wojny”. Chodzi o to, że najpewniej naruszono również traktaty międzynarodowe. W szczególności zgodnie z artykułem 37 pierwszego protokołu Konwencji Genewskich, uczestnikom konfliktu zbrojnego zabrania się udawania zawieszenia broni, kapitulacji, zwodniczej chęci negocjowania lub jakiekolwiek innego działania odwołującego się do dobrej wiary przeciwnika w celu wprowadzenia go w błąd. Co ciekawe, pojęcie „podstępu wojennego”, które istnieje w prawie międzynarodowym, w przeciwieństwie do wiarołomstwa, nie narusza żadnych jego nakazów. Przypomnę, że istnieje specjalna procedura oddania/wzięcia do niewoli, po której żołnierz już przestaje być kombatantem i uzyskuje status jeńca wojennego. Strona ukraińska nie potwierdziła jeszcze autentyczności nagrania, ponieważ przed wyciągnięciem ostatecznych wniosków należy przeprowadzić szereg badań.

PAP.PL: W 2002 r. został powołany Międzynarodowy Trybunał Karny z siedzibą w Hadze. To była pierwsza instytucja prawna działającą na stałe, której główne zadanie polegało na osądzeniu osób odpowiedzialnych za zbrodnie międzynarodowe, czyli ściganie osób odpowiedzialnych za ludobójstwo, rozpatrywanie zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Federacja Rosyjska wyszła spod jurysdykcji tego sądu w 2016 roku po brutalnym zajęciu Krymu. Do tego czasu specjalne trybunały międzynarodowe były tworzone pod auspicjami ONZ (rozpatrywały zbrodnie, do których doszło podczas wojny w krajach byłej Jugosławii czy Rwandzie). Ukraińska władza i wielu jej sojuszników już biją na alarm, że organów sprawiedliwości jest za mało. Dlatego moje ostatnie pytanie dotyczy wyzwań związanych z utworzeniem międzynarodowego trybunału i problemów, z jakimi może się zmierzyć sądowe rozstrzyganie zbrodni popełnionych w trakcie wojny rosyjsko-ukraińskiej na szczeblach krajowym i międzynarodowym?

D. P.:
W prawie ukraińskim aktywnie wprowadzano zmiany, które mają na celu zsynchronizowanie prawa ukraińskiego z prawem międzynarodowym. Proces ten rozpoczął się wcześniej, ale teraz nabiera nowej dynamiki. Istnieje wiele kwestii dotyczących podziału uprawnień między organami ścigania, które będą musiały jeszcze zostać uzgodnione. Niemniej jednak spodziewam się, że trudno będzie mówić o jakichkolwiek kolizjach, chyba że o pewnych drobnych nieporozumieniach, które zostaną rozwiązane case-by-case. Jeśli chodzi o hierarchię i jurysdykcję organów sądownictwa, to na szczeblu krajowym będziemy mogli osądzać bezpośrednich sprawców przestępstw, z reguły zwykłych żołnierzy Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej i przedstawicieli administracji okupacyjnej Federacji Rosyjskiej w okupowanych regionach. Powodem jest to, że popełnili je na naszych terytoriach i/lub to, że niektórzy sprawcy są naszymi obywatelami. Ukraińskie sądy wydały już 16 wyroków, a reszta 300 spraw oczekują na swoją kolej.

Jeśli mówimy o najwyższych władzach Federacji Rosyjskiej, prawdopodobieństwo, że zostaną skazani w sądzie międzynarodowym, jest znacznie większe. Ukraina uznała jurysdykcję Międzynarodowego Trybunału Karnego do ścigania przestępstw popełnionych na terytorium Ukrainy od 20 lutego 2014 roku. Międzynarodowy Trybunał Karny jest w stanie pociągnąć do odpowiedzialności niektórych popleczników Putina, ale sam on i to jest problem – ma immunitet jako obecnie urzędująca głowa państwa. Tak, w gruncie rzeczy mieliśmy w historii precedens Miloševicia, ale jeszcze nigdy urzędujący przywódca polityczny, w dodatku wspierany przez społeczeństwo nie znalazł się na ławie oskarżonych. Oprócz MTK istnieje również Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości ONZ, który jednak potępiając państwa, a nie osoby fizyczne, jest także pozbawiony mechanizmów egzekwowania decyzji. Nie zapominajmy także o Europejskim Trybunale Praw Człowieka (ETPC), który obecnie rozpatruje 6 spraw Ukrainy przeciwko Rosji, ale w tym przypadku wynika kwestia szybkości wydania wyroku, i znów, to, że decyzje dotyczą państw, a nie jednostek.

Pomysł utworzenia odrębnego Trybunału do rozpatrywania spraw zbrodni w ramach pełnoskalowej inwazji Rosji w Ukrainę pod egidą ONZ mógłby rozwiązać wiele problemów, zwłaszcza skazania sprawców zbrodni agresji, aktualizacji kwestii ustalania zbrodni ludobójstwa i kary za nią. Pomysł ten poparło już Zgromadzenie Parlamentarne państw NATO i Komisja Europejska, nasi sąsiedzi-sojusznicy i Holandia, a nawet niektórzy francuscy urzędnicy. Oczywiście wizja polityków może się różnić, jednak poza tym istnieją inne ważne wyzwania. Rosja wciąż posiada prawo weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, są kraje, których politycy uważają, że z Putinem można negocjować, a inni są przekonani, że dostępna infrastruktura sądownictwa jest wystarczająca. Czas pokaże, jak będą się rozwijać wydarzenia, ale już teraz musimy podjąć wysiłki, aby przekonać do swoich racji światową opinię publiczną i wyjaśnić potrzebę powołania specjalnego trybunału, który pociągnie do odpowiedzialności kierownictwo rosyjskie i zbrodniarzy wojennych za ich potworne czyny w Ukrainie.

Rozmawiał Ihor Usatenko

js/ iua/