Mjr Lachowicz: nie ma różnicy między kobietą-dowódcą a mężczyzną-dowódcą

2022-12-25 08:16 aktualizacja: 2022-12-25, 15:45
Major Katarzyna Lachowicz. Fot. PAP/Marcin Bielecki
Major Katarzyna Lachowicz. Fot. PAP/Marcin Bielecki
Major Katarzyna Lachowicz jest pierwszą kobietą, która objęła stanowisko dowódcy Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Na początku przyszłego roku będzie dowodzić XII zmianą PKW w Rumunii, którą tworzą żołnierze 12 Brygady Zmechanizowanej. Ich celem jest m.in. wzmocnienie wojsk sojuszniczych na południowo-wschodniej flance NATO.

Jest Pani pierwszą kobietą na stanowisku dowódcy PKW, jak wyglądała pani służba?

K.L: Przyszedł ten moment, w którym kobiety na stanowiskach dowódczych nie są niczym dziwnym. Po prostu nadszedł ten czas, kiedy system "przemielił" pokolenie kobiet-oficerów, które ukończywszy szkołę oficerską, przetarły się przez wszystkie szlaki dowódcze i bojowe. Nie ma absolutnie żadnej różnicy między kobietą-dowódcą a mężczyzną-dowódcą. Kobiety w wojsku polskim służą od 1999 roku. Przejście przez wszystkie szczeble dowodzenia – od szkoły oficerskiej przez etap dowódcy plutonu, dowódcy kompanii – uzupełnione doświadczeniem sztabowym, nabycie pewnego doświadczenia, wiedzy i umiejętności pracy z ludźmi – to wymagało czasu. Doświadczenie samo w sobie jest pochodną czasu.

Jak zaczęła się pani kariera w Wojsku Polskim?

K.L: Od zawsze chciałam być żołnierzem, patriotyzm jest głęboko zakorzeniony w mojej rodzinie, która wywodzi się z rejonu Wileńszczny. Po II Wojnie Światowej wszystko co mieli musieli zostawić na Kresach Wschodnich i przemieszczać się do Polski w nowych granicach. Zostali wyrwani z korzeniami z miejsca które znali i kochali – i które nazywali Polską, po to, by przenieść się do "nowej Polski". Świadomość możliwości utraty tego co nazywamy ojczyzną, a także świadomość tego, że ojczyzna nie jest dana raz na zawsze, było mi zaszczepiane od dziecka.

Doświadczenia moich dziadków – można to śmiało nazwać traumą pokoleniową – fakt że musieli wszystko rzucić, spakować się w bydlęce wagony i jechać w nieznane. Uczucie straty, tęsknoty za tym co pozostawili, wspomnienie dzieciństwa i świadomość, jak wielką wartością jest ojczyzna w dużej mierze zdefiniowało mnie jako człowieka i Polaka.

Dla mnie osobiście to autentycznie przykre słyszeć z jaką łatwością dziś młodym ludziom przychodzi porzucenie ojczyzny. Ta ziemia – Nasz Kraj – to jest wartość, za którą przelewali krew nasi ojcowie, dziadowie, pradziadowie. Świadomość historii i tego, że ojczyzna nie jest nam dana raz na zawsze, że jest rezultatem wysiłków pokoleń i sama w sobie stanowi wielki zbiorowy obowiązek, musi być dla nas przyczynkiem do pracy nad tym by Polska trwała a nie jedynie "bywała". Wziąwszy pod uwagę nasze położenie geograficzne i całą naszą historię, to jest ciągła walka o ojczyznę – jej dobrostan i bezpieczeństwo.

To Pani trzecia misja – po Afganistanie i Iraku – patrząc na obecną sytuację polityczną, ma ona też nieco inny charakter.

K.L: Dotychczasowy mandat misji w Rumunii był mandatem czysto szkoleniowym, wpisującym się mocno w strategię odstraszania. Luty 2022 przetestował Sojusz Północnoatlantycki i postawił nas wszystkich bardzo mocno na nogi. Dało nam to świadomość o jak wysoką stawkę toczy się gra. Jedną z zasad szkolenia w wojsku jest realizm, a ten kontekst – kontekst wojny na Ukrainie jeszcze nigdy nie był tak realny. Specyfika tego kontyngentu, czy w ogóle kontyngentów europejskich np. Łotwa, Litwa, Rumunia, jest taka, że jest to zupełnie inne środowisko. Dotychczasowe kontyngenty, w których uczestniczyłam osadzone były w ramach działań antyterrorystycznych i nieregularnych. Europa to środowisko wielkoskalowego konfliktu zbrojnego, bardzo mocno bazującego na działaniach konwencjonalnych. Dla nas w praktyce to działanie zgodne z wojennym przeznaczeniem, a dla potencjalnego przeciwnika wiadomość, że zobowiązania sojusznicze wynikające z artykułu 5 Paktu Północnoatlantyckiego, niosą za sobą realne działania.

Pierwsza myśl, jak dowiedziała się Pani, że obejmie dowództwo kontyngentu?

K.L: Powiedziałam "tak jest". Tu nie ma miejsca na emocje, w momencie, w którym żołnierz dostaje zadanie – jakiekolwiek by nie było – po prostu przystępuje do realizacji. W wojsku mamy algorytmy planowania, które systemowo pozwalają na rozbicie zadania na sekwencję małych czynności do wykonania. Tutaj nie ma przestrzeni na żadne emocje.

Nowe wyzwanie?

K.L: Kamień, który się nie toczy obrasta mchem. Wojsko daje szansę, aby tym mchem nie obrosnąć. To niesamowite doświadczenie, jak człowiek podejmuje wyzwanie, całkowicie wybijając się ze strefy komfortu i nagle odkrywa, że jego możliwości są dużo większe niż myślał.

Jak się Pani przygotowywała?

K.L: Moje osobiste przygotowanie to przede wszystkim zgłębianie wiedzy o środowisku, w którym będę realizować zadania. Rozumienie środowiska to dla każdego dowódcy podstawa do planowania jakichkolwiek działań. Chcąc efektywnie funkcjonować w środowisku międzynarodowym, współpracować z innymi nacjami i budować relacje z koalicjantami zrozumienie historii, kultury i tradycji a także szacunek to kwestie elementarne. Do tego trzeba się przygotować i włożyć w to odrobinę wysiłku.(PAP)

Autorka: Małgorzata Miszczuk

kgr/