Aktor, reżyser i dyrektor Teatru Kamienica zmarł w wieku 70 lat po długiej i ciężkiej chorobie.
1 listopada minęła 40. rocznica pierwszego spektaklu Teatru Domowego. "Dla mnie to był taki dar od losu, ponieważ zawsze byłem antykomunistą. Od dziecka. Nie zastanawiałem się ani chwili, gdy koledzy mi to zaproponowali" - mówił PAP Emilian Kamiński o początkach Teatru Domowego. Zaznaczył, że "zależało mu na tym, by wyrazić swój bunt". "Nawet specjalnie nie zwracałem uwagi na to, że to jest nielegalna działalność" - tłumaczył.
"Wtedy wszystko było nielegalne, każda myśl wolnościowa. Dlatego byłem przyzwyczajony do tego, że jestem nielegalny, i dla mnie taki teatr był świetnym pomysłem" - wskazał aktor.
"Oczywiście to przedstawienie w dużym stopniu oddawało nastrój tamtych czasów. Proszę pamiętać, że ludzie byli przybici. I dość istotne było, że w takim ciężkim okresie Teatr Domowy przynosił powiew wolności" - podkreślił, dodając, że "nie było żadnej cenzury, a aktorzy grali to, co sami wybrali".
Aktor przypominał, że w "Przywracaniu porządku" grali "czwórkę ludzi internowanych, którzy siedzą w celi". "Oni ze sobą rozmawiali tekstami poetów pokolenia'68 oraz piosenkami Kelusa i Kaczmarskiego" - powiedział. "To był bardzo skromny spektakl, bo jaki mógł być. Dwie lampki i gitara, parę krzeseł - to wszystko" - wyjaśnił. Wspominał, że "widzowie podczas przedstawień siedzieli 20 cm od gryfu jego gitary".
"Nigdy słowo w teatrze nie było tak ważne, jak wtedy. Mimo że to nie był prawdziwy teatr" - ocenił. "Myśmy to nazwali Teatrem Domowym na wzór tych teatrów, które działały w Polsce w czasach okupacji" - zwrócił uwagę w wypowiedzi dla PAP Kamiński.
"Jedno z pierwszych przedstawień graliśmy u mnie w Józefowie, w moim drewnianym domu. Normalnie była ustawiona widownia i zaaranżowaliśmy dla nas małą scenkę" - powiedział Kamiński.
"Pamiętam, jak moja podopieczna pani Teresa przyszła z torebką, jak to do teatru, siadła w pierwszym rzędzie. W pewnym momencie spektaklu wstała i powiedziała: bardzo państwa przepraszam, ale muszę sprawdzić, czy nie kręcą się tu złodzieje. I poszła sprawdzić, bo na ulicy stała kupa zaparkowanych samochodów" - wspominał aktor.
"Jeśli chodzi o konspirację - to byliśmy przygotowani na to, że w razie wpadki przedstawienie ma się przerodzić w spotkanie imieninowe lub urodzinowe" - tłumaczył. "Ja miałem przygotowany specjalny repertuar, by w każdej chwili zacząć śpiewać takie rozrywkowe, imprezowe piosenki" - wyjaśnił, dodając, że "za udział w takich przedstawieniach groził wyrok 3-4 lat więzienia".
Podkreślił, że podczas przedstawień "nie wolno było nic nagrywać, żadnych zdjęć robić - żeby nie mieli na nas haka". "Dlatego nie ma dokumentacji z tych spektakli, bo nie mogło jej być" - zaznaczył.
"Ludzie przynosili rozmaite potrawy, napoje i często wspólnie spędzaliśmy czas po przedstawieniach" - wspominał. "To były niezapomniane chwile, bo spotykało się wspaniałych ludzi, którzy chcieli pobyć z nami na tej wyspie wolności w kraju niewoli" - ocenił aktor.
Ks. Popiełuszko miał szczególne znaczenie dla Teatru Domowego
Kamiński przypomniał, że "ważną częścią historii Teatru Domowego był ks. Jerzy Popiełuszko". "To był dla mnie bardzo ważny człowiek, którego dzięki temu teatrowi poznałem na jednej z prób. Pamiętam, że odbywała się w okolicach Pomnika Lotnika i nagle pojawił się nieduży mężczyzna, który powiedział: Dzień dobry. Jestem Jerzy i jestem księdzem. A ja odpowiedziałem: Jestem Emilian i jestem aktorem. I tak się zaczęła nasza znajomość" - wspominał dyrektor Teatru Kamienica, dodając, że ks. Jerzy zapraszał aktorów do siebie na plebanię i przychodził na ich spektakle.
"To była wspaniała postać i niezwykle ważkie z nim rozmowy. Gdyby nie Teatr Domowy, pewnie bym twego wspaniałego kapłana i człowieka nie poznał" - ocenił Kamiński. "A to był bardzo ważny kamień duchowy i intelektualny w moim życiu" - wyjaśnił.
"Drugi program powstał mniej więcej rok po Przywracaniu porządku z mojej inspiracji: postanowiłem, że zrobimy wręcz kabaret na komuchów. Poza +Bluzgiem+ znalazły się tam różne skecze, m.in. 90, zgłoś się!. We trzech siedzieliśmy pod plandeką, czyli niby w radiowozie, a Ewa Dałkowska miała w ręce antenkę i odgrywała dyspozytorkę dowodzącą milicjantami" - wspomina Emilian Kamiński.
"Jestem zwolennikiem teorii, że przez humor i ośmieszenie można bardzo dużo powiedzieć" - przyznał aktor. "Ktoś zgrał rozmowy przez mikrofalówki milicjantów, różnych kretynów, którzy zostali ściągnięci do Warszawy, żeby pacyfikować demonstracje. Dostaliśmy te nagrania i to był prześmieszny materiał. Trochę to podrasowaliśmy i wyszły nam prześmieszne skecze" - ocenia. "Ludzie pękali ze śmiechu. Podczas Bluzgu na Jaruzelskiego zdarzały się takie reakcje widzów, że nie dało się tego mówić" - zaznaczył aktor.
"Spazmy śmiechu - to najlepsze katharsis, jakie można było sobie wyobrazić" - zwrócił uwagę Kamiński, dodając, że z czasem Teatr Domowy grywał "zdecydowanie częściej ten program kabaretowy".
"Wiele z atmosfery Teatru Domowego przeniosłem do mojego Teatru Kamienica. Wzoruję się nieco na atmosferze takiej domowości, jaka wtedy panowała" - podkreślił Kamiński. Tłumaczy, że dla niego "widz nie jest tłumem". "Każdego widza traktuję indywidualnie, jak mojego gościa".(PAP)
Autorzy: Anna Kruszyńska, Grzegorz Janikowski
kgr/