Grzegorz Damięcki napisał: „Do zobaczenia Miluś!”. Dodał, że z Kamińskim tworzył zespół Teatru Ateneum, a Wojciech Młynarski nazywał go „cudownym Kamilianem”. „Obdarzony negro głosem intensywnie wibrującym, wszechstronny artysta, czasem poważny, czasem blagier, psotnik, dowcipniś, szperacz artystyczny. Zbieracz dobrych energii, doładowywał gasnących. Pomagał całym Sobą smutnym i zmęczonym. Ludzki etnograf, kolekcjoner, gawędziarz. Nigdy nic złego nie zlądowało z jego kierunku. Sama dobroć wariacka i radość istnienia. Zakochany w Justynie (Sieńczyłło, żonie – przyp. red.) do szaleństwa” – wymienia przymioty Kamińskiego Grzegorz Damięcki. I kończy słowami: „Jak trudno zaakceptować fakt Twojej nieobecności Tu i teraz”.
Dorota Stalińska przedstawiła Kamińskiego jako „drogiego koleżkę” ze szkoły, a później współpracownika w wielu przedsięwzięciach kulturalnych. Odszedł kolejny świetny człowiek, świetny aktor i świetny kolega. „Studiowaliśmy wspólnie (Emilian rok wyżej), wspólnie tworzyliśmy nowo powstający w 1995/96 r. Teatr Na Woli, wspólnie graliśmy w nim parę ładnych lat, wspólnie spotykaliśmy się na festiwalach teatrów jednego aktora, wspólnie tworzyliśmy niezwykły zespół przedstawienia „Na Szkle Malowane” w Teatrze Powszechnym, wspólnie graliśmy tę cudną śpiewogrę przez parę lat…. To tam Emilian Janosik, grupa zbójników i ja-diablisko do upadłego bisowaliśmy zbójnickiego. Aktorka zauważyła, że właśnie w tym programie „rozkwitła” miłość Emiliana i jego żony Justyny. „Do dziś mam w oczach obraz Emiliana wnoszącego ją na jednym ramieniu do finału i błysk w ich oczach daleko wybiegający poza rolę...”. W pamięci Doroty Stalińskiej Emilian Kamiński pozostanie „człowiekiem, który zarażał innych swoim optymizmem i swoją radością istnienia”.
„Spotkaliśmy się tylko raz, ale bardzo dobrze go pamiętam. Był gościem mojego programu „Dezerterzy”. Kręciłem trochę nosem na te nagrania, nie dlatego, że miałem coś do pana Emiliana. Po prostu dyrektor mieszczańskiego teatru niezbyt pasował do punkowej formuły” – zaczął z kolei swoje wspomnienie Łukasz Orbitowski. Pisarz dodał, że podczas programu diametralnie zmienił zdanie o aktorze. „Poruszyłem problemy Teatru Kamienica, który chciano mu odebrać. Nie wchodząc w szczegóły, trudności były potężne i rozwleczone w czasie. Zapytałem pana Emiliana, czy myślał kiedyś, aby się poddać, a on, ten elegancki, łagodny człowiek nagle stężał, urósł w oczach i zaczął niemal ryczeć, że jak to się poddać, o tym w ogóle nie ma mowy, taka myśl nie przeszła mu przez głowę, jak człowiek walczy o słuszną sprawę, to nie składa broni, prędzej umrze nim opuści dłonie.
I takiego go właśnie Orbitowski zapamiętał najbardziej: „ryczącego” i „walącego pięściami, a przy tym „wspaniałego, oszałamiającego w swym słusznym gniewie”. „Pomyślałem sobie: kocham cię chłopie. Cząstkę tej miłości zachowałem w sercu do dziś” - dodał.
Prezenterka radiowa i telewizyjna Marzena Rogalska, „zakochana” w Kamińskim od czasu jego występu w filmie z 1984 roku: „Szaleństwa panny Ewy”, także w szczególny sposób zapamiętała ich pierwsze zawodowe spotkanie. „Poznałam Cię osobiście 20 lat temu, kiedy przyjąłeś moje zaproszenie na rozmowę i po raz pierwszy przyszedłeś do mnie do radia. I przepadłam. Tak dałeś czadu, że do tej pory opowiadam o Twojej wizycie na spotkaniach autorskich. Ciebie nie dało się nie lubić i nie kochać! Każda rozmowa z Tobą to była fascynująca przygoda! Uwielbiałam Twój śmiech i Twoje poczucie humoru. A swoją pasją w tworzeniu teatru, Domu, jak o nim mawiałeś, mógłbyś obdzielić pół świata” – napisała prezenterka, dodając: „Pusto będzie bez Ciebie Emilianie, choć zawsze będziemy o Tobie pamiętać”.
Agata Młynarska zaprezentowała zdjęcie radosnego Kamińskiego z rękami uniesionym w geście triumfu. „Takiego Go zapamiętam! Zawsze z otwartymi ramionami! Z uśmiechem!” - napisała. Ona nazwała zmarłego m.in. „człowiekiem duszą” i „bratem-łatą”. Wspominając swoje pierwsze spotkanie z nim w latach 80., napisała: „Tata (Wojciech Młynarski – przyp. red.) zaangażował go do obsady spektaklu „Brel” w Ateneum. Bardzo szybko przedstawienie stało się legendą, a kariery młodych aktorów poszybowały w górę. Lata płynęły a Emilian niezmiennie, zawsze pamiętał o Tacie, o nas. Pytał o zdrowie, czy czegoś nie potrzeba. Był wierny Ojcu jak pies. Po śmierci Taty prosił o pamiątkę do gabloty Wielkich Warszawiaków w Teatrze Kamienica. Wyjęłam z portfela dowód Taty, który nosiłam od chwili jego śmierci… Emilian przycisnął go do serca i powiedział cichutko: „Wojtuś, Ty mój kochany, mistrzu”, dziękuję za wszystko. Dziś to ja Tobie Emilianie dziękuję. Za to ciepłe, wierne, serdeczne serce”.
Dziennikarka skierowała też osobne słowa do wdowy, Justyny Sieńczyłło. „Justyś, całym sercem jestem teraz z Tobą, chłopakami i rodziną. Emilian miał szczęście - Ciebie! Byłaś zawsze jego najjaśniejszą gwiazdą! Razem stworzyliście coś bardzo ważnego, pięknego, wartościowego” – dodała.
Jak 26 grudnia ogłosił zespół Teatru Kamienica – Emilian Kamiński zmarł tego dnia rano po długiej i ciężkiej chorobie. „Odszedł przy rodzinie, w swoim domu w Józefowie” – jak napisano. (PAP Life)
kgr/