PAP: Ataki na dzieła sztuki, które stanowią dziedzictwo kulturowe to przekroczenie tabu. Czy sięgnięcie po tego rodzaju formę protestu nie przynosi przeciwnego efektu - szkodzi sprawie, w jakiej walczą ekolodzy?
Weronika Parfianowicz: Przede wszystkim, trzeba podkreślić że aktywiści ekologiczni nie są pierwszymi osobami, które sięgnęły po tę strategię. Ponad sto lat temu, w 1914 roku w tej samej galerii, w której niedawno oblano zupą obraz Vincenta van Gogha, sufrażystka Mary Richardson, protestując przeciwko represjom, jakie spadły na inną działaczkę na rzecz praw kobiet, pocięła obraz Velzaqueza "Wenus przy lustrze (Rokeby Venus)". Tym co łączy te dwa akty protestu jest poczucie wagi sprawy o jaką się walczy, determinacja i przekonanie, że opinia publiczna lekceważy wagę problemów, a zatem, że trzeba sięgnąć po bardziej radykalne środki, żeby uświadomić społeczeństwu powagę sytuacji.
W przypadku ruchów ekologicznych, chodzi między innymi o zwrócenie uwagi na to, że mimo szumnych zapowiedzi o zmniejszaniu emisji gazów cieplarnianych i mimo skali zmian, jakie powinny zostać podjęte w najbliższym czasie, żeby zapobiec najczarniejszym scenariuszom, związanym ze zwiększeniem temperatury na Ziemi, władze państw robią zawstydzająco niewiele w tym kierunku. Warto tutaj dodać, że repertuar środków protestu współczesnych ruchów aktywistycznych jest całkiem "grzeczny" w porównaniu z tymi, po które sięgały na przykład właśnie sufrażystki. Zauważmy, że atakowane współcześnie obrazy nie zostały uszkodzone - oblano tylko chroniące je szyby, a aktywistki podkreślały, że ich celem nie było zniszczenie samego dzieła sztuki, tylko zwrócenie uwagi na palące problemy związane z przeciwdziałaniem kryzysowi klimatycznemu i ekologicznemu.
PAP: Na pewno jest o sprawie głośno, ale czy intencje są w stanie właściwie wybrzmieć?
W.P.: Rzeczywiście akcje protestacyjne wzbudziły wiele negatywnych komentarzy. Na pewno potrzeba też więcej czasu, żeby ocenić szersze konsekwencje takiej akcji. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka kwestii. Po pierwsze, wiele osób zajmujących się ruchami protestu zwraca uwagę, że jednym z pozytywnych skutków takich radykalnych akcji jest - paradoksalnie - zwiększenie poparcia dla innych, bardziej umiarkowanych sposobów działania. Być może więc akcje ekologów oblewających zupą dzieła sztuki nie zdobędą większego poklasku, ale za to niektóre osoby zaczną myśleć z większą sympatią o inny sposobach działania na rzecz środowiska, bo wydadzą im się bardziej "rozsądne" i łatwiejsze do zaakceptowania.
Po drugie, sama dyskusja, którą wywołały te akcje jest bardzo cenna. Osobom aktywistycznym chodziło między innymi o to, żeby wywołać rozmowę o naszych priorytetach, o tym, dlaczego tak bardzo oburza nas atak na dzieło sztuki, a nie reagujemy takim gniewem na codzienne, pogłębiające się i celowe niszczenie środowiska, w którym żyjemy. Akcjom tego rodzaju towarzyszy też często krytyczny przekaz na temat instytucji sztuki - muzeów, galerii - bo one niestety często sponsorowane są np. przez firmy z sektora spalania paliw kopalnych. W tym przypadku nacisk środowisk aktywistycznych często okazuje się skuteczny, a krytykowane instytucje pod wpływem nacisku opinii publicznej rezygnują ze współpracy z gigantami paliwowymi.
PAP: Czy efektem nie stanie się wzrost przyzwolenia na niszczenie dóbr kultury?
W.P.: Wydaje mi się, że dyskusje wywołane przez akcje w galeriach sztuki wskazują na coś wręcz przeciwnego. Spowodowały one wielką mobilizację obrońców sztuki i pokazały, że wielu osobom nie jest obojętny los dzieł sztuki i przywiązują dużą wartość do dóbr kultury. Wydaje mi się, że to wzmożenie zainteresowania sztuką było takim trochę nieplanowanym, ale pozytywnym efektem tych akcji. Osoby, które na co dzień nie interesują się sztuką nagle zaczęły dyskutować w internecie o wartości twórczości van Gogha.
Ta dyskusja miała też swój wymiar ekologiczny. Atak na obraz przedstawiający bukiet słoneczników przypomina nam o tym, że kryzys ekologiczny i klimatyczny zagraża całemu bogactwu świata przyrody, które stanowi tak wielką inspirację dla sztuki. Słoneczniki - jako ważne źródło nasion i oleju - przypominają też o bardziej prozaicznych, ale fundamentalnych kwestiach - o tym skąd bierzemy pożywienie i o tym, że kryzys ekologiczny zagraża też rolnictwu, a zatem podstawom naszej egzystencji. Akcje aktywistów i aktywistek w galeriach sztuki przypominają też miłośnikom sztuki, że w świecie pogłębiającego się kryzysu będzie coraz trudniej utrzymywać instytucje kultury, a to kolejny powód by przeciwdziałać temu kryzysowi.
Rozmawiała: Klaudia Grzywacz
kgr/ js/