Kobieta przedstawiona jako ofiara Placido Domingo udzieliła wywiadu hiszpańskiej telewizji La Sexta. Nie ujawniono jej nazwiska, a jej twarz była zaciemniona. Ona sama powiedziała, że jest śpiewaczką i współpracowała z Domingo około 20 lat temu w jednym z hiszpańskich teatrów. „Jedną z pierwszych rzeczy, którą mi powiedziano, było to, żebym nie jechała windą sam na sam z Placido Domingo” – wspominała kobieta. Wkrótce miała się przekonać, że te ostrzeżenia nie były bezpodstawne.
„Pierwszy raz poczułem się skrępowana podczas próby. Powiedział mi przy wszystkich: 'Słuchaj, czy mogę włożyć rękę do jednej z tych twoich ślicznych kieszeni?'. A miałam wtedy na sobie spodnie z haftowaną tylną kieszenią” – opowiadała śpiewaczka. I dodała, że przy innej okazji Domingo próbował ją pocałować. Miała dylemat, jak zareagować, by mogli normalnie kontynuować pracę. "Jeśli bym go upomniała, czekałyby mnie konsekwencje, a jeśli dałabym mu przyzwolenie, to wolałam nawet nie myśleć, co by się działo" - stwierdziła.
Artystka przyznała, że ostatecznie nie doniosła na Domingo ani swoim szefom, ani organom ścigania. Czuła bowiem, że on jest kimś nietykalnym, a ona kimś drugorzędnym. 81-letni tenor nie skomentował jeszcze tego sensacyjnego wywiadu.
Do tej pory żadna z kobiet zarzucających Domingo molestowanie – wśród nich były śpiewaczki, tancerki, instrumentalistki, nauczycielki śpiewu i osoby pracujące za kulisami wydarzeń artystycznych - nie wniosła pozwu przeciwko niemu. Skandale odbiły się jednak na jego karierze. Tenor m.in. zrezygnował z kierowania operą w Los Angeles i z pracy w nowojorskiej Metropolitan Opera. (PAP Life)
mj/