We wtorek po południu w Parlamencie Europejski w Strasburgu odbędzie się debata o skandalu korupcyjnym, którego tłem jest lobbing na rzecz Kataru i Maroka. Wniosek o debatę złożyło w poniedziałek kilka grup politycznych w PE.
"Walka między grupami rządzącymi w Unii Europejskiej nabiera rumieńców. Moja grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów z determinacją dąży do wyjaśnienia tej sprawy. Dzisiejsza debata będzie okazją do sprawdzenia, czy dojdzie do próby sprowadzenia dyskusji o korupcji na boczny tor i przekazania, że tylko pojedynczy europosłowie są winni, a nie liderzy instytucji unijnych, którzy odpowiadają za jej prawdziwe oblicze" - powiedział Rzońca.
"Myślę, że będą duże różnice zdań między europosłami, którzy - jak wiele wskazuje - dużo wiedzieli o nieformalnych układach w Parlamencie Europejskim i o niebotycznych zarobkach niektórych eurodeputowanych poza pensją parlamentarną. Jeśli chcemy wyjaśnić tę sprawę, to nie możemy pozwolić na to, żeby posłowie byli sędziami we własnej sprawie. Dlatego opowiadam się za profesjonalną komisją złożoną z prawniczych autorytetów, wydelegowanych przez poszczególne grupy Parlamentu Europejskiego. Taka niezależna komisja powinna mieć wsparcie OLAF-u, Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych. Warto zadać sobie pytanie, czy ten proceder korupcyjny był tylko czystym przypadkiem, czy też było drugie dno, np. w postaci zbiórki pieniędzy na zbliżające się wybory europejskie?" - dodał europoseł.
Także zdaniem posła Tarczyńskiego, debata będzie pewnego rodzaju oceną frakcji socjalistów, drugiej największej grupy w PE.
"Ale także oceną tych, którzy tolerowali socjalistów, panią Evę Kaili oraz innych. Przecież wiemy o tym, że były sygnały o naciskach ze strony pani Kaili w komisji ds. Pegasusa, w której pracuje. W jednym z ostatnich wywiadów europosłanka Sophie in ’t Veld, autorka raportu powstającego w komisji ds. Pegaususa, powiedziała, że była naciskana przez Kaili, aby odpuścić kwestię Maroka. Pytanie, czy autorka raportu poinformowała o tym przewodniczącego komisji, czy poinformowała o tym przewodniczącą PE" - powiedział.
Dodał, że takie zachowania były w PE tolerowane.
"Tolerowane były organizacje pozarządowe, takie Fight Impunity, która założona została przez Antonio Panzeriego, czy również założone przez niego organizacja No Peace Without Justice. Tworzyły one raporty atakujące Polskę i potem na podstawie tych raportów odbywały się debaty i były podejmowane rezolucje w PE. Dla mnie niepojęte jest, dlaczego tak długo było to tolerowane" - oznajmił.
Jak wskazał, według doniesień medialnych sprawa afery korupcyjnej może dotyczyć 60 mln dolarów. "Czekamy na odpowiedź banków Panamy, bo wiemy o tym, że służby włoskie i greckie wystosowały zapytanie dotyczące przelewów" - wskazał. Dodał, że biorąc pod uwagę doniesienia, że Kaili kupiła sobie 9 ha na wyspie Paros, warte 12 mln euro, deklarując, ze zapłaciła za nie 300 tys. euro gotówką, to wszystkie te doniesienia pozwalają przypuszczać, że to są prawdziwe przelewy.
Przekazał, ze grupa EKR będzie domagać się bardzo szczegółowych informacji na temat tego, jak przebiega śledztwo. "Nie da się tego zamieść pod dywan. To jest zbyt duża afera, aby zamieszani w nią nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności" - podsumował.
Europoseł Halicki: wszyscy oczekują, aby afera korupcyjna została wyjaśniona
Jak ocenił europoseł PO Andrzej Halicki, dobrze, że PE zajmuje się tą sprawą.
"Nie tylko potrzebna jest debata, ale również działania. Stąd zmiany regulaminu Parlamentu Europejskiego, które obecnie są omawiane. Oczywiście, nie mamy pełnej wiedzy, bo trwają postepowania prokuratorskie" - zauważył.
"Wszyscy oczekują, aby afera korupcyjna została wyjaśniona. To jest skandal, na który powinna być bardzo jasna odpowiedź. Dobrze, że organy ścigania działają w tej sprawie szybko. Nie ma zastosowania żaden parasol ochronny, immunitet, bo Eva Kaili jest w areszcie. Zaufanie do PE musi być odbudowane. Mówimy o osobach z jednej grupy politycznej, ale bez względu na to, kogo by to dotyczyło, nie może ucierpieć instytucja" - oświadczył.
Afera korupcyjna wybuchła w grudniu wraz z aresztowaniem byłej wiceprzewodniczącej PE, greckiej socjalistki Evy Kaili, która jest podejrzewana o branie ogromnych łapówek od Kataru. Jej adwokat Michalis Dimitrakopoulus poinformował w grudniu, że obrona złożyła wniosek o to, by zeznawała z wolnej stopy, z użyciem nadzoru elektronicznego, jednak prokuratura się do niego nie przychyliła. W efekcie Kaili pozostanie w areszcie tymczasowym w Belgii co najmniej do 22 stycznia.
Jednocześnie śledztwo w jej sprawie trwa w Grecji, gdzie również grozi jej więzienie. Jeśli Kaili zostanie uznana za winną w Grecji, wyrok wydany przez krajowy organ sądowy będzie najprawdopodobniej surowszy niż ten w Belgii, gdzie kary za tego rodzaju przestępstwa są łagodniejsze - od 3 do 5 lat pozbawienia wolności. W ojczystym kraju grozi jej 15 lat więzienia.
W Grecji Kaili jest m.in. pod lupą urzędu ds. prania pieniędzy. Śledztwo w jej sprawie ma doprowadzić do ustalenia, czy przywoziła z zagranicy niezadeklarowane środki finansowe i inwestowała je w Grecji, głównie w nieruchomości.
Kaili nie jest jedyną negatywną bohaterką afery korupcyjnej w PE. W sprawę zamieszana jest również jej rodzina i bliscy.
W areszcie przebywa też Pier Antonio Panzeri, były włoski europoseł. Jest założycielem organizacji pozarządowej Fight Impunity. W związku z aferą korupcyjną postawiono mu zarzuty. Również wniosek Panzeriego o zwolnienie z więzienia został odroczony do 26 stycznia.
Europoseł Mark Tarabella to z kolei wiceprzewodniczący delegacji PE ds. stosunków z Półwyspem Arabskim. Jego dom został przeszukany przez belgijską policję. Zawiesił swoje członkostwo w grupie Socjalistów i Demokratów.
Na początku stycznia przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola wszczęła pilną procedurę uchylenia immunitetu dwóch europosłów na wniosek belgijskich organów sądowych. Chodzi o Andreę Cozzolino i Tarabellę.
Z Strasburga Łukasz Osiński (PAP)
kgr/kw