Jak przekazała rzeczniczka, gruzowisko zostało już przebrane, a teren został przekazany pod dozór policji. Jeżeli np. w sobotę okaże się, że strażacy są jeszcze w jakimś zakresie potrzebni, powrócą do pracy. W piątek na miejscu ogółem pracowało kilkadziesiąt zastępów, w tym specjalistyczne, poszukiwawcze.
"Dwie kobiety, które poniosły śmierć to matka i córka. Starsza z nich urodziła się w 1954 roku, a młodsza w 1982. To są wyłącznie nasze ustalenia, ciała zostały zabezpieczone do dyspozycji Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Dopiero później zostaną przeprowadzone ich oględziny i czynności identyfikacyjne" - zaznaczył w rozmowie z PAP podkomisarz Łukasz Kloc z Komedy Miejskiej Policji w Katowicach.
Odnosząc się do pojawiających się informacji, że ofiarami tragedii mogły być goszczące w parafii osoby z Ukrainy, policjant powiedział, że obie zmarłe w wyniku wybuchu kobiety to Polki, które na stałe mieszkały w budynku parafialnym. Według wciąż niepotwierdzonych informacji, obywatelka Ukrainy była jedną z osób lekko poszkodowanych – została zaopatrzona na miejscu przez służby medyczne, nie było konieczności jej hospitalizacji.
Luterańscy biskupi apelują o modlitwę
Zwierzchnik Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce Jerzy Samiec i biskup diecezji katowickiej Marian Niemiec zaapelowali o modlitwę za poszkodowanych i bliskich ofiar wybuchu na plebanii kościoła.
Do wybuchu - najprawdopodobniej gazu - doszło w piątek około 8.30 rano. Początkowo wydawało się, że wszystkie osoby przebywające w budynku w chwili eksplozji wyszły z katastrofy cało, niektóre z obrażeniami niezagrażającymi życiu. Potem ustalono, że na probostwie parafii ewangelicko-augsburskiej mieszkały jeszcze dwie osoby: matka i córka. Rozpoczęto poszukiwania. Na ciało pierwszej z kobiet ratownicy natrafili w gruzowisku około 12.30, ciało drugiej odnaleźli ponad dwie godziny później.
"W trakcie dalszych prac ratunkowo-poszukiwawczych, o godzinie 14.43 zostało odnalezione ciało drugiej osoby. Niestety, został również stwierdzony zgon tej osoby" - poinformował na miejscu akcji wojewoda śląski Jarosław Wieczorek. Wojewoda wraził współczucie dla bliskich ofiar wybuchu i złożył kondolencje rodzinom. Zostanie im zapewniona pomoc psychologiczna.
"Prawdopodobnie pod gruzami nie znajduje się już nikt, ale oczywiście prace ratunkowo-poszukiwawcze będą prowadzone przez straż pożarną" - dodał wojewoda, dziękując wszystkim ratownikom uczestniczącym w piątkowej akcji.
Służby kryzysowe nie podają na razie bliższych informacji na temat ofiar tragedii, m.in. nie potwierdzają oficjalnie, że mogły to być goszczące na parafii osoby z Ukrainy.
Zastępca komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej nadbrygadier Arkadiusz Przybyła poinformował, że gruzowisko raz jeszcze zostanie sprawdzone przez psy, szkolone do poszukiwań w rumowiskach żywych ludzi. Potwierdzi to obecne przekonanie, że pod gruzami nikogo już nie ma. Wówczas poszukiwania będą zakończone, a na rumowisku pojawi się ciężki sprzęt.
"Będziemy odgruzowywać i zabezpieczać budynek, który jest praktycznie do wyburzenia. Zapewne potrwa to jeszcze kilka godzin" - dodał zastępca komendanta. W akcji ratowniczej w Katowicach uczestniczyło blisko 200 strażaków i kilkudziesięciu przedstawicieli innych służb, m.in. policji i pogotowia ratunkowego. W trakcie akcji ratownicy odnaleźli w gruzach małego pieska - zwierzę udało się uratować, prawdopodobnie nic mu się nie stało.
W szpitalach są obecnie cztery osoby: to mężczyzna przebywający w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, dwie dziewczynki w wieku 3 i 5 lat leczone w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, a także ich mama.
"Życie dziewczynek nie jest zagrożone, oddychają samodzielnie, są przytomne. Mają obrażenia kończyn, głowy i lekkie poparzenia. Natomiast uwzględniając cały charakter tego tragicznego zdarzenia, możemy mówić, że dzieci miały sporo szczęścia" - powiedział rzecznik szpitala pediatrycznego. Pacjent leczony w "oparzeniówce" jest przytomny, po wstępnym zaopatrzeniu trafiła na oddział chirurgii ogólnej.
Ceglany budynek, w którym doszło do wybuchu, zbudowano na przełomie XIX i XX wieku. Był ogrzewany gazem z miejskiej sieci. Gazu używano także do gotowania. Najprawdopodobniej to wybuch gazu był przyczyną piątkowej katastrofy. Frontowa część trzypiętrowego domu została całkowicie zniszczona. Wiadomo już, że budynek trzeba będzie rozebrać.
Wybuch gazu w Katowicach. Wypadały szyby i całe okna
Wybuch był tak silny, że w pobliskich domach wyleciały szyby, a nawet całe okna. Mocno ucierpiała specjalna szkoła podstawowa, gdzie uczy się ok. 30 dzieci, i technikum spożywcze, gdzie chodzi ok. 100 uczniów. Choć w poniedziałek kończą się ferie, do czasu zakończenia remontu dzieci mają uczyć się w innych placówkach lub zdalnie. Zniszczony budynek to plebania parafii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach-Szopienicach. "Na podstawie relacji bp. Mariana Niemca, zwierzchnika diecezji katowickiej, wiadomo, że proboszcz był poza budynkiem, a rodzina wikariusza (...) jest w szpitalu, mają lekkie obrażenia. Nie ucierpiały również rodziny ukraińskie, które mieszkały w budynku" - podał wczesnym popołudniem na Facebooku Kościół Ewangelicko-Augsburski w Polsce.
"Z uwagi na trudną sytuację mieszkańców, będziemy wkrótce informować, jakiej pomocy mogą potrzebować. Prosimy o modlitwę o duchownych, poszkodowane rodziny oraz całą wspólnotę parafialną w Katowicach Szopienicach" - napisali przedstawiciele polskich luteran w portalu społecznościowym.(PAP)
autorzy: Mateusz Babak, Marek Błoński, Krzysztof Konopka
kw/ mar/