Bp diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej Edward Dajczak w czwartek odszedł na emeryturę. Przekazał, że jego rezygnacja motywowana jest stanem zdrowia.
W sobotę biskup mówił w radiu RMF FM o swoich zmaganiach z depresją.
"Próbowałem wszystko racjonalizować, próbowałem w ten sposób reagować wobec samego siebie, że jestem w centrum Koszalina, mieszkam na pierwszym piętrze, wokoło nie ma żadnego niebezpieczeństwa, najmniejszego i właściwie czego ja się boję? Ten lęk jest nieokreślony, w tym jest cały problem. Nie mogłem usnąć bez zapalenia światła, racjonalizacja nic nie pomagała. Siedziałem i sam sobie mówiłem: czego można się obawiać? Niczego. I za chwilę jest znowu nieokreślony niepokój. Bardzo dokuczliwe to jest" - powiedział.
Duchowny opowiadał, że objawem depresji jest również to, że "ucieka się w cokolwiek, a na pewno odkłada się decyzje, próbuje przenieść je maksymalnie w czasie".
"Zorientowałem się szybko, że pewne rzeczy nie będą funkcjonowały jak powinny, że zacznę utrudniać życie diecezji poprzez przewlekanie, oddalanie wszelkich decyzji, odciąganie w czasie" - dodał.
Bp Dajczak mówił też, że otrzymuje sygnały od młodych ludzi, którzy zmagają się z depresją. "Nie są rozumiani, że to jest taka choroba dziwna, że nie ma znaków zewnętrznych, nic się nie dzieje. Człowiek się uśmiecha, a równocześnie czuje w sobie taką niemoc, z którą nie można sobie poradzić" - wskazał. (PAP)
dsk/