Dowódca grupy ratowniczej: nasza misja będzie jedną z najtrudniejszych akcji [WIDEO]

2023-02-06 13:15 aktualizacja: 2023-02-06, 22:01
Fot. Andrzej Bartkowiak/ TT
Fot. Andrzej Bartkowiak/ TT
"Misja polskich strażaków po trzęsieniu ziemi w Turcji będzie jedną z najtrudniejszych akcji. Potrwa około siedmiu dni, to maksimum w przypadku działań poszukiwawczo-ratowniczych" - powiedział PAP dowódca grupy ratowniczej HUSAR Poland brygadier Grzegorz Borowiec. Jak przekazał PAP dr Artur Zaczyński, działania grupy wesprze Zespół Pomocy Humanitarno-Medycznej.

 

W poniedziałek nad ranem południowo-wschodnią Turcję i północną Syrię nawiedziło trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,8. Zginęło ponad 1,6 tys. osób. Jeszcze tego samego dnia do dotkniętej kataklizmem Turcji wyruszy z Warszawy grupa poszukiwawczo-ratownicza HUSAR Poland. Dowódcą grupy jest brygadier Grzegorz Borowiec, który wcześniej dowodził też m.in. modułem GFFFV Poland gaszącym pożary lasów we Francji. Przez kolejne dni polscy ratownicy w Turcji będą poszukiwać ludzi uwięzionych pod gruzami.

Zdaniem dowódcy będzie to bardzo wymagająca i jedna z najtrudniejszych akcji strażaków. "Dodatkowo, nie ułatwi naszej pracy to, że w nocy będzie bardzo zimno. Temperatura spada tam do minus 8 stopni" - powiedział.

"Przeżywalność osób poszkodowanych, uwięzionych pod gruzami w takiej temperaturze będzie znacznie niższa niż w przypadku, gdybyśmy mieli do czynienia z takim samym trzęsieniem ziemi w dużo cieplejszych warunkach" - wyjaśnił bryg. Borowiec.

Jak podkreślił, to trzęsienie jest katastrofalne w skutkach. Zwrócił uwagę, że bardzo szybko rosną statystki mówiące o rannych i ofiarach śmiertelnych. Dodał, że na platformie, którą posługują się certyfikowane grupy poszukiwawczo-ratownicze na świecie, to trzęsienie ziemi w trzystopniowej skali oceniane jest na skrajne trzy.

"Planujemy nasze działania na około siedem dni. Siedem dni to jest takie maksimum, jeżeli chodzi o działania poszukiwawczo-ratownicze. Przeżywalność po siedmiu dniach jest praktycznie bliska zeru" - poinformował dowódca.

Do Turcji strażacy polecą samolotem. Jak wyjaśnił bryg. Borowiec, zabierają ze sobą sprzęt poszukiwawczy, sprzęt do rozbudowy obozowiska i do stabilizacji konstrukcji uszkodzonych budynków. "Jesteśmy w stanie prowadzić samodzielnie działania na wyznaczonym odcinku bojowym przez właśnie te siedem dni" - zapewnił.

Szef PSP o misji w Turcji: jako jedyni lądujemy w epicentrum, na lotnisku w Gaziantep

Do Turcji wyleci w poniedziałek grupa złożona z 76 strażaków Państwowej Straży Pożarnej i 8 wyszkolonych psów. Wraz ze strażakami na misję poleci pięć osób z Zespołu Pomocy Humanitarno-Medycznej.

"Jedziemy i lecimy po to, żeby ratować ludzi" - zaznaczył Bartkowiak. Przypomniał, że pierwszy wyjazd strażaków PSP był w 1999 roku i też do Turcji. "Dzisiaj historia zatoczyła koło, dzisiaj kolejny raz udajemy się do Turcji ratować. Pojedziemy z tym najlepszym co mamy. Jesteśmy jedną z najlepszych grup poszukiwawczo-ratowniczych na świecie" - przekazał.

Podkreślił, że jako jedyni polscy ratownicy wylądujemy w samym epicentrum, na lotnisku w miejscowości Gaziantep, w południowej Turcji. Zaznaczył, że niewiele ciężkich grup się zgłosiło, ale są jedną z tych grup, które tam lecą.

"Możemy być dumni z tych ludzi, będą nas świetnie i godnie reprezentować. Dadzą wszystko z siebie, żeby uratować jak najwięcej osób" - dodał.

"Nasz zespół będzie pracował non stop, w dwóch miejscach na raz"

Komendant główny PSP gen. brygadier Andrzej Bartkowiak poinformował, że zespół polskich strażaków po wylądowaniu w tureckim mieście Gaziantep będzie pracował "non stop w dwóch miejscach na raz do siedmiu dni".

"Takie są szacowane możliwości i takie są też szacowane zdolności ludzi do przetrwania w takim gruzowisku, gdzie temperatury spadają do niskich poziomów" - wyjaśnił.

"Musimy o tym pamiętać, że czas jest niezwykle ważny, dlatego tak szybka była reakcja polskich grup. Sześć godzin to jest swoisty rekord. Tak szybko nie udało nam się chyba nigdy zorganizować i wylecieć, bo wiemy jak bardzo potrzebują tam pomocy" - ocenił generał.

Przekazał też, że na miejscu strażacy spotkają się władzami, które na miejscu dowodzą. "Dostaniemy na pewno swoje miejsca, gdzie będziemy działać" - przekazał.

"Wszystko zabieramy ze sobą. Jedzenie, wodę, to co jest niezbędne, by samemu przetrwać i nie stanowić problemu dla ludzi, którzy potrzebują pomocy" - tłumaczył.

"Na miejscu będziemy mieć wsparcie naszych wojskowych, którzy są tam z misją NATO. Będą czekać na nas na lotnisku. Pomogą nam w logistyce, żeby dostać się do miejsca zdarzenia" - dodał szef PSP.

Szef MSWiA: polscy strażacy uratują w Turcji niejedno życie

"Będzie to takie silne wsparcie ze strony Państwowej Straży Pożarnej. Cel jest oczywisty - ratowanie ludzkiego życia, ratowanie ludzi przed śmiercią, tych ludzi, którzy są uwięzieni pod gruzami" - powiedział minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński.

Kamiński podkreślił, że polskie siły są "niezwykle profesjonalne, skuteczne w działaniu i mają ogromne doświadczenie międzynarodowe w tym zakresie". Przypomniał, że polscy strażacy uczestniczyli w misjach m.in. we Francji, w Czechach, w Grecji, czy też w Libanie.

"Jesteśmy dumni z naszych funkcjonariuszy i wierzę, że uratują niejedno ludzkie życie, również teraz w Turcji" - zaznaczył minister.

Zapytany, jak długo strażacy będą mogli tam zostać, szef MSWiA odparł: "Strażacy będą tam tak długo, jak będzie tego wymagała sytuacja". "Jeżeli będzie dalszy sens działań ratujących ludzkie życie, będą tam przez szereg dni. Na razie planujemy tygodniowy wyjazd, ale to się może zmienić. To są ludzie absolutnie przygotowani pod każdym względem, dyspozycyjni" - dodał.

(PAP)

Autorzy: Agnieszka Ziemska, Marta Stańczyk, Aleksander Główczewski, Bartłomiej Figaj

mmi/kw/