"Wizyta ta potwierdza stanowisko Stanów Zjednoczonych, jeśli chodzi o wspieranie Ukrainy i świadczy o randze Polski. Nasz kraj odgrywa ogromną rolę w pomaganiu Ukrainie w walce z okrutnym agresorem. Jest to też sygnał dla naszych partnerów z Unii Europejskiej, którzy zauważają jak kluczowa jest rola Polski. Miejmy nadzieję, że w trakcie wizyty padną konkretne propozycje, a obecność wojsk amerykańskich w Polsce i polskie zdolności obronne zostaną wzmocnione" - mówi Krasnodębski.
Polityk zwraca uwagę, że od czasów kiedy Prawo i Sprawiedliwość objęło rządy w 2015 roku, wiele pod tym względem zmieniło się na korzyść.
"To efekt naszej konsekwentnej polityki. Przyczyniła się do tego także trwająca agresja, potwierdzając, że polskie oceny sytuacji geopolitycznej, oceny Rosji, czy ostrzeżenia przed współpracą w dziedzinie energetycznej z Kremlem były trafne. Partnerzy amerykańscy to doceniają. Podobnie jak zaangażowanie naszego kraju na rzecz wsparcia dla Kijowa - wystarczy wymienić choćby ostatnie intensywne działania prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego" - podkreśla profesor.
Pytany, czy wizyta w Polsce ma też znaczenie dla polityki wewnętrznej USA, Zdzisław Krasnodębski przypomina, że w Stanach Zjednoczonych, podobnie jak w wielu innych krajach, występują pewne tendencje izolacjonistyczne.
"Jest tam tradycyjny podział na tych, którzy uważają, że USA muszą się angażować w sytuacjach krytycznych i na tych, którzy opowiadają się za izolacjonizmem. Należy podkreślić, że administracja Joe Bidena bardzo wyraźnie wypowiedziała się w tej kwestii - USA wspierały i będą wspierać Ukrainę i NATO. Ta wizyta to kolejny sygnał i potwierdzenie tego kierunku polityki amerykańskiej" - uważa europoseł.
Zaznacza jednocześnie, że w USA, w przeciwieństwie do wielu krajów Europy, nie ma tendencji prorosyjskich zakorzenionych kulturowo i społecznie.
"Występują one we Francji i szczególnie w Niemczech. Tymczasem w USA, ocena Rosji - tak jak kiedyś ocena Związku Sowieckiego - jest jednoznaczna. Czasy, kiedy amerykańska dyplomacja z Hillary Clinton na czele, podczas kadencji prezydenta Baracka Obamy, próbowała doprowadzić do resetu czy pojednania z Rosją, należą do przeszłości. Nie ma też obaw z początku kadencji Bidena, że Waszyngton będzie wykazywał mniejsze zainteresowanie Europą i pozostawi sprawy bezpieczeństwa na naszym kontynencie Niemcom. Wojna ostatecznie odwróciła tego rodzaju tendencje, jeśli w ogóle pojawiały się w polityce amerykańskiej" - konkluduje Zdzisław Krasnodębski.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)
kgr/