Duszyński jest jedynym polskim 400-metrowcem, który wystartuje w HME w Stambule. Mistrz olimpijski z Tokio w mikście 4x400 m jedzie do Turcji z zupełnie spokojną głową i nie narzuca na siebie niepotrzebnej presji.
"Wszystkie oczekiwania wobec sezonu halowego już wypełniłem. Moim celem podstawowym było złamanie granicy 46,5 sekundy, a celem, w który mierzyłem, było minimum indywidualne. Udało się zrobić trochę więcej. Sezon halowy uważam za udany, ale skoro jest forma, to postanowiliśmy wystartować w Turcji. Z jakimi oczekiwaniami tam jadę? Przede wszystkim liczę na trochę szczęścia do torów, aby bez problemu przejść przez rundy eliminacyjne" - powiedział w rozmowie z PAP Duszyński.
Najszybszy obecnie polski czterystumetrowiec uczestniczył przed samym wyjazdem do Stambułu w zgrupowaniu w Toruniu. Przyznał, że poprawienie rekordu życiowego z tego sezonu - 46,24 - i zejście poniżej 46 sekund jest absolutnie możliwe. Do tego potrzebny jest jednak bieg, w którym "zabierze się" za kimś po 200 metrach, a później umiejętnie wyprzedzi go na drugim okrążeniu.
Liderem europejskich tabel jest Norweg Karsten Warholm, który uzyskał na początku lutego 45,31. Rekordzistą Polski od 2002 roku jest Marek Plawgo - 45,39.
"Przeważnie na HME 'niskie' 46 sekund dawało nawet srebrny medal. W tym sezonie poziom jest jednak wyższy. Mam też wrażenie, że więcej facetów startuje na hali, niż miało to miejsce zazwyczaj. Przechodzą na ten dystans bardzo mocni w Europie płotkarze, ale biegają pod dachem także najlepsi na Starym Kontynencie specjaliści od płaskich 400 m. Wynikowo jest jednak ciasno i wiele może się zmienić podczas samych mistrzostw" - ocenił Duszyński.
Dwa lata temu podczas mistrzostw Europy pod dachem w Toruniu złoto dał Hiszpanowi Oscarowi Husillosowi wynik 46,22. Rafał Omelko, zdobywając srebro HME 2017 w Belgradzie, uzyskał 46,08.
Duszyński przyznał, że nie zna hali w Stambule i nie wie, jak wyglądają w niej wiraże, ale zasada jest prosta przy bieganiu pod dachem - "pchać się do przodu po pierwszym kole".
"Moim zdaniem 400 m na hali to takie dwa razy 200 metrów, a nie normalne 400, bo okazji do wyprzedzania jest zdecydowanie mniej" - wskazał.
Brak polskiej sztafety męskiej 4x400 m podczas czempionatu w Stambule jest zdaniem Duszyńskiego minusem sezonu halowego 2023. "Jest mi przykro. To mój pierwszy wyjazd na taką imprezę bez sztafety. Na zgrupowaniu bez chłopaków jest inaczej" - powiedział.
Reprezentanta Polski zdziwiło, że nie odwołano imprezy w Stambule po trzęsieniu ziemi, które dotknęło na początku lutego Turcję.
"Jest to z tyłu głowy. To kolejny rok, który rozpoczyna się takimi strasznymi wypadkami bądź sytuacjami. Jestem nieco zdziwiony, że te mistrzostwa się w ogóle odbywają. Ja jestem jednak zawodnikiem i staram się nie roztrząsać, do jakiego lecę kraju. Inaczej jednak będzie się odbierało tę imprezę, wiedząc, że kraj-gospodarz jest w żałobie i nadal walczy z konsekwencjami tego strasznego kataklizmu. Na pewno nie będzie to taki wyjazd, jak wcześniej myślałem" - powiedział PAP.
Zapytany o to, czy ma obawy przed wylotem do Turcji, odpowiedział, że ich nie ma. "Sprawdzałem to — epicentrum tej tragedii jest setki kilometrów dalej. Nie jestem może ekspertem w tej dziedzinie, ale nie sądzę, aby w Stambule było takie zagrożenie. Na tyle mam zaufanie do organizatorów. Nie zaprząta mi to głowy" - podsumował Duszyński.
Trener Król: Sofia Ennaoui to największa szansa medalowa w biegach średnich
Biegi średnie przynosiły Polakom w ostatnich latach wiele medali HME. W 2015 roku w Pradze złoto na 800 m wywalczył Marcin Lewandowski, Angelika Cichocka była druga na 1500 m, a Joanna Jóźwik trzecia na 800 m. Dwa lata później w Belgradzie Adam Kszczot wygrał rywalizację na 800 m, a Lewandowski na 1500 m, a Sofia Ennaoui była trzecia wśród pań na 1500 m. W 2019 roku w Glasgow "Lewy" powtórzył swój sukces, a Ennaoui zdobyła srebrny medal.
Przed własną publicznością w Toruniu — w 2021 roku — Polacy rozbili bank na 800 m. Patryk Dobek wygrał, a za nim finiszował Mateusz Borkowski. Jóźwik była druga, a Cichocka trzecia. Srebro dorzucił na 1500 m Lewandowski.
Trener Zbigniew Król, który pracował m.in. z Pawłem Czapiewskim, Lidią Chojecką i Adamem Kszczotem, jest dobrej myśli przed startem polskich średniodystansowców w halowych mistrzostwach Europy w Stambule (2-5 marca).
"Może nie będzie w Turcji tak dobrze, jak w latach ubiegłych, bo nie ma Dobka, kariery skończyli Kszczot i Lewandowski, ale są następcy. Borkowski broni tytułu wicemistrza Europy w hali. W Toruniu przegrał tylko z Dobkiem, którego nie ma, więc powinien walczyć o najwyższe trofea. Ostatnie biegi pokazały troszeczkę, że ma jakieś kłopoty z dyspozycją, ale miesiąc temu poprawił rekord życiowy na 400 m, więc powinno być dobrze" - ocenił Król.
Bardzo wysoko ceni on specjalistę od 1500 m — Michała Rozmysa.
"On zawsze na dużej imprezie pokazuje się z dobrej strony. Na tym dystansie jest jednak bardzo wysoki poziom. Mityngi pokazały, że o medal Polakowi może być trudno. W rewelacyjnej dyspozycji jest Sofia Ennaoui — w sobotę poprawiła rekord Polski na 1000 m. Ona na pewno tanio skóry nie sprzeda. Jest naszym atutem medalowym. Największym w mojej ocenie w biegach średnich" - wskazał szkoleniowiec.
W biegu na 800 m Polskę reprezentować będą Margarita Koczanowa i Angelika Sarna. Ich wyniki z tego sezonu nie pozwalają upatrywać w nich oczywistych faworytek do walki o podium. Król, który w środowisku lekkoatletycznym znany jest z tego, że potrafi wskazać nieoczywiste typy przed najważniejszą imprezą, widzi szansę na miłe niespodzianki w wykonaniu tych zawodniczek.
"Uważam, że te dziewczyny mogą powalczyć. 800 m jest specyficznym dystansem. Nie zawsze wynik, jaki się ma przed mistrzostwami, mówi o szansach, ale taktyczne umiejętności w trakcie biegu. Chodzi o dobre ustawienie przez trenerów, wykorzystanie możliwości na dystansie. To może dać im, tak uważam, nawet medalowe pozycje. Oczywiście można też odpaść w pierwszym biegu, ale na awans do finału obu tych zawodniczek bardzo liczę" - powiedział.
Druga z Polek w biegu na 1500 m Weronika Lizakowska — zdaniem Króla — jeżeli awansuje do finału, to już osiągnie duży sukces, bo na co dzień nie jest kadrowiczką.
Trener Król w rozmowie z PAP przyznał, że wszyscy mają w głowie katastrofę, która nawiedziła niedawno Turcję, a mianowicie tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi. Środowisko doskonale pamięta także o trwającej na Ukrainie wojnie wywołanej przez Rosję.
"Są to nieszczęścia ostatnich lat. Sport ma jednak swoje prawa i dobrze, że jest, bo to najlepsze miejsce na rozładowanie konfliktów. Konflikty sportowe nie są groźne dla ludzkości. Gorsze są te wojenne" - podsumował. (PAP)
Autor: Tomasz Więcławski