Rosjanie nie zajęli całego obwodu donieckiego, a siły ukraińskie cały czas walczą, aby odzyskać zajęte tereny - przekazał PAP.PL fotoreporter PAP Leszek Szymański przebywający obecnie w Ukrainie.
"Przyglądałem się pracy czołgistów stacjonujących na pozycjach frontowych w obwodzie donieckim. To była między innymi załoga czołgów T-64 znajdująca się tuż za drugą linią frontu" - powiedział Szymański i dodał, że czołgiści podczas rozmowy z nim narzekali na stary poradziecki sprzęt.
"Czołgiści stacjonują na linii frontu od początku wojny. Jeden z żołnierzy mówił mi, że to już jego czwarty czołg, na którym pracuje i jest bardziej do obrony, niż do ataku" - wyjaśnił.
Zdaniem czołgistów sprzęt, na którym pracują jest poradziecki i pochodzi z lat 60 - tych oraz 70 - tych.
"Jeden z czołgistów opowiedział mi taką historię, że wyszedł na linię frontu i w trakcie walki musiał się wycofać, bo miał awarię czołgu. Nie było wyjścia, trzeba było zawrócić na pozycję, gdzie mógł naprawić sprzęt" - powiedział fotoreporter.
Czołgista Vyacheslav podkreślił, że bez względu na wszystko będzie bronił Ukrainy.
"To nie my ich zaatakowaliśmy, tylko oni (PAP: Rosjanie) nas. Odzyskamy nasze ziemie, które oni zagarnęli. Nasz sprzęt nie jest dobry, jest przestarzały. Jest tak stary jak ja, a może i starszy" - stwierdził.
"Zobacz, to jest czołg T-64 wyprodukowany w 1973 roku, jest starszy niż ja" - powiedział zwracając się do fotoreportera.
Szymański zwrócił uwagę, że czołgiści podczas rozmów z nim podkreślali, że bardzo czekają na dostawy nowego sprzętu i pokazywali mu między innymi lufę czołgu uszkodzoną przez odłamki.
"Taki nowy sprzęt byłby kierowany na każdy etap linii frontu, która dzieli się na pięć etapów. Jak tłumaczył nam jeden z czołgistów na zerowej linii jest piechota, na pierwszej czołgi, później znowu piechota, artyleria i później znów czołgi. Wszyscy czekają na nowe dostawy" - podsumował fotoreporter. (PAP)
Autorka: Agnieszka Gorczyca
mj/