O imprezowym stylu życia Cary Delevingne media rozpisują się od lat. Szczególnie dużo okazji do opisywania jej wybryków było w ubiegłym roku. Dla modelki był to rok symboliczny - w sierpniu skończyła 30 lat. Jak przyznała w wywiadzie dla „Vogue'a”, uznała, że do dobry powód, by imprezować tak mocno, jak tylko potrafi. „Zamierzałam oszaleć, bawiąc się” - stwierdziła. Ta "najostrzejsza balanga w życiu" miała smutne konsekwencje. We wrześniu media na całym świecie opublikowały wykonane przez paparazzich na lotnisku Van Nuys w Los Angeles zdjęcia Cary wracającej z festiwalu Burning Man w Nevadzie. Widać było na nich, jak mocno "zmęczona" modelka człapie bez butów, w potarganych włosach i dresie po lotnisku, a później zwisa przez okno czarnego SUV-a.
Balanga wymknęła się spod kontroli. Delevingne zgłosiła się po pomoc
Wtedy była wściekła, ale dziś - jak przyznała we wspomnianym wywiadzie - jest za te zdjęcia wdzięczna. Dzięki nim zrozumiała bowiem, że to, co miało być dobrą zabawą, wymknęło się spod kontroli i że dzieje się z nią coś złego. Ta refleksja była impulsem do szukania pomocy. Delevingne przyznała, że od pewnego czasu część znajomych namawiała ją na terapię, ale ona lekceważyła te uwagi, bo pod wpływem narkotyków, czuła się „niezwyciężona”. „W takich chwilach narażam się na niebezpieczeństwo, ponieważ nie dbam o swoje życie. Wspinałam się na wszystko i skakałam” – powiedziała. Przy czym owe skoki to nie metafora, bo – jak zauważyła – z ekscesów wychodziła pokryta siniakami. W końcu dotarło do niej, że jeśli „będzie podążać tą drogą, umrze. Albo „zrobi coś naprawdę, naprawdę głupiego”. Dlatego pod koniec ubiegłego roku, zgłosiła się na odwyk i zobowiązała do zrealizowania programu 12 kroków.
Delevingne przyznała, że próbowała sobie pomóc już wcześniej, ale wtedy zależało jej na „szybkim leczeniu”. Korzystała więc z błyskawicznych kursów terapeutycznych. „To pomagało na minutę, ale tak naprawdę nigdy nie docierałam do istoty problemu” – wyznała. Według jej słów dopiero teraz zaangażowała się w terapię na serio, a swoje zdrowie traktuje priorytetowo. Ćwiczy fizycznie, medytuje, uprawia jogę. Nie ukrywa, że w tym procesie doświadcza wzlotów i upadków. Jest daleka od deklaracji, że radzi sobie z uzależnieniem. „To nie jest takie proste. To się nie dzieje z dnia na dzień. Oczywiście, chciałam, by wszystko stało się od razu, ale musiałam drążyć głębiej” - wyznała w "Vogue'u".
Matka miała chorobę afektywną dwubiegunową, była też uzależniona od heroiny
Jak głęboko? Jej trauma sięga dzieciństwa, gdy musiała opiekować się mamą, która miała chorobę afektywną dwubiegunową, a do tego była uzależniona od heroiny. Mając taki wzorzec radzenia sobie z problemami, Cara szybko zaczęła sięgać po alkohol. Jak wyznała, po raz pierwszy upiła się, gdy miała 7 lat. Było to na weselu. „Obudziłam się w domu mojej babci z kacem, w sukience druhny. Chodziłem i dopijałam szampana z kieliszków” – powiedziała.
W wieku 10 lat zażywała już regularnie tabletki nasenne. Niedługo później zdiagnozowano u niej dyspraksję - zaburzenie nazywane „zespołem niezdarnego dziecka", które przejawia się upośledzeniem koordynacji ruchowej. Celebrytka twierdzi, że to był początek jej problemów ze zdrowiem psychicznym, które doprowadziły do „nieumyślnych samookaleczeń”. W wieku 15 lat doznała załamania nerwowego. Wtedy zaczęła przyjmować leki przeciwdepresyjne, które – jak powiedziała – „uratowały jej życie”.
W rozmowie z magazynie „Vogue” Cara Delevingne nawiązała też do ostatnich trudnych wydarzeń w jej życiu osobistym. Wiosną 2020 roku rozstała się ze swoją dziewczyną Ashley Benson. W efekcie zerwania doświadczyła „totalnego kryzysu egzystencjalnego”. Kryzys ten pogłębiała przymusowa bezczynność, bo trwał wtedy lockdown. Wcześniej swoje problemy Cara odreagowywała dzięki intensywnej pracy. Spowodowana pandemią przerwa wywołała w niej poczucie, że jej życie straciło cel i sens. „Zamiast poświęcać czas na nauczenie się lub zrobienie czegoś nowego, dałam się pochłonąć własnej nędzy, pławiłam się w niej i imprezowałam. To był naprawdę smutny czas” – stwierdziła. Ale gdy ograniczenia zniesiono i znów można było pracować na pełnych obrotach, wcale nie poczuła się lepiej. Swoją „egzystencjalną nędzę” dalej topiła głównie w alkoholu.
Bardzo ciężki proces uzdrawiania, ale Delevingne smakuje życie "sekundę po sekundzie"
A jak jest teraz? Delevingne nie ukrywa, że rozpoczęty cztery miesiące temu proces fizycznego i psychicznego uzdrawiania jest bardzo ciężki. Ale, jak wyznała, bardzo ją wspiera jej dziewczyna - brytyjska piosenkarka Leah Mason znana jako Minke. Są razem od roku, niedawno spędziły pierwsze wspólne „trzeźwe wakacje”, świętując razem Nowy Rok. Modelka i aktorka zauważyła, że jest teraz o wiele spokojniejsza i smakuje życie „sekundę po sekundzie”. Pozytywnie myśli o przyszłości, w tym o macierzyństwie. Wie, że terapia odwykowa wymaga od niej wysiłku i konsekwencji. Jest świadoma tego, że nigdy nie zostanie „naprawiona ani w pełni wyleczona”. Jednak już jej to nie dręczy. (PAP Life)
js/