Polska Agencja Prasowa: BNP Paribas nazywany jest “Piątą Lewą Wielkiego Szlema”. Czy w pani hierarchii również zajmuje miejsce tuż po wielkoszlemowych turniejach?
Magda Linette: Te “tysięczniki” zawsze są dużymi turniejami i zawsze chce się w nich zagrać jak najlepiej. Tym bardziej na tych turniejach w USA, które mają już długą historię. Wszyscy grają tutaj, aby pokazać swój najlepszy tenis. Więc na pewno odczuwam rangę tej rywalizacji. Chociażby ze względu na dużą ilość kibiców, którzy przybywają na ten wspaniały obiekt.
PAP: Po świetnym występie w Australian Open, gdzie zagrała pani w półfinale, przyszły słabsze występy w Austin i Meksyku. Więc jak wygląda aktualna dyspozycja?
M.L.: Dobrze czuję się na treningach. Bardzo lubię grać w Indian Wells i czuję się dobrze przygotowana do tego turnieju.
PAP: Co pomyślała pani po losowaniu drabinki, kiedy okazało się, że potencjalną rywalką w czwartej rundzie będzie Iga Świątek?
M.L.: Nie wybiegałam tak daleko. W ogóle nie patrzę na drabinkę. Póki co skupiam się na moim pierwszym występie, który na pewno będzie wymagający.
PAP: Jak zmieniło się pani życie po sukcesie w Melbourne?
M.L.: Nie zmieniło się. Tak naprawdę miałam tylko parę intensywnych dni w Polsce. Praktycznie to były tylko dwa dni. Potem wróciłam do treningów. Na turniejach też nie czuję żadnej zmiany.
PAP: Jednak dzięki sukcesowi w Melbourne nie musi pani przebijać się przez kwalifikacje do ważnych turniejów. Na przykład w Indian Wells zaczyna pani od drugiej rundy. Czy dzięki temu czuje pani mniejszą presję?
M.L.: Na pewno jest to wygodniejsze, bo wiem jak wszystko zaplanować. To jest fajne. Od samego początku mam zapewnione wyższe startowe i to jest fajny bonus.
PAP: Czy po występie w Melbourne bardziej uwierzyła pani w swoje możliwości?
M.L.: Z jednej strony tak, ale nie mogę powiedzieć, że nigdy nie wierzyłam w siebie, bo zawsze byłam pełna wiary w swoje umiejętności. Myślę, że na samym początku doszła pewna presja z tego powodu, bo poczułam, że po takim występie, to teraz muszę wygrywać każdy mecz. Jednak to takie mylne wrażenie, bo przecież te mecze, które rozgrywałam dwa tygodnie później w Austin czy Meksyku byłyby dla mnie trudne tak czy inaczej. Każde spotkanie w Indian Wells byłoby dla mnie tak samo trudne. A przecież przez te dwa tygodnie nie zmieniłam się, nie zmienił się mój styl gry. Nie jestem zawodniczką, która zmiata przeciwniczki z kortu. Muszę pracować na każdy punkt. Na wszystko muszę bardzo ciężko pracować. Jednak powinnam podchodzić do tego trochę inaczej, z mniejszą presją. Muszę sobie przypomnieć jak wygląda mój tenis z Australii. Wraz z trenerami uporządkowałam to i powoli wracam do takiego tenisa, jaki chcę grać.
PAP: A rywalki nie postrzegają teraz pani inaczej?
M.L.: Nie. Być może przez pierwsze dwa tygodnie było inaczej. Jednak nie zaszła we mnie żadna zmiana, dalej jestem tą samą Magdą, z takim samym stylem gry. Nic się nie zmieniło przez te dwa tygodnie. Muszę o tym pamiętać, co nie jest takie proste w tej sytuacji, bo chce się więcej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Rozmawiał Marcin Cholewiński
kw/