Prof. Jacek Szeliga stworzył w 2012 roku ośrodek chirurgii metabolicznej, działający przy Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym im. L. Rydygiera w klinice chirurgii ogólnej, gastroenterologicznej i onkologicznej. Rocznie z powodu otyłości i zaburzeń metabolicznych jest tam operowanych około 300 pacjentów.
Chirurgia bariatryczna
Zabieg polega na zmianie anatomii żołądka i jelit, co powoduje ograniczenie możliwości przyjmowania dużych porcji jedzenia, ale także wpływa na biologię, a w szczególności na mechanizmy neurohormonalne układu pokarmowego regulujące uczucie sytości i głodu. Po operacji pacjenci osiągają zwykle trwałe i znaczące zmniejszenie masy ciała i ustąpienie związanych z nią ciężkich powikłań.
"Otyłość jest chorobą potencjalnie śmiertelną i taki pacjent potrzebuje szybkiej, specjalistycznej pomocy" – powiedział Jacek Szeliga. Jednak jest to utrudnione, między innymi, ze względu na brak odpowiedniej kadry medycznej.
W Polce jest nieco ponad setka lekarzy chirurgów bariatrycznych, z czego 27 posiada certyfikat świadczący o umiejętnościach samodzielnego wykonywania zabiegów bariatrycznych.
Specyfika terapii otyłości, ale także braki kadrowe powodują, że pacjenci kierowani na chirurgiczne leczenie otyłości czekają na swoją kolej nawet kilkanaście miesięcy. "Liczba wykonywanych operacji jest ograniczona m.in. możliwościami technicznymi i organizacyjnymi" – powiedział.
Absolwenci wydziałów lekarskich nie garną się do chirurgii, a tym samym do bariatrii. Niedostateczna liczba lekarzy zabiegowców powoduje problemy i kolejki. Profesor podał przykład, że do naboru na 15 miejsc specjalizacyjnych w jednym z województw na północy kraju zgłosiła się tylko jedna osoba.
"Nie ma ludzi, chirurdzy są coraz starsi, lada moment przyjdzie jeszcze większy kryzys" - stwierdził. Wyjaśnił, że powodem nieatrakcyjności "tej pięknej profesji" jest niezwykle ciężka praca, różnie płatna, a odpowiedzialność niemal jak u przestępcy.
"Pamiętam czasy, kiedy w toruńskim szpitalu było nas prawie 20. Kiedyś o etaty zabijano się. Dzisiaj mamy sześć wolnych miejsc rezydenckich. Dedykowanych zaś bariatrii chirurgów jest tylko trzech, czwarty dojeżdża z Warszawy" - powiedział.
W Polsce zabiegi bariatryczne wykonuje się w 44 szpitalach, są refundowane przez NFZ. Rocznie wykonywanych jest blisko 5 tysięcy operacji. "Ale to wciąż stanowczo za mało. Obecnie tylko do operacji bariatrycznej można byłoby zakwalifikować od 500 do 700 tysięcy dorosłych Polaków – tylu jest bowiem chorych na skrajne postacie otyłości. A problem z nieprawidłową masą ciała może dotyczyć nawet 60 procent społeczeństwa" - powiedział profesor.
Świadomość na temat otyłości
Lekarz poinformował, że świadomość ludzi na temat choroby i sposobów jej leczenia wzrasta. Dzieje się tak głównie dzięki mediom i programom edukacyjnym. Przyznał, że większego wsparcia oczekiwano by też od lekarzy rodzinnych, którzy – jak okazuje się - nierzadko nie informują pacjentów o możliwościach, a przede wszystkim konieczności leczenia choroby. Zajmując się ciężkimi powikłaniami, zapominając o możliwościach leczenia otyłości, jako podstawowej choroby.
"Pamiętam czasy, kiedy diabetolodzy zabraniali pacjentom chodzić do lekarzy, który zajmowali się leczeniem otyłości, twierdząc, że ich choroby nie da się wyleczyć. Teraz to się, na szczęcie, zmienia" – powiedział.
Zabiegi bariatryczne wykonuje się zwykle u pacjentów w wieku od 18 do 65 lat, ale zdarzają się młodsi i starsi. Z operacji coraz częściej zaczynają korzystać seniorzy, widząc szanse na poprawę komfortu swojego życia. "Sama choroba, poprzez swoje następstwa, może spowodować skrócenie życia nawet o 10 - 15 procent czasu, dlatego ważna jest jak najwcześniejsza interwencja lekarska" – powiedział profesor.
Otyłość – jak wyjaśnił naukowiec - to ciężka choroba o bardzo złożonym podłożu. Niekoniecznie musi wynikać ona tylko z uwarunkowań środowiskowych, spowodowanych specyficzną kulturą, brakiem aktywności fizycznej i sposobem odżywiania się. Patomechanizm otyłości jest wieloczynnikowy, zaczynając od genetyki, po różnego rodzaju dysfunkcje natury neurohormonalnej. Powodem może być np. dysfunkcja hormonów jelitowych, żołądkowych regulujących popęd do jedzenia. Chory może dostawać napadów niekontrolowanego "wilczego apetytu" albo - po sytym teoretycznie posiłku - nadal jest głodny.
Zanim pacjent położy się na stole operacyjnym powinien się do tego odpowiednio przygotować. Poza zmianą swojego sposobu odżywiania i aktywności fizycznej musi przejść badania w kilkunastu specjalistycznych gabinetach lekarskich i diagnostycznych. Spotkania z psychologiem klinicznym, dietetykiem, fizjoterapeutą, internistą, psychiatrą, kardiologiem czy diabetologiem mają nie tylko zoptymalizować jego ogólny, mocno zaburzony otyłością stan zdrowia, ale także nauczyć go dbałości o zdrowie, dietę i aktywność fizyczną.
Jak leczyć otyłość?
"Leczenie otyłości to jest trochę tak, jak praca z nałogiem. Pacjent cały czas musi być pod kontrolą. Najpierw sam musi zrozumieć, z czym ma do czynienia. Niektórzy pacjenci zgłaszają się na konsultację, żeby się zoperować, bo źle wyglądają i mają problem z samoakceptacją. Są tacy, którzy po operacji chcą dalej jeść, jak przed zabiegiem, bo lubią, ale nie tyć. Warunkiem powodzenia leczenia jest zrozumienie swojego stanu zdrowia i istoty otyłości, która jest ciężką chorobą. Muszą zacząć nauczyć się żyć po nowemu, zmienić styl życia i nawyki, zwiększyć aktywność - dopiero wtedy możemy rozmawiać o operacji" - powiedział.
Pacjenta nie mierzy się w kilogramach, ale według wskaźnika BMI i procentów masy tkanki tłuszczowej. Zdaniem profesora, bezwzględnym wskazaniem do wdrożenia leczenia i operacji jest, kiedy pacjent ma ponad 25 procent masy tkanki tłuszczowej i 40 BMI.
"Ale pacjenci z niższymi parametrami BMI też powinni korzystać z operacji, szczególnie kiedy pojawiły się u nich powikłania choroby podstawowej. Są to np. cukrzyca, nadciśnienie, zwyrodnienie stawów, choroby sercowo-naczyniowe, stłuszczenie wątroby, choroby płuc, zespół bezdechu sennego, zaburzenia płodności czy stany depresyjne. Jeśli pacjent ma któreś z tych powikłań, wtedy można go zakwalifikować do operacji automatycznie przy BMI wyższym, niż 35" - wyjaśnił. Najnowsze rekomendacje w tej sprawie pojawiły się pod koniec ubiegłego roku. Wygląda na to, że kryteria kwalifikacji ulegają dalszemu obniżeniu.
Lekarz podkreślił, że operacje nie tyko redukują nadmierną masę ciała, ale w dużej mierze leczą choroby wynikające z otyłości i ratują człowiekowi zdrowie i życie. Po operacji pacjenci przestają brać insulinę, leki na nadciśnienie, bywa, że nie muszą poddawać się zabiegom u ortopedy, bo przestają boleć ich stawy. Poprawia się funkcjonowanie wątroby i serca. Istotnie zmniejsza się też ryzyko pojawienia się różnych nowotworów w przyszłości.
Powikłania chirurgiczne mogą pojawić się po każdej operacji. "Dlatego, by temu zapobiec, długo pracujemy z pacjentem w celu optymalizacji jego stanu przed operacją. Zależy nam nie tylko na efekcie, ale też na zminimalizowaniu potencjalnych powikłań. To się udaje. To są bardzo bezpieczne operacje" – zapewnił.
Dodał, że śmiertelność jest porównywalna do wyników po operacji pęcherzyka żółciowego, czyli nie przekracza dziesiątych części procenta. Powikłania ciężkie też są bardzo rzadkie, rzędu 1-2 chorych na 100 operowanych. (PAP)
Autorka: Ewa Bąkowska
kgr/