Gienieczko zamierzał zdobyć na nartach najwyższy szczyt archipelagu polarnego Svalbard - Górę Newtona (1713 m n.p.m.) w kalendarzowej zimie. Jednak ze względu na ekstremalnie złą pogodę musiał przerwać swoją podróż – w piątek rano wezwał pomoc. Ratownikom udało się dotrzeć do Polaka dopiero w sobotę o 7:40.
Nagła zmiana warunków pogodowych
44-letni eksplorator z nasilającą się śnieżycą i silnym wiatrem walczył już od środy. Z godziny na godzinę było coraz gorzej. „Przy próbie wyjścia z namiotu zacząłem dusić się płatkami śniegu. Wtedy jeszcze próbowałem walczyć o przetrwanie bez uruchamiania alertu” – powiedział Gienieczko.
Pogoda nie poprawiała się. Wręcz przeciwnie, dlatego w piątek Gienieczko podjął decyzję o przerwaniu wyprawy i wezwaniu pomocy. Miał początki odmrożenia palca u ręki, stopy i nosa oraz zdarte kolana od walki z zasypującym namiot śniegiem, a także problem z oddychaniem.
"Zimowy klimat jest zupełnie inny. Podobnie jak na wysokości ośmiu tysięcy metrów pozostaje mało tlenu, żeby przeżyć" – tłumaczył. "To był biały szkwał – wielka burza śnieżna i ekstremalny wiatr. Z tą różnicą, że szkwał zaczyna się od wiatru o sile dziewięciu metrów na sekundę, u mnie było czterdzieści" - dodał.
Gienieczko porównuje swoje doświadczenie do śnieżycy, która miała miejsce na Mount Evereście w 1996 roku. Wtedy ośmiu wspinaczy zginęło podczas próby zejścia ze szczytu. Ofiary uczestniczyły w komercyjnych wyprawach pod przewodnictwem doświadczonych himalaistów Roba Halla i Scotta Fishera.
"Zajmuję się eksploracją od ponad dwudziestu lat, dokonałem przejścia gór Mackenzie na dystansie 1000 km, przepłynąłem, jako pierwszy człowiek Amazonkę w canoe, mam za sobą przejście na nartach Syberii na dystansie 1000 km, czy płaskowyżu w Norwegii zimą. Do wyprawy News24 Svalbard Extreme Expedition byłem bardzo dobrze przygotowany, jednak nagłej zmiany warunków pogodowych nie dało się przewidzieć” – wyjaśnił.
Akcja ratownicza norweskich służb
Podróżnik podkreśla profesjonalizm norweskich służb, które udzieliły mu pomocy. "Na Svalbardzie nie pracują przypadkowi ratownicy. Są to najlepsi specjaliści z Norwegii. Jeżeli oni wycofywali się dwukrotnie, to sygnał, że nie muszę mieć żadnych wyrzutów sumienia, że wezwałem pomoc”.
Podróżnik musiał na miejscu pozostawić cały swój sprzęt, broń oraz namiot. „Cały sprzęt o wartości czterdziestu tysięcy złotych został w namiocie, sanie są pod dwumetrową warstwą śniegu. Kolejne opady wciąż zasypują namiot, więc pomimo starań ekipy nie możemy na chwilę obecną go odzyskać” – powiedział Gienieczko.
Jak sam podkreślił, o przetrwanie walczył przede wszystkim dla rodziny. „Inspirowała mnie laurka, którą narysował mój syn. Igor napisał: „Nie poddawaj się”. Mógł napisać cokolwiek innego, ale wybrał właśnie takie słowa" – dodał.
Pytany, czy podejmie się próby ponownego zdobycia szczytu powiedział, że na deklaracje jest jeszcze zbyt wcześnie, jednak nie wyklucza takiej możliwości. (PAP)
Autorka: Klaudia Grzywacz
kgr/ kw/