Rząd ChRL chce zniszczyć Ujgurów, wynarodowić ich, przerwać ciągłość pokoleniową, rozerwać rodziny, wykorzenić naszą kulturę - podkreśla Abbas, która wraz z mężem założyła w 2017 roku w Waszyngtonie organizację pozarządową Campaign for Uyghurs (CFU). Małżeństwo od lat mieszka na emigracji w USA.
Zdecydowaliśmy się założyć CFU, gdy latem 2017 roku zniknęła cała moja rodzina, która pozostała w Sinciangu - to oficjalna nazwa tego położonego na zachodzie Chin regionu, zamieszkanego przez Ujgurów, chociaż to kolonialny termin, my mówimy o Turkiestanie Wschodnim - tłumaczy Idris.
"Ostatni raz rozmawiałem z moją matką 25 kwietnia 2017 roku. Od tego czasu nie mam żadnych informacji o moich rodzicach - oboje są po siedemdziesiątce - siostrach i braciach" - opowiada mężczyzna. Zaznacza, że prześladowania muzułmańskiej mniejszości Ujgurów to dla niego sprawa osobista, ale podobne doświadczenia ma każda osoba z liczącej 150-200 tys. ludzi ujgurskiej diaspory na świecie. Każda z nich ma bliskich, z którymi nie ma kontaktu, którzy zostali osadzeni w obozach koncentracyjnych lub miejscach przymusowej pracy - podkreśla małżeństwo.
"Wówczas, w 2017 i 2018 roku, chińskie władze przeprowadziły potężną falę zatrzymań, na świecie temat był przemilczany, dlatego powstała nasza organizacja. Rushan we wrześniu 2018 roku publicznie mówiła o obozach, zatrzymaniach, również o historii mojej rodziny. Sześć dni później jej siostra została uprowadzona" - opowiada PAP Idris.
"Ludobójstwo, niewolnicza praca i miliony zaginionych bez wieści"
"To nie było przypadkowe, to była po prostu zemsta za moją działalność, zabrali również moją ciotkę, dwie najbliższe mi osoby, które pozostały w Chinach" - mówi Abbas. Ciotka aktywistki została wypuszczona w 2019 roku, działaczka do dziś nie ma kontaktu ze swoją siostrą. Później dowiedziała się, że Gulshan Abbas została skazana w tajnym procesie na 20 lat więzienia za rzekomy "terroryzm".
Moja siostra jest emerytowaną lekarką, zwyczajnym człowiekiem, jest wykształcona, zna dobrze język chiński, nigdy nie angażowała się politycznie, nie podróżowała do krajów muzułmańskich, a np. wyjazdy do Turcji są traktowane przez władze w Pekinie jako ciężkie przestępstwo; to fałszywy zarzut - tłumaczy Abbas. "Teraz wiem przynajmniej, gdzie jest przetrzymywana. To więzienie, które jest powiązane z miejscem pracy przymusowej na rzecz jednej z firm szyjących ubrania. Pewnie produkuje jakieś ubrania, które później są sprzedawane w Europie czy innych miejscach na świecie" - wyznaje.
"To, że nie wiem, co dzieje się z moimi rodzicami to dla mnie codzienna tortura; gdybym wiedział, że zmarli, płakałbym, ale bym się z tym pogodził, tak każdego dnia mam jednak nadzieję, że żyją" - mówi z kolei Idris. Jak wylicza Abbas, oprócz rodziców, nieznany jest też los 14 bratanków i siostrzeńców jej męża - z których najmłodsze w 2017 roku miały po dwa, trzy lata - oraz jego trzech sióstr i brata oraz ich małżonków - razem 24 osób.
"Ludobójstwo, niewolnicza praca, miliony zaginionych bez wieści, dla nas to nie są tylko statystyki, to konkretne osoby i nasza osobista sprawa; mówimy o tym prawdę i władze w Pekinie nie mogą tego tolerować, dlatego jesteśmy też nieustannie atakowani i szkalowani przez rząd w Pekinie i państwowe, chińskie media, które chcą zdyskredytować naszą pracę" - podkreśla działaczka.
Ujgurka, która wraz z mężem odwiedziła Polskę w podróży po Europie, podczas której spotyka się z politykami, działaczami, naukowcami, studentami i mediami na wszystkie rozmowy zawsze zabiera portret swojej więzionej siostry.
Działania Chin wobec Ujgurów spełniają kryteria definicji ludobójstwa
To ważne, by rozumieć, że działania Chin wobec Ujgurów spełniają kryteria definicji ludobójstwa, zapisanej w Konwencji ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa - mówi Abbas. Dokument przyjęto w 1948 roku. Wymieniono w nim pięć czynów, które dokonane "w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych" klasyfikowane są jako zbrodnia ludobójstwa.
Oprócz zabójstw członków danej grupy za ludobójstwo uznawane jest więc również spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków danej grupy; rozmyślne stworzenie im warunków życia obliczonych na ich fizyczne zniszczenie; stosowanie środków, których celem jest wstrzymanie urodzin w obrębie grupy oraz przymusowe przekazywanie dzieci członków grupy do innej grupy.
Więzieni Ujgurowie są poddawani psychicznym i fizycznym torturom; są traktowani jak niewolnicy, przymuszani do pracy, nieustannie indoktrynowani - wylicza Abbas.
Podkreśla, że odbieranie rodzinom dzieci i ich wynarodawianie to również jedna ze zbrodni uznawanych za ludobójstwa, która dotknęła blisko milion ujgurskich dzieci. "A przez przymusowe sterylizacje i aborcje, ujgurskim dzieciom nie daje się nawet szansy, by przyszły na świat, przymusowym aborcjom poddaje się nawet kobiety w ostatnim trymestrze ciąży, są siłą zabierane do szpitali, gdzie przeprowadza się zabiegi" - opowiada działaczka.
Dodatkowo, o czym informują same chińskie władze, 1,1 mln działaczy Komunistycznej Partii Chin wprowadziło się do ujgurskich rodzin, by monitorować ich sposób życia - relacjonuje rozmówczyni PAP. Uzupełnia, że ponieważ większość mężczyzn została już wysłana do obozów koncentracyjnych lub pracy przymusowej, w domach pozostały głównie kobiety - ich żony i córki - które muszą usługiwać kontrolującym ich partyjnym aparatczykom. Są więc również narażone - we własnych domach - na molestowanie seksualne - podkreśla Abbas.
Po kilku tygodniach działacze się wyprowadzają i spisują raport oceniający zachowanie rodziny. Jeżeli kontroler uzna, że Ujgurzy nie spełniają partyjnych wymogów dotyczących stylu życia, w tym np. ograniczeń w praktykowaniu religii - mogą wylądować w obozie.
Ujgurki są też zmuszane do małżeństw z Chińczykami; odmowa, która może wynikać np. z tego, że dziewczęta nie chcą wychodzić za mąż za osoby niereligijne, jest również uznawana za "ekstremizm", co grozi zesłaniem do obozu całej rodziny - zaznacza rozmówczyni PAP.
W Sinciangu w stosunku do Ujgurów i innych w większości muzułmańskich mniejszości Chiny w poważny sposób naruszają prawa człowieka, co może być złamaniem prawa międzynarodowego i zbrodnią przeciwko ludzkości - zapisano w zeszłorocznym raporcie Biura Wysokiego Komisarza NZ ds. Praw Człowieka (ONHCHR). W styczniu 2021 roku rząd USA formalnie uznał działania Pekinu w Sinciangu za ludobójstwo. W ten sposób określono je też w niewiążących rezolucjach parlamentów m.in. Francji, Wielkiej Brytanii, Kanady czy Holandii.
Chińskie władze odrzucają te oskarżenia i twierdzą, że stanowcza kampania jest konieczna, by chronić region przed separatyzmem, terroryzmem i ekstremizmem religijnym. Początkowo Pekin zaprzeczał istnieniu sieci obozów, a później zaczął je określać mianem „ośrodków szkolenia zawodowego”. Władze ChRL twierdzą również, że od rozpoczęcia kampanii w regionie nie doszło do żadnego zamachu terrorystycznego.
Jerzy Adamiak (PAP)
dsk/