Michał Żurek był dowódcą plutonu w ochotniczym Międzynarodowym Legionie Sił Zbrojnych Ukrainy. Przed wyjazdem na wojnę doświadczenie zdobywał w Wojskach Obrony Terytorialnej. Zdaniem żony realizował się w wojsku. "Był bardzo dobry w tym, co robił. Złego słowa o nim nie słyszałam" – powiedziała PAP Agata Żurek.
Nie protestowała, kiedy rok temu w kwietniu, mąż podjął decyzję o wyjeździe na Ukrainę. "Mówił, że będzie walczył o wolność Ukrainy i bezpieczeństwo Polski" – powiedziała. Po powrocie do kraju chciał służyć w Wojsku Polskim.
"Od początku liczyliśmy się z tym, że coś może pójść nie tak. W końcu to wojna. Ale nie dopuszczałam do siebie myśli o śmierci" – powiedziała.
Wyznała, że niewiele wie o tym, jak zginął mąż. Wiadomo, że został ciężko ranny w głowę w Bachmucie. Zmarł 25 marca w szpitalu w Dnieprze. "Dowiem się czegoś więcej, jak przyjadą jego znajomi z plutonu" – powiedziała.
Najbardziej smutne – zwierzyła się - że śmierć zabrała jej męża na miesiąc przed powrotem do kraju.
Jak powiedziała, był przedsiębiorczy i zaradny. Dzieci dodały, że ich tata był dobry i wesoły.
Małżonkowie znali się 20 lat, małżeństwem byli od 19 lat. "Przeżywamy trudne chwile, zostałam z dziećmi sama" – powiedziała wdowa.
Pogrzeb w piątek, w miejscowym kościele w Bralinie, godz. 10. W nekrologu o zmarłym m.in. napisano, że "w potrzebie - krwi własnej, ani życia nie szczędził". (PAP)
Autorka: Ewa Bąkowska
mmi/