Lech Poznań – ACF Fiorentina 1:4 (1:2).
Bramki: 0:1 Arthur Cabral (4), 1:1 Kristoffer Velde (20), 1:2 Nicolas Gonzalez (41-głową), 1:3 Giacomo Bonaventura (58), 1:4 Jonathan Ikone (63).
Żółta kartka - ACF Fiorentina: Luka Ranieri.
Lech Poznań: Filip Bednarek – Joel Pereira, Lubomir Satka, Antonio Milic, Pedro Rebocho – Michał Skóraś (75. Adriel Ba Loua), Jesper Karlstroem, Filip Marchwiński, Nika Kwekweskiri (75. Afonso Sousa), Kristoffer Velde – Mikael Ishak (75. Artur Sobiech).
ACF Fiorentina: Pietro Terracciano – Dodo, Nikola Milenkovic, Luca Ranieri, Cristiano Biraghi – Giacomo Bonaventura (50. Gaetano Castrovilli), Sofyan Amrabat, Rolando Mandragora (85. Antonin Barak) – Nicolas Gonzalez (50. Jonathan Ikone), Arthur Cabral (78. Luka Jovic), Josip Brekalo (85. Riccardo Sottil).
Sędziował: Irfan Peljto (Bośnia i Hercegowina). Widzów: 40 813.
Fiorentina zdobyła twierdzę "Poznań" i jest blisko awansu do półfinału. Lechowi nie pomógł atut własnego boiska, na którym jego piłkarze triumfowali we wcześniejszych ośmiu z dziewięciu spotkań rozegranych w tym sezonie w europejskich pucharach. Mistrzowie Polski w starciu z Toskańczykami momentami byli wręcz bezradni.
Dokładnie 10 godzin przed rozpoczęciem meczu jak grom z jasnego nieba spadła na Lecha wiadomość, że jeden z liderów zespołu Bartosz Salamon nie będzie mógł wystąpić w tym spotkaniu. W ubiegłym tygodniu UEFA oraz klub poinformowali o pozytywnym wyniku próbki A u Salamona, w organizmie zawodnika wykryto obecność chlortalidonu. Obrońca "Kolejorza" nie został jednak zawieszony i miał grać do czasu pełnego wyjaśnienia sprawy.
UEFA jednak zmieniła decyzję i w czwartek zawiesiła lechitę na trzy miesiące. W tej sytuacji trener John van den Brom w ostatniej chwili musiał dokonać korekty w składzie – Salamona zastąpił Lubomir Satka, który w tym roku bardzo rzadko pojawiał się na boisku. Piłkarze Lecha wyrazili solidarność ze swoim kolegą, pozując do przedmeczowego zdjęcia z jego koszulką.
Być może właśnie brak Salamona, jego doświadczenia i zdecydowania, okazał się istotny dla losów spotkania. Już na samym jego początku Nicolas Gonzalez z ok. 20 metrów trafił w słupek, Filip Bednarek długo nie mógł zlokalizować piłki, a do niej najszybciej dopadł Arthur Cabral i wepchnął ja do siatki. Gospodarze, którzy w Lidze Konferencji nie stracili bramki w pięciu ostatnich meczach, już od czwartej minuty musieli odrabiać straty.
Lechici pozytywnie jednak zareagowali na niekorzystny obrót sprawy i kilka razy zagościli w polu karnym rywali. W 11. minucie szarżujący Mikael Ishak, naciskany przez rywala, upadł w polu karnym, ale bośniacki arbiter nakazał grać dalej.
Poznaniacy mieli też trochę szczęścia w 20. minucie, kiedy to Josip Brekalo strzelił w słupek. Błyskawicznie przenieśli wówczas akcję pod pole karne gości, Ishak odegrał głową do Kristoffera Velde, a ten nie dał szans Pietro Terracciano. Co ciekawe, mało kto na stadionie widział tego gola, bowiem kibice akurat chwilę wcześniej zaaranżowali „Do the Poznań”, czyli taniec polegający na odwróceniu się plecami do boiska, złapaniu się za ramiona i rytmicznym podskakiwaniu. Większość z nich trafienie Norwega obejrzało na powtórce na telebimach.
Mecz mógł się podobać, obie ekipy postawiły na otwartą grę, akcje bardzo szybko przenosiły się z jednego pola karnego pod drugie. Defensywa poznańskiej drużyny nie stanowiła jednak monolitu. Piłkarze z Toskanii czasami mieli bardzo dużo swobody w okolicach pola karnego, obrońcy Lecha nie zawsze dobrze ustawiali się do dośrodkowań Fiorentiny, popełniali błędy w kryciu. Jeszcze przed przerwą Włosi znów wyszli na prowadzenie po główce Gonzaleza, ale dokładnym zagraniem popisał się Cristiano Biraghi. Kilka minut później Cabral mógł po raz drugim w tym meczu wpisać się na listę strzelców, jednak z bliska nieczysto trafił w piłkę.
Druga odsłona zaczęła się obiecująco dla Lecha. Podopieczni Johna van den Broma ruszyli z impetem, ale też obrońcy Fiorentiny nie pozwalali na zbyt wiele. Entuzjazmu poznaniakom starczyło na niecały kwadrans, a zgasił go Giacomo Bonaventura, który z linii pola karnego nie dał Bednarkowi.
O ile golkiper "Kolejorza" nie miał szans przy tym strzale, tak pięć minut później mógł się lepiej zachować po akcji rezerwowego Jonathana Ikone. Francuski napastnik miał bardzo dużo swobody, strzelił z ok. 20 metrów niezbyt mocno, ale Bednarek był trochę spóźniony i po raz czwarty musiał wyjąć piłkę z siatki.
Potem tempo meczu mocno spadło. Goście, usatysfakcjonowani wysokim prowadzeniem, momentami oddawali inicjatywę Lechowi. Gospodarze nie radzili sobie jednak w ataku pozycyjnym i piłkę rozgrywali daleko od bramki Terracciano.
Mimo wysokiej porażki, schodzących do szatni lechitów żegnały oklaski ponad 40-tysięcznej publiczności.
Zwycięzca tego dwumeczu w półfinale LK zmierzy się z wygranym z pary Nice – FC Basel. (PAP)
Autor: Marcin Pawlicki
gn/ mj/