Legenda polskiego plakatu żali się: już nie mogę pokazywać nagości

2023-04-21 13:34 aktualizacja: 2023-04-22, 08:32
Otwarcie wystawy Andrzeja Pągowskiego. Fot. PAP/FOTON
Otwarcie wystawy Andrzeja Pągowskiego. Fot. PAP/FOTON
Jest autorem niemal 2 tysięcy plakatów do filmów, spektakli teatralnych i różnego rodzaju festiwali. Stworzył też wiele okładek płyt i książek, a także murali i ilustracji. Andrzej Pągowski obchodził 70. urodziny. Ale na emeryturę się nie wybiera. "Najbardziej interesują mnie plakaty, które jeszcze nie powstały" - mówi w rozmowie z PAP Life.

PAP Life: Ma pan na koncie prawie 2000 plakatów. Które z nich są dla pana najważniejsze?

Andrzej Pągowski: To trochę tak, jakby pani zapytała matkę, które dziecko bardziej kocha. Są plakaty, które wiążą się z jakimiś historiami lub osobami, dla których powstawały. Nigdy nie zapomnę prac dla Krzysztofa Kieślowskiego, Janka Machulskiego, Krzysztofa Zanussiego czy Agnieszki Holland. Miałem to ogromne szczęście, że tych osób znaczących w moim życiu było bardzo dużo. Teraz z okazji moich 70. urodzin przygotowałem wystawę moich plakatów teatralnych w Teatrze 6. piętro. Mówię o tym, bo wiem, że wszyscy zawsze interesują się plakatami filmowymi Wiadomo, że jak są plakaty do „Misia”, „Człowieka z żelaza” czy „Przesłuchania”, to więcej ludzi chce je zobaczyć. Ale mam w dorobku też wiele hitowych tytułów teatralnych, choćby „Apetyt na czereśnie” Osieckiej, zrobiłem mnóstwo tytułów szekspirowskich. W telefonie mam Hamleta z białym krukiem, którego uważam za jedną ze znaczących moich prac. Ale najbardziej interesują mnie plakaty, które jeszcze nie powstały.

PAP Life: Od czego zaczyna pan pracę?

A.P.: Czasami pomysł przychodzi natychmiast, czasami - zwłaszcza przy plakatach do spektakli - jest to żmudny proces przełożenia wizji teatralnej na plakat. Nieskromnie powiem, że mam umiejętność zapisywania na kartkach historii filmowej. Zawsze Krzysztof Kieślowski mi mówił: „Widzę swój film w twoim plakacie”. Nigdy się nie zastanawiałem, skąd to mam. Ostatnio z okazji jubileuszu, przygotowując album, przejrzałem wiele dawnych prac i ponad połowa z nich mnie zaskoczyła. Nie pamiętam, jak dochodziłem do tego pomysłu. Ale kiedy zaczynam pracować, wszystko dzieje się, że użyję takiego porównania, jak na jakiś haju. Dla mnie rysowanie to rodzaj uzależnienia. Pojawia się adrenalina, radość.

PAP Life: Kiedy pojawia się pomysł, od razu siada pan do pracy?

A.P.: Tak i wszystko za jednym zamachem. I od razu się swojej pracy pozbywam, bo gdybym dawał sobie więcej czasu, to w kółko bym coś przerabiał, ulepszał. Pracuję zwykle nocami, chodzę spać o drugiej, trzeciej nad ranem. Teraz są już inne wymogi, nie robię całego plakatu sam, typografię robi moja graficzka, Magdalena Błażków. Pracuję na tablecie graficznym, ale nadal używam pędzla, ołówka, tylko one są elektroniczne. Są teraz programy, które mogą wszystko wygładzić, uprościć, tak, że nie widać, że artysta coś poprawił czy przetarł. Ale ja zostawiam wszystkie faktury, przetarcia, rozpłynięcia. Wiem, że moje prace także za to są cenione, więc gdybym nagle zaczął malować inaczej, ludzie, którzy mnie cenię, byliby zdziwieni.

PAP Life: Są dni, kiedy pan nie rysuje?

A.P.: Nie ma. Nawet kiedy nie mam nic do roboty, choć to rzadkie momenty, to robię coś dla siebie. Na razie, odpukać, mam więcej roboty niż czasu. Jest wielu kolekcjonerów, którzy zbierają moje prace i piszą do mnie, kiedy będzie następna z jakiegoś cyklu, który ich interesuje. Cały czas mam zaległości. Jestem uzależniony od pracy, gdybym nie rysował, nie miał wystaw, wernisaży, nie jeździł na festiwale, to myślę, że zacząłbym chorować. Energia, którą dostaję od ludzi na spotkaniach autorskich, to jest jak ładowanie baterii. Należę do artystów, którzy bez odbiorców nie mogą żyć. Praca dla siebie samego nie dawałaby mi żadnej satysfakcji. I tak jest już od 46 lat, bo tak długo tworzę.

PAP Life: Jak w tym czasie zmieniły się pana prace?

A.P.: Bardzo. Jestem innym Pągowskim niż byłem. Teraz wiele rzeczy się źle kojarzy, jest mnóstwo ograniczeń. Dziś nie mogę pokazywać nagości, motywów religijnych, rzeczy, które mogłyby być potraktowane jako antyfeministyczne czy rasistowskie. Niedawno zamieściłem na Facebooku swój plakat do słynnego filmu „Seks, kłamstwa i kasety wideo”, na którym była naga dziewczyna i Facebook od razu mi to zablokował. Takiego plakatu, jak kiedyś do „Dam i huzarów”, dziś na pewno nie mógłbym zrobić. Nie mówiąc o „Łuku Erosa” czy „Sztuce kochania”. Tak jest problem, z jakim się na co dzień mierzę. Myślę też, że u uproszczanie komunikatów między ludźmi, jakie obserwujemy ostatnio, jest bardzo niebezpieczne. Posługujemy się emotikonami. Dzisiaj nie pisze się „kocham cię”, tylko daje serduszko. Kiedyś się mówiło, że ludzie czytają książkę od okładki do okładki, teraz czytają zapowiedź na ostatniej stronie. Facebook jest przestarzały, Instagram jest przestarzały, najłatwiejszy w odbiorze jest TikTok. Tyko, ile to jest warte?

PAP Life: Jak wyglądają pana najbliższe plany?

A.P.: Czeka mnie sporo wystaw: w Kaliszu, Nowym Sączu, Gdyni, Suwałkach. Dużo się tego dzieje. Wybieram się na festiwal w Ostrowie Wielkopolskim, tam też będę miał wystawę. Cały czas mnie gonią terminy. Jestem w trakcie mojego projektu poświęconego Kubie Morgersternowi, przygotowuję 21 plakatów do wszystkich jego filmów, łącznie z etiudami. To jest mój trzeci cykl, pierwszy był „Kieślowski na nowo”, drugi „Wajda na nowo”. To są edukacyjne projekty, potem jeżdżę z nimi po Polsce, przybliżając poprzez nie tych reżyserów. W tej chwili pracuję też nad dwoma spektaklami teatralnymi, mam jeden film, okładkę płyty, okładki książek. Trochę tego jest. (PAP Life)

Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańska

jc/