Mer Lwowa: każdego dnia żegnamy poległych bohaterów [WIDEO]

2023-05-05 06:47 aktualizacja: 2023-05-05, 12:31
Andrij Sadowy. Fot. PAP/Vitaliy Hrabar
Andrij Sadowy. Fot. PAP/Vitaliy Hrabar
We Lwowie każdego dnia żegnamy poległych bohaterów wojny przeciwko agresji Rosji. Oni umierają za nasz kraj, dlatego władze miasta biorą na siebie wszystkie obowiązki związane z pogrzebem i opieką nad rodziną – mówi PAP mer Lwowa Andrij Sadowy.

„Ceremonie pożegnania naszych poległych bohaterów odbywają się prawie każdego dnia. W niektóre dni żegnamy dwóch, trzech, a były i takie, kiedy chowaliśmy i pięciu wojskowych” – wyznaje.

W dniu rozmowy z merem w greckokatolickim kościele garnizonowym we Lwowie (d. kościół Jezuitów) uroczyście żegnano Nazarija Pikułyckiego, niespełna 34-letniego żołnierza, który zginął na froncie wschodnim.

Jego zdjęcie z życiorysem umieszczone było na tablicach ustawionych wokół ratusza, a gdy ze świątyni wynoszono trumnę z ciałem, orkiestra wojskowa grała marsz żałobny.

Orszak wyruszył następnie w kierunku ratusza, przed którym zatrzymał się na kilkanaście minut. W tym czasie zatrzymał się też ruch na lwowskim rynku. Przed ratusz wyszedł mer ze swoimi pracownikami, przystanęli spacerujący tu ludzie. Wielu z łzami w oczach, z opuszczonymi głowami i ręką na sercu, niektórzy przyklękali.

„Rada Miejska w pełni wspiera rodzinę żegnanego bohatera: od zawiadomienia o śmierci i towarzyszy jej przez długi czas po uroczystym pożegnaniu na Cmentarzu Łyczakowskim. Odbywa się ceremonia przed świątynią oraz ceremonia przed ratuszem, gdy trębacz miejski wykonuje melodię pożegnalną na cześć bohatera. Zapewniamy także rodzinie wsparcie psychologiczne” – wyjaśnia Sadowy.

„W takich momentach rodzinie poległego wojskowego jest bardzo trudno. I to wsparcie na pewno jest jej potrzebne. Nie wiem, jak jest w innych miastach, ale robimy tak we Lwowie, gdyż jest to naszym obowiązkiem. Oni przecież umierają za nasz kraj” – dodaje.

Sadowy: we Lwowie mieszka obecnie około 150 tysięcy uchodźców wojennych

Mieszkańcy innych regionów Ukrainy, zwłaszcza centrum i wschodu kraju, gdzie częściej niż we Lwowie wyją syreny alarmów lotniczych i spadają rosyjskie pociski, przyjeżdżają tu na kila dni, by odetchnąć od wojennej trwogi. Chodzą po licznych restauracjach, piją kawę, śmieją się.

W chwilach, gdy przez centrum miasta przejeżdża wojskowy kondukt żałobny, wszyscy jednak zamierają. „Oczywiście, że od chwili otwartej inwazji wojsk rosyjskich wszyscy żyjemy w ciągłym niepokoju. Jednocześnie musimy dalej żyć, wychowywać dzieci i pomagać tym, którzy tego potrzebują” – tłumaczy mer.

Sadowy przypomina, że we Lwowie mieszka obecnie około 150 tysięcy uchodźców wojennych, których mieszkańcy miasta „traktują jak członków własnych rodzin”.

„Od początku wojny przez Lwów przeszło ponad 2 miliony ludzi. Jest to wielkie obciążenie dla infrastruktury i ogromne wyzwanie organizacyjne i psychiczne, bo ci, którzy zajmują się pomocą nieraz również się wypalają” – przyznaje.

Sadowy ocenia, że swobodny klimat, który odczuwa się we Lwowie mimo wojny spowodowany jest tym, że „Ukraińcy nie lubią okazywać swego bólu na zewnątrz”.

„Często jednak serce pęka, szczególnie kiedy żegnasz się z bohaterem, który pozostawił małe dzieci. Każdy rodzic wyobraża sobie siebie na jego miejscu. Jest to bardzo trudne, bo to taki ból, którego nic nie uleczy. To pozostaje na całe życie. Dlatego ważne jest, byśmy podchodzili do tego wszystkiego z godnością. To jest główna zasada Lwowa” – podkreśla mer miasta w rozmowie z PAP.

Ze Lwowa Jarosław Junko (PAP)

dsk/