W stolicy przed decydującym starciem wyborczym jest wyraźnie mniej plakatów i innych form komunikacji politycznej niż przed pierwszą turą z 14 maja.
Nad położonym centralnie skrzyżowaniem przy metrze Kizilay góruje wizerunek ubiegającego się o reelekcję prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana; na otaczających to miejsce ścianach budynków, kiosków czy przystanków autobusowych rozklejono z kolei plakaty Kemala Kilicdaroglu - wspieranego przez większość opozycji lidera Republikańskiej Partii Ludowej (CHP).
Podobnie jak przed turą pierwszą, centrum Ankary pełne jest funkcjonariuszy policji i - tym razem - żołnierzy na wozach opancerzonych. "Nie wierzę, że dojdzie do zamieszek czy nawet demonstracji. Nikt nie chce - w najlepszym przypadku - dostać gumową kulką w oko; nie będzie drugiego Gazi (brutalnie stłumionych w 2013 roku protestów w Stambule - PAP)" - mówi Beyza, młoda mieszkanka Ankary.
"Niby nadzieja umiera ostatnia, ale ja już ją straciłam i nadal żyję" - wyznaje PAP Nazli, wyborczyni CHP i Kilicdaroglu. "Oczywiście, że pójdę głosować, ale wiem, że przegramy. A ja przegram kolejnych pięć lat życia" - dodaje zrezygnowana.
"Oczywiście, że głosuję na Erdogana, na kogo innego miałbym głosować? Tutaj wiem, na kogo i na co głosuję... Kilicdaroglu to wybór islamistów, nacjonalistów, lewicowców, Kurdów i Bóg wie, kogo jeszcze" - przekonuje Nuri, niosąc flagę Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) prezydenta Erdogana.
Po Ankarze - mieście rządzonym od 2019 roku przez polityka CHP - przemieszczają się autobusy kampanii wyborczej Kilicdaroglu grając jego kampanijną piosenkę. Gdy wjeżdżają w najbardziej zatłoczone części niemal 6-milionowego miasta, siedzący w pełnych kawiarniach ludzie i przechodnie biją brawo, skandując nazwisko obecnego lidera CHP oraz czołowej postaci najnowszej historii kraju - Mustafy Kemala Ataturka.
Z Ankary Jakub Bawołek (PAP)
mar/