W czasie czwartkowej konferencji prasowej na szczycie Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Kiszyniowie, premier Mateusz Morawiecki został zapytany, czy ma już kandydata do komisji ds. badania wpływów rosyjskich.
"W rozmowach bilateralnych w Kiszyniowie w Mołdawii mogłem poinformować moich kolegów premierów, prezydentów o zasadach działania komisji" - powiedział szef polskiego rządu.
Jak ocenił, "wyraźnie zeszło już powietrze z tego nadmuchanego do niemożności balona przez naszą opozycję, która posługując się różnego rodzaju fake newsami próbowała pobudzić w Komisji Europejskiej wszelkie możliwe struny, aby wystąpiono przeciwko nam".
Morawiecki podkreślił, że działanie komisji "nikomu nie blokuje startu w wyborach". Wyjaśnił, że "jest możliwość szybkiego odwołania się od decyzji komisji do sądu w pierwszej instancji, a potem oczywiście w drugiej instancji, a więc nie ma tutaj zagrożenia".
Komisja miałaby analizować m.in. czynności urzędowe, tworzenie, powielanie, udostępnianie informacji osobom trzecim; wpływanie na treść decyzji administracyjnych; wydawanie szkodliwych decyzji; składanie oświadczeń woli w imieniu organu władzy publicznej lub spółki; zawieranie umów czy dysponowanie środkami publicznymi lub spółki.
Decyzje, które mogłaby podejmować komisja, to m.in.: uchylenie decyzji administracyjnej wydanej w wyniku wpływów rosyjskich, wydanie zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi do 10 lat oraz cofnięcie i zakaz poświadczania bezpieczeństwa na 10 lat. (PAP)
Autor: Magdalena Gronek, Rafał Białkowski
mar/