Krytyka i pomysły reformy Rady Bezpieczeństwa ONZ to temat niemal tak stary, jak sama Rada, powstała tuż po zakończeniu II wojny światowej. Ale agresja Rosji na Ukrainę znacznie nasiliła te tendencje, czego przykład dał sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres, który w Hiroszimie wezwał do wymyślenia jej na nowo, by oddawała "realia dzisiejszego świata".
Z wezwaniem tym zgadza się Stały Przedstawiciel Polski w ONZ Krzysztof Szczerski.
"To jest instytucja, która nie przeszła żadnej zasadniczej zmiany od zakończenia II wojny światowej i jest odzwierciedleniem świata, którego już nie ma" - mówi w rozmowie z PAP dyplomata. "Cała konstrukcja Rady opiera się na tym, co znamy z historii jako koncert mocarstw.
Jak zaznacza Szczerski, stałą i główną przeszkodą do zmiany tego porządku jest pięć mocarstw będących stałymi członkami Rady i mającymi prawo weta: USA, Rosja, Chiny, Francja i Wielka Brytania. I choć mają one czasem diametralnie inne interesy, to łączy je jeden cel: obrona własnego specjalnego statusu.
Ambasador zaznacza, że naga agresja Rosji podważyła jedną z głównych uzasadnień dla utrzymania obecnego porządku: że choć państwa te mają szczególne uprawnienia, to mają też szczególny obowiązek, by strzec pokoju i zasad Karty Narodów Zjednoczonych. Tymczasem jeden z filarów organizacji jest dziś głównym burzycielem porządku. Zdaniem Szczerskiego, wojna powinna być wobec tego momentem, by przebudować Radę.
"Koniec zimnej wojny dał przekonanie, że reforma nie jest konieczna, bo ten nowy zglobalizowany świat będzie zjednoczony, że wszyscy będziemy jakoś działać razem. Dziś widzimy, że powraca ta twarda geopolityka. Więc pytanie brzmi, czy ta wojna sprawi, że uznamy po rosyjskiej agresji, że to moment nie na kosmetyczne zmiany, ale na ogólną reformę całego porządku. Ale do tego trzeba będzie woli politycznej" - ocenia.
Pomysłów na reformy nie brakuje: od skromniejszych, mówiących o odebraniu stałym członkom prawa weta we własnej sprawie, przez zmianę składu Rady, by lepiej odzwierciedlała obecny układ sił i geografię polityczną (włączenie takich państw jak Japonia, Indie, czy Brazylia) po oddaniem jej kompetencji demokratycznemu Zgromadzeniu Ogólnemu.
Szczerski zastrzega jednak, że mimo miażdżących porażek Rosji w głosowaniach Zgromadzenia nt. wojny na Ukrainie i mimo zawieszenia jej w Radzie Praw Człowieka, jej pozycja w Radzie Bezpieczeństwa wciąż daje jej duże wpływy i stanowiska w systemie ONZ.
"Prawo weta oznacza, że wiele państw, których dotyczą decyzje Rady Bezpieczeństwa, musi zabiegać o pozytywny stosunek i poparcie tych stałych członków. To daje im ogromną siłę polityczną na świecie. Wszystkie działania ONZ są w dużej mierze warunkowane wolę tych pięciu krajów. M.in. dlatego nie należy się łudzić, że Rosję można w jakiś sposób całkowicie wykluczyć z ONZ lub całkowicie wyizolować. Ale biorąc pod uwagę to, jakimi instrumentami i wpływami instytucjonalnymi dysponuje na świecie Rosja, to jej obecna marginalizacja jest dobitnym świadectwem, jak ta wojna jest negatywnie oceniana na świecie i jak szkodzi Moskwie" - mówi Szczerski.
Zaznacza też, że poza tymi względami, wiele krajów jest przeciwko wykluczaniu innych co do zasady.
"Wiele państw w ogóle wyklucza wykluczenie jakichkolwiek państw z ONZ, bo to również pozbawiłoby ONZ możliwości oddziaływania na niego. Inni dlatego, że będą kolejni w kolejce. Bo jeśli zaczęlibyśmy zastanawiać się, kto powinien być wykluczony, to moglibyśmy znaleźć wiele państw" - tłumaczy.
Jak dotąd jedyną zmianą w działaniu Rady Bezpieczeństwa w obliczu rosyjskiej inwazji było uchwalenie rezolucji Zgromadzenia Ogólnego, by każde użycie weta w Radzie Bezpieczeństwa wiązało się z automatycznym zwołaniem debaty w Zgromadzeniu na ten temat. Jak mówi PAP Szczerski, w ONZ trwają rozmowy o tym, by pójść dalej w tym kierunku, tj. dalszych konsekwencji użycia weta, np. obowiązku stworzenia raportu w sprawie, czy poddania pod głosowanie w ZO rezolucji na ten temat.
"Można to robić krok po kroku, można rozbudować uprawnienia Zgromadzenia Ogólnego, ale zawsze ostatecznie dochodzi się do ściany: żeby zreformować samą Radę, potrzebna jest zgoda tych stałych członków" - mówi Szczerski.
Oskar Górzyński (PAP)